piątek, 25 października 2013

1.

Maj 2013

  Biegłam chodnikiem ze słuchawkami w uszach. Czułam jak pot spływa mi po plecach i twarzy, ale właściwie nie przeszkadzało mi to. Lubiłam biegać i to bardzo. Oprócz tego kocham też dużo jeść, więc chyba dobrze się składa, że lubię wysiłek fizyczny, co? Dzięki temu mogłam spokojnie się objadać, zachowując przy tym nienaganną sylwetkę. Po głowie już chodziły mi pyszności, które miałam zamiar zjeść, jak tylko dotrę do domu. Został już niewielki kawałek mojej trasy, który w całości wynosił 10 km. Myślicie, że to dużo? Też tak kiedyś mi się wydawało, ale z czasem przywykłam do coraz dłuższych dystansów.
  Rozglądałam się dookoła, po dobrze znanych mi domach. Mieszkałam w Londynie, a dokładniej na jego obrzeżach, całe szczęście. Było tu o wiele spokojniej niż w centrum miasta, a tam zawsze mogłam podjechać. W końcu od czego było metro? Może i przeszkadzało mi bycie ściskaną przez obce ciała i sapanie ludzi nad głową, ale jakoś dawałam radę. Otarłam mokre czoło i jedyne na co miałam teraz ochotę (oprócz jedzenia oczywiście) to zimny prysznic. Na końcu ulicy można już było dostrzec mój dom. Skromnych rozmiarów budynek ze ścianami pomalowanymi na beżowo i granatową dachówką. Raczej nie wyróżniał się na tle innych, no może oprócz kołatki w kształcie wielkiej sowy. Moja mama i jej dziwny pomysły...
  Weszłam do domu i zrzuciłam z nóg adidasy, a słuchawki zsunęłam na szyję. Czułam się naprawdę szczęśliwa w tym momencie, a wszystko za sprawą biegania. Cudowne uczucie. Zajrzałam do kuchni, gdzie mama właśnie robiła sałatkę. Uniosła na mnie wzrok i zmarszczyła nieznacznie brwi.
 - Zdajesz sobie sprawę z tego, że za 30 minut mamy grilla?
  Uch, wypadło mi z głowy. Pokiwałam tylko głową i szybko weszłam po schodach. Łazienka! Szybko ściągnęłam z siebie ubrania i wrzuciłam do kosza na pranie. Już po chwili znajdowałam się pod prysznicem, gdzie chłodna woda oblewała moje rozgrzane ciało. Przymknęłam na chwilę oczy. Wspaniale. Nie mogłam jednak sobie pozwolić na zbyt długi odpoczynek, bo musiałam się ogarnąć na tego nieszczęsnego grilla. Chociaż właściwie... Aiden przyjdzie! Uśmiechnęłam się szeroko i w samym ręczniku, przeszłam przez korytarz do mojego pokoju. Znajdował się on najbliżej schodów, czasem się to przydawało, na przykład przy wymykaniu się w nocy z domu. Zamknęłam za sobą drzwi.
  Mój pokój miał ściany pomalowane na niebiesko, a podłogę pokrywały jasne panele. Biurko stało przy oknie, a na nim znajdował się mój laptop i parę innych bzdetów. Obok stała szafa, w której panował istny chaos. A po drugiej stronie było sporych rozmiarów łóżko. Przy nim znajdowała się jeszcze półka, a tam moja ukochana kolekcja książek. Tak więc mój pokój to nic nadzwyczajnego.
  Ubrałam na siebie bieliznę, dżinsy i spraną koszulkę z psem. Roztrzepałam włosy palcami. Było ok. Moje brązowe włosy sięgały połowy pleców,układając się na nich falami. Oczy koloru jasnoniebieskiego, otoczone dość długimi rzęsami (dziękuję Wam geny!). Usta miałam pełne i potrafiły ułożyć się w całkiem niezły uśmiech. Jak już wspominałam wcześniej, miałam świetną sylwetkę, szczupłą i wysportowaną, ale z umiarem. Po mamie odziedziczyłam średni wzrost, co właściwie całkiem mi się podobało. Można by pomyśleć dziewczyna idealna, co? Ok to powiem Wam, że zawsze marzyłam o trochę większym biuście. Nikt nie jest idealny.
