poniedziałek, 27 lipca 2015

rozdział bonusowy nr 3

ok, to już oficjalnie i definitywnie ostatnie co tutaj dodaję!
dzięki za czytanie <3

*

Aiden

 Kolejny już raz wytarłem moje spocone dłonie o materiał spodni i wziąłem głęboki oddech, próbując nie myśleć o tym, jak dużo osób czekało właśnie przed sceną. Mieliśmy już wcześniej kilka koncertów, na pierwszy przyszło naprawdę mało osób, ale później stopniowo na każdy kolejny przychodziło ich trochę więcej.
 Dlatego nie powinien, aż tak zaskoczyć mnie fakt, że w klubie było teraz prawie pół tysiąca osób. Ale jednak zaczynałem panikować, choć starałem się po sobie tego nie pokazać. Może dla kogoś innego byłoby to małą publiką, ale dla mnie było zupełnie inaczej. Dopiero przyzwyczajałem się do tego wszystkiego i wcześniej nie miałem zbyt dużo problemu z graniem przed ludźmi, ale to zawsze były mniejsze grupy. Wiedziałem jednak, że jeśli naprawdę chciałem, żeby zespół wypalił, będę musiał przywyknąć do o wiele większej widowni.
 Prawdopodobnie byłoby inaczej, gdybym miał pewność, że wszyscy ci ludzie byli naszymi fanami i uwielbiali naszą muzykę, ale tak naprawdę nie miałem pojęcia, czy tak było. Do klubu normalnie przychodziło sporo osób, więc jakaś część z nich pewnie nie kojarzyła, kim jesteśmy i możliwe, że nas znienawidzą po tym występie... Albo jeszcze w jego trakcie i zaczną obrzucać nas wyzwiskami, chcąc pozbyć się nas ze sceny.
 To ja miałem wszystko dzisiaj ogarniać (zresztą jak każdego innego dnia) i upewnić się, że byliśmy gotowi, więc nie mogłem teraz pozwolić sobie na jakiekolwiek nerwy. Musiałem pozostać spokojny i skupiony na moim otoczeniu, żeby być pewnym, że wszystko było w porządku. Nic nie mogło pójść nie tak, inaczej nasza wymarzona kariera zostałaby prawdopodobnie skreślona.
 Noah siedział rozłożony na kanapie i nie wyglądał na ani trochę przejętego, zamiast tego śmiał się co chwilę pod nosem, wpatrując się w ekran swojego telefonu. Koło niego leżała już para pałeczek do perkusji, więc uznałem, że on był przygotowany do grania. Przesunąłem wzrokiem dalej, chcąc sprawdzić, co robi Dylan, ale nie siedział nigdzie w pobliżu naszego perkusisty.
 Zamiast w jakikolwiek sposób szykować się do koncertu, który miał się zaraz odbyć, stał za to przy stoliku, na którym siedziała Violet. Opierał się dłońmi po obu jej bokach, nachylając się w jej stronę i rozmawiali między sobą z wielkimi uśmiechami na twarzach. Mogłem się domyślić, że cała jego uwaga będzie skupiona na niej, właśnie dlatego mówiłem jej, żeby nie przychodziła tu przed koncertem, ale oczywiście, że mnie nie posłuchała. Od tego właśnie były młodsze siostry.
 Podszedłem do lustra, chcąc ostatni raz sprawdzić, czy wyglądałem w miarę przyzwoicie. Moje włosy rozwalone były po całej głowie, ale wyjątkowo nie było tak, dlatego że starałem się je ułożyć właśnie w ten sposób przez dobre kilkanaście minut. Tym razem po prostu ciągle przesuwałem przez nie palcami ze stresu, czasem nawet szarpiąc mocno za kosmyki. Ostatecznie jednak wyglądało to zadowalająco, dlatego teraz nawet ich już nie ruszałem, poza tym wiedziałem, że pewnie przed samym wejściem na scenę znowu zdążę coś z nimi zrobić. Byłem dość blady, jakby cały kolor spłynął z mojej twarzy, wiedziałem jednak, że to szybko się zmieni po zagraniu kilku piosenek. Moje policzki nabiorą trochę czerwonego koloru od gorąca i wysiłku, a wtedy nie będę już wyglądał jak chodzący trup. Poprawiłem okulary, podsuwając je trochę wyżej na moim nosie i odetchnąłem głęboko.
 - Ok, zostało osiem minut! - zawołałem, sprawdzając najpierw czas na zegarku na moim nadgarstku.
 - Dobrze się czujesz, Aiden?
 Spojrzałem na moją siostrę, która była praktycznie tak samo blada jak ja, ale w przeciwieństwie do mnie u niej był to skutek rzadkiego wychodzenia z domu i wyglądała tak codziennie. Dylan obrócił się bardziej w moją stronę, przyglądając mi się teraz podejrzliwie i tylko Noah dalej zajęty był swoim telefonem.