  Wzięłam do ręki telefon i zobaczyłam wiadomość. Cassie. Odpisałam jej, że dzisiaj nie mogę się spotkać. Mówiąc o Cass to miałam okropny problem. Moja najlepsza przyjaciółka już za miesiąc miała kończyć urodziny, a ja nie miałam pojęcia co jej kupić. No i to nie były zwykłe urodziny, tylko 18, więc prezent powinien być naprawdę niepowtarzalny. Cholera.
  Westchnęłam głośno, postanawiając, że pomartwię się o to innym razem. Teraz czas na grilla. Zaburczało mi głośno w brzuchu. Spokojnie, zaraz się najesz, kochany.
  Zeszłam na dół, ubrałam pierwsze lepsze japonki, w których chodziłam po domu i wyszłam na zewnątrz, gdzie byli już moi rodzice i brat. Miałam uroczy ogródek, moja mama bardzo o niego dbała, więc często tu przesiadywaliśmy. Usiadłam przy stole, naprzeciwko Setha i od razu nałożyłam sobie na talerz trochę sałatki z kurczakiem. Mój brat spojrzał w bok na rodziców, którzy zajmowali się grillem. Widząc, że są zajęci i prawdopodobnie nas nie słyszą, nachylił się nad stołem do mnie i syknął:
 - Zjadłaś moje chipsy, złodziejko.
  Przewróciłam oczami i z ustami pełnymi jedzenia wymamrotałam: - Nie były Twoje.
 - Chyba sobie żartujesz, specjalnie prosiłem mamę, by je kupiła! - warknął ze złością, podnosząc głos.
  Zachichotałam pod nosem, widząc jak się złości. O tak, lubię go denerwować, to jedna z moich ulubionych czynności. Seth miał 14 lat i wyglądał jak ja, jak moja męska, młodsza wersja. Z charakterów właściwie też byliśmy dość podobni. Wychodziło na to, że powinniśmy się lubić, co? Niedoczekanie...
  - Grubas - syknął.
  Uniosłam się lekko na krześle i uderzyłam go w głowę. Nie było to wcale tak mocne, ale on musiał zacząć wydzierać się tak, że chyba sąsiedzi go słyszeli. Czasem naprawdę jest z niego Królowa Dramatu. Rodzice spojrzeli na nas karcąco, a ja tylko uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.
 - Zamknij się już - powiedziałam do brata.
  Widziałam jak otwiera usta, żeby mi odpowiedzieć, ale przerwało mu głośne:
 - Dzień dobry, wszystkim!
  Właśnie pojawił się mój wujek, brat mojego taty, jego żona i najbardziej oczekiwany przeze mnie gość - Aiden, mój jedyny kuzyn. Zaczęły się powitania, przytulanie, a ja tylko uśmiechałam się głupio do Aidena, gdyż bardzo dawno go nie widziałam.
 - Zajęłam Ci miejsce. - poklepałam krzesło obok siebie, a on zaśmiał się lekko.
 - Dzięki. - opadł na miejsce i przybił piątkę z moim bratem.
  Aiden był ode mnie starszy o 7 lat, ale i tak zawsze miałam z nim świetny kontakt. Gdy miałam jakoś 13 lat często chodziłam z nim i jego przyjaciółmi na basen. Strasznie kochałam się wtedy w jednym z jego kolegów, ale nie zwracał na mnie uwagi. Co się dziwić, jakie szanse miała taka małolata u 20latka. Wracając do mojego kuzyna to nie było widać po nas żadnego pokrewieństwa. Aiden był blondynem z szarymi oczami i silnie rozbudowaną sylwetką. Właściwie to był ogromny, bo wzrostem przewyższał większość osób jakie znałam. Potrafił wyglądać dość groźnie, ale gdy się uśmiechał, zamieniał się w słodkiego osiłka. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio go widziałam. Zdecydowanie minęło zbyt dużo czasu.
 - Mów co u Ciebie! - zawołałam z entuzjazmem i rozejrzałam się. Rodzice Aidena stali przy grillu razem z moimi i chyba było im tam całkiem wygodnie. Wróciłam wzrokiem do kuzyna, który właśnie się odezwał:
 - Wszystko w porządku, z Anabelle też. Um, jestem właściwie dość zmęczony, nie mam na nic czasu ostatnio - wzięłam właśnie do ust dużą porcję sałatki - praktycznie cały czas jestem w pracy, fakt, że udało mi się dzisiaj z niej wyrwać to cud.
  Zakrztusiłam się jedzeniem, kaszlałam głośno, machając rękami. Seth patrzył na mnie jak na idiotkę, a Aiden w połowie z rozbawieniem, a w połowie ze zmartwieniem. Poklepał mnie swoją wielką łapą po plecach. Pomogło.
 - Co Ci się stało?
  Odpowiedź była prosta, właśnie uświadomiłam sobie pewną rzecz. Mój najukochańszy kuzyn uratuje mnie z opresji, jaką jest znalezienie prezentu dla Cass. Jestem cholerną szczęściarą, a Cass chyba się popłacze, gdy dostanie swój prezent. Jeśli oczywiście to co sobie właśnie zaplanowałam, wypaliłoby.
 - Wyleciało mi z głowy, że jesteś ochroniarzem One Direction! - pisnęłam, łapiąc Aidena za nadgarstek. - O matko, to najlepsze co mogło mnie spotkać.
  Seth prychnął głośno, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak: "One Direction jest lamerskie". Mój kuzyn zaś uniósł pytająco brew i z pewną obawą powiedział:
 - Nie mów, że jesteś jedną z tych napalonych fanek, co sikają po nogach na ich widok...
  Mój brat wybuchnął głośnym śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. On po prostu założył słuchawki na uszy, nie przejmując się gośćmi. Szybko wróciłam spojrzeniem do Aidena.
 - Nie, ja nie, ale moja przyjaciółka jest. - zarumieniłam się, gdy dotarło do mnie co powiedziałam. - To znaczy jest ich fanką, ale nie takiego typu. Ona ich uwieeeeelbia. Aiden uratujesz mi życie, proszę Cię.
  Chłopak wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Ale o co?
No tak, o co? Cholera nie wiem, może autografy? Podpisana płyta albo zdjęcie?
 - Słuchaj - zaczął Aiden - nie jestem pewien o co Ci chodzi z tą przyjaciółką.
 - Cass ma urodziny za miesiąc, 18 i szukałam dla niej prezentu, więc jakbyś mógł mi załatwić jakiś autograf lub...
  Aiden przerwał mi, uśmiechając się z zadowoleniem. - Chłopaki grają za miesiąc koncert, ostatni przed wakacjami, bo chcą zrobić sobie krótką przerwę.
 - Och, gdzie go grają? Powiedz, że to przynajmniej w Anglii, nie wiem czy rodzice pozwoliliby mi...
  Mój kuzyn zaśmiał się pod nosem, widząc moją zrozpaczoną twarz. - W Londynie.
  Co... W Londynie? Nie wierzę. O. mój. Boże. Jak to możliwe, że mogę mieć takie cholerne szczęście? Moja przyjaciółka miała urodziny za miesiąc, gdy w naszym mieście odbywał się koncert jej ukochanego zespołu, a na dodatek mój kuzyn to ich ochroniarz. To się nie mogło dziać naprawdę. Musiałam wyglądać naprawdę głupio, bo Aiden jeszcze bardziej zaczął się śmiać, pokręcił głową i wyjął telefon.
 - To... załatwisz mi... bilety? -wyjąkałam, prawie zapominając języka w gębie.
On chwilę klikał coś na telefonie, schował go z powrotem do kieszeni i po tych dłużących się sekundach spojrzał na mnie.
  - Myślę, że to nie będzie problemem, tak samo jak Vipowskie wejściówki za kulisy. Właśnie napisałem do menadżera chłopaków, powinien się zgodzić.
 - Cholera, jesteś najlepszym kuzynem na świecie! - przytuliłam go mocno.
 - Nie zaprzeczam. - wzruszył ramionami z niewinnym uśmieszkiem.
  To będzie najlepszy prezent, jaki Cass mogłaby dostać kiedykolwiek. Zaczęłam obstawiać w myślach jaka będzie jej reakcja. Pewnie najpierw nie uwierzy, a później może nawet się popłacze. Nabierałam na talerz sałatki, nawet nie patrząc co robię. Byłam zbyt podekscytowana tym wszystkim. Cholera, tylko żebym nie wygadała jej się zbyt wcześnie. Spojrzałam na swój talerz pełen jedzenia, a przecież zaraz jeszcze miałam jeść coś z grilla. Nałożyłam zdecydowanie za dużo, ale jak już wspominałam uwielbiałam się objadać. Jeśli nie dam rady zjeść tego wszystkiego to nie nazywam się Skyler Carter.

*

Czerwiec

  Wreszcie nadszedł ten dzień. Ten piękny, cudowny, tak bardzo wyczekiwany dzień. PIĄTEK! Początek weekendu. Wpatrywałam się uparcie w zegarek wiszący na ścianie. Jeszcze parę sekund i... właśnie w tym momencie zadźwięczał dzwonek, kończący lekcje. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem, wrzuciłam książki do torby i wyszłam z klasy w towarzystwie moich rówieśników. Wychodząc ze szkoły, rzuciły mi się w oczy dobrze mi znane blond włosy.
 - Cass!
  Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i wykonała ręką gest, który chyba miał mnie uspokoić.
 - Pamiętam, pamiętam. Będę u Ciebie wieczorem - krzyknęła.
  Ruszyłam w stronę domu, ciesząc się jak głupia, chociaż nie pokazywałam tego na twarzy. Mijani przeze mnie ludzie mogliby mnie uznać za wariatkę. Dzisiaj powiem Cass o moim prezencie urodzinowym dla niej. Zostawiłam to na ostatnią chwilę, bo wiedziałam, że inaczej trułaby mi przez cały miesiąc o tym w co powinna się ubrać lub jak uczesać. Został jednak tylko dzień do koncertu, więc przydałoby się wreszcie jej o tym powiedzieć. Musiałam przyznać, że też byłam dosyć podekscytowana pójściem na koncert One Direction. Nie byłam ich fanką, ale znałam parę ich piosenek i nie byli, aż tacy źli. No dobra, byli naprawdę w porządku. Aiden zresztą mówił mi, że byli fajnymi chłopakami.
  Po wejściu do domu, udałam się od razu do kuchni. Moja mama właśnie coś gotowała, nachyliłam się nad nią, zaglądając do garnków. W jednym makaron, w drugim jakiś sos. Mniam.
 - Dzień dobry - rzuciła moja rodzicielka, unosząc brew.
  Uśmiechnęłam się do niej i pocałowałam w policzek. Spoglądając znowu na jedzenie, oblizałam się. - Za ile będzie obiad?
  Mama pokręciła głową z rozbawieniem. Możliwe, że chodziło jej o to, że gdy weszłam do domu pierwszym (i jedynym) co mnie zainteresowało było jedzenie. No to chyba nie dziwne po tylu godzinach w szkole!
 - Za jakieś 5 minut - powiedziała, mieszając drewnianą łyżką sos.
 - Super!
  Pobiegłam na górę, rzuciłam torbę na łóżko, a następnie usiadłam do biurka. Wreszcie chwila czasu, żeby posiedzieć z laptopem. Włączyłam facebooka i przejrzałam ostatnie wpisy, nic ciekawego. Po chwili zobaczyłam, że Cass skomentowała jakieś zdjęcie. Dotyczyło to jutrzejszego koncertu, więc od razu z ciekawością zaczęłam szukać jej komentarza. Mimowolnie zachichotałam widząc co napisała ("Grają w moim mieście, a mnie tam nie będzie! Czy można mieć większego pecha?"), ok, może było to troche chamskie. Później jej to wynagrodzę, gdy dowie sie, że jednak będzie na koncercie.
  Czekając na przyjaciółkę, która miała pojawić się za parę godzin, zdążyłam zjeść obiad i nadrobić wszystkie zaległości w internecie. Zostało mi jeszcze jakieś 30 minut. Zaczęłam robić brzuszki, naprawdę lubię wysiłek fizyczny! Jak powiedzieć Cassie o koncercie? Łokciami do kolan, z powrotem na ziemię. Ciekawe jak zareaguje... Znowu do kolan, na ziemię. Na dodatek prawdopodobnie będzie mogła poznać chłopaków z zespołu, a może powiem jej o tym później, żeby miała większą niespodziankę? Do kolan, na ziemię. A może lepiej nie, zabiłaby mnie, gdyby nie wystroiła się wcześniej wystarczająco. Kolejne minuty minęły mi właśnie na takich rozmyślaniach i gdy skończyłam robić brzuszki,po prostu leżałam na podłodze.
 - Co Ty robisz?
  Uniosłam się na łokciu i obróciłam w stronę drzwi. Cass stała tam, patrząc na mnie z dziwną miną. W końcu weszła do środka i usiadła na łóżku. Cassandra, bo tak brzmiało jej pełne imię, była naturalną blondynką, miała zielono-brązowe oczy, a na jej ustach często widać było krwistoczerwoną szminkę. Była trochę wyższa ode mnie i zdecydowanie miała się czym pochwalić w kwestii biustu.
 - Cześć! - zawołałam wesoło, podnosząc się z podłogi.
  Usiadłam na fotelu, stojącym przy biurku i podjechałam nim w stronę łóżka. Teraz siedziałam na przeciwko przyjaciółki i mogłam ją uważnie obserwować.
 - Sky - zaczęła, wpatrując się we mnie. - skoro nie robię imprezy urodzinowej, to pomyślałam, że może jutro wyskoczymy do jakiegoś klubu? Tylko Ty i ja, nie chcę nikogo więcej.
  Pokiwałam nieznacznie głową, wiedząc, że nie pójdziemy do żadnego klubu. Zagryzłam nieznacznie wargę, a po chwili od niechcenia spytałam:
 - Wiesz, że jutro One Direction gra tutaj koncert?
  Cass zmarszczyła brwi i po chwili odpowiedziała chłodno: - Oczywiście, że wiem. Przecież jestem ich fanką. Chciałam iść na ten koncert, ale zanim udało mi się zebrać kasę to nie było już biletów. - skrzywiła się z niezadowoleniem.
 - A co jeśli powiedziałabym Ci, że... - przerwałam na moment, widząc, że robi się zaciekawiona tym co chce powiedzieć. - że idziemy jutro na ich koncert?
  Blondynka zamrugała parę razy i w końcu udało jej się cokolwiek wykrztusić. - C-co, co... co powiedziałaś?
  Zachichotałam pod nosem, widząc jej zdezorientowaną minę. - Idziemy na koncert One Direction i będziemy miały Vipowskie wejściówki, więc poznamy się z chłopakami, zrobimy zdjęcie, dostaniesz autografy. Wszystkiego najlepszego!
  Ok, urodziny będzie miała w poniedziałek, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie dodać tych dwóch ostatnich słów. Cass wpatrywała się we mnie, nic nie mówiąc, właściwie jej twarz nie pokazywała żadnych emocji. Czekałam cierpliwie, aż w końcu zareaguje na moje słowa jakkolwiek.
 - Nie - powiedziała.
  Teraz to ja byłam zaskoczona. Co "nie"? Nie, nie chce iść?
 - Nie wierzę, nie mówisz poważnie. Nabierasz mnie. - pokręciła głową, ale widziałam, że chce usłyszeć jak mówię, że to prawda.
 - Naprawdę. Pamiętasz Aidena, mojego kuzyna? - w tym momencie pokiwała lekko głową. - Jest ochroniarzem One Direction już chyba pół roku, więc załatwił to dla nas.
  Na jej twarzy nie pojawił się wielki uśmiech jak się spodziewałam, za to oczy wypełniły się łzami. Złapała mnie za rękę i wyszeptała:
 - Poznam ich, naprawdę ich poznam. - zacisnęła palce mocniej na mojej dłoni, na co skrzywiłam się lekko. - Sky, jesteś... jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie.
  Uśmiechnęłam się do niej lekko i mruknęłam nieskromnie: - Tak, wiem.
  Cass otarła łzy z twarzy i odwzajemniła uśmiech, tyle, że ten jej obejmował całą twarz. Wstała nagle z miejsca i zaczęła chodzić po pokoju w tą i z powrotem. Podążyłam za nią wzrokiem i już wiedziałam, co zaraz usłyszę.
 - Jak myślisz w co powinnam się ubrać?
  Wzruszyłam ramionami. - W coś wygodnego na koncert.
  Blondynka przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się pod nosem. Nagle podeszła do mojego laptopa i włączyła zdjęcie One Direction. Ok, zaczęłam się zastanawiać czy jednak nie jest tą całkowicie szaloną fanką.
 - Nie mogę uwierzyć, że ich poznam, że poznam Harry'ego.
  Przysunęłam się z krzesłem do biurka i spytałam: - Harry to Twój ulubiony?
 - Sky - mruknęła z rozmarzeniem, a po chwili uniosła głos: - ja go ubóstwiam, gdybym mogła to wzięłabym z nim ślub, popatrz jaki on jest piękny!
  Wskazała na niego na zdjęciu, a ja zaśmiałam się cicho. Tylko, żeby nie mówiła takich rzeczy w ich towarzystwie.
 - Który to który? - przyjaciółka obdarzyła mnie zniesmaczonym spojrzeniem, jak gdyby to, że nie znałam ich imion, było niewybaczalne. Przez jakieś 10 minut powtarzała mi w kółko jak się nazywają, żebym zapamiętała. Właściwie nie wiem czemu jej na tym tak zależy... 
  Cass nagle rzuciła się na mnie, przytulając mocno i obie upadłyśmy na ziemię, gdy fotel nie wytrzymał obciążenia. Śmiałyśmy się głośno przez chwilę, a po chwili ona spoważniała i spojrzała na mnie.
 - O Boże, to już jutro... Dziękuję Ci, jesteś najlepsza. Nie wiem co bym zrobiła bez takiej przyjaciółki jak Ty.
  Zamrugałam gwałtownie, by odpędzić łzy. Nie lubiłam się rozklejać, zdecydowanie nie gdy ktoś patrzył, dlatego szturchnęłam ją lekko w bok i powiedziałam:
 - Dobra, dobra. Lepiej idź już przyszykować sobie ciuchy na jutro.
  Cass przytuliła mnie jeszcze raz i z szerokim uśmiechem, wstała. Tanecznym krokiem podeszła do drzwi, odwróciła się na pięcie w moją stronę i posłała mi buziaka.
 - Do jutra.
 - Do jutra - odpowiedziałam cicho.
  Leżałam jeszcze chwile na podłodze, po tym jak wyszła. Nie mogłam już doczekać się jutrzejszego koncertu, to co dopiero ona, ich zagorzała fanka. Gdy w końcu podniosłam siebie i fotel, usiadłam przy laptopie. Poruszyłam myszką, by ekran się rozświetlił i zobaczyłam przed sobą twarze chłopaków z One Direction. Zdjęcie, na które patrzyła wcześniej Cass. Przyglądałam się każdemu z osobna uważnie, wydawali się sympatyczni. Już jutro miałam przekonać się czy faktycznie tacy byli. Dziwne uczucie, patrzeć na zdjęcie sławnych osób i wiedzieć, że będę miała okazję ich poznać, zamienić chociaż jedno słowo. Wyłączyłam zdjęcie i włączyłam pierwszą lepszą komedię, na którą natrafiłam na stronie z filmami. Był to dobry sposób, by mieć jakieś zajęcie, ale tak naprawdę móc myśleć o czymś innym. W międzyczasie dostałam jeszcze parę SMS-ów od Cass, która na zmianę cieszyła się jak głupia z powodu koncertu i była wzruszona takim prezentem. Gdy w końcu położyłam się do łóżka, długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się wciąż z boku na bok. Przy każdym zamknięciu oczu miałam w głowie obraz tego jednego uśmiechu ze zdjęcia. Może jutro uda mi się zobaczyć go na żywo.