 - Tak, czuję się świetnie - rzuciłem, a Violet uniosła wysoko brwi, nie wyglądając, jakby mi uwierzyła.
 Drzwi po lewej stronie pokoju otworzyły się i do środka wszedł Ian, a zaraz za nim nasi rodzice. Dylan od razu odsunął się trochę od Violet, pewnie mając nadzieję, że tego nie zauważą, ale tata zaśmiał się cicho, patrząc w ich stronę. I on i mama uwielbiali jej chłopaka, a jednym z powodów było na pewno to, że ledwo co jej przy nich dotykał. Niestety przy mnie było wręcz odwrotnie.
 - Jest w cholerę dużo ludzi - powiedział Ian i posłał mi szeroki uśmiech.
 Choć już o tym wiedziałem, na jego słowa poczułem, jakby ktoś mocno ścisnął mój żołądek. Mama uderzyła go w tył głowy za jego słownictwo, a on zaczął narzekać, że przecież to nie jest przekleństwo, więc nie musiałem nic mu na to odpowiadać, bo przestał zwracać na mnie uwagę. Przełknąłem nerwowo ślinę, znowu przesuwając dłońmi po materiale spodni, zostawiając w tym miejscu ślady przez to, jak dużo razy zdążyłem już to zrobić.
 - Denerwujesz się, co?
 Tak bardzo byłem skupiony na próbowaniu uspokojenia się, że nie zauważyłem, gdy podszedł do mnie tata i oparł się ramieniem o ścianę obok, a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech.
 - Doskonale to rozumiem - dodał, choć nawet nie odpowiedziałem mu w żaden sposób, ale właściwie nie musiałem, zbyt mocno było to po mnie widać. - Gdy tam wyjdziesz, poczujesz się lepiej, uwielbiasz grać, świetnie czujesz się na scenie i choć teraz wydaje ci się, że to zbyt przerażające, to na pewno dasz sobie radę.
 Pokiwałem głową, nie ufając teraz mojemu głosowi i choć nie do końca uwierzyłem w to wszystko, to miałem nadzieję, że naprawdę właśnie tak będzie. Tata poklepał mnie jeszcze po ramieniu, a później podeszła do nas mama, uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i uścisnęła mocno. Też musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak się stresowałem i pewnie uznała, że mówienie teraz czegokolwiek nie miało zbyt dużo sensu.
 - Chyba musimy się już zbierać - powiedział głośno Dylan.
 Noah schował wreszcie telefon i podniósł się z kanapy, przeciągając się przy tym, po czym zaczął bawić się pałeczkami, kręcąc nimi między palcami. Violet pocałowała Dylana w policzek i objęła go na krótką chwilę, na co Ian zrobił niezadowoloną minę. Posłałem wymuszony uśmiech rodzicom i podszedłem bliżej do mojego zespołu, żebyśmy mogli wreszcie stąd wyjść.
 - Powodzenia! - zawołał Ian, patrząc w moją stronę i pokazując mi uniesione do góry kciuki.
 - Pójdzie wam świetnie - dodała Violet i uśmiechnęła się szeroko. - Będziemy wszyscy oglądać was zza kulis.
 - Chodźmy rozjebać tę scenę! - krzyknął Noah, chyba na chwilę zapominając, że nie byliśmy sami w pomieszczeniu.
 Tata zaśmiał się na to głośno, mama też wyglądała na trochę rozbawioną, ale mimo to pokręciła głową i ostrzegawczym tonem powiedziała:
 - Noah, słownictwo...
 - Przepraszam, Pani Horan - wymamrotał szybko, posyłając jej niewinny uśmiech.
 Mogłem to zrobić, to było tylko trochę więcej osób, ale oprócz tego różniło się to niczym od naszych wcześniejszych występów. Robiłem to już kilka razy, teraz też mogłem to zrobić bez problemu, prawda?
 Dylan pierwszy wyszedł z pokoju, machając na nas ręką, żebyśmy się ruszyli. Normalnie to byłbym ja, ale może jednak wszyscy (no oprócz naszego perkusisty) zauważali moje podenerwowanie, które trochę utrudniało mi teraz organizację. Noah przerzucił mi rękę przez ramiona, gdy zaczęliśmy iść korytarzem i zaczął gadać o tym, jaki jest podekscytowany tym koncertem. Miałem takie same odczucia jeszcze dzień wcześniej.
 Zatrzymaliśmy się z boku sceny, gdzie Dylan już zakładał pasek gitary elektrycznej przez ramię i sprawdzał jak dużo ma kostek do gry. Wokół chodzili ludzie odpowiedzialni za organizację koncertu i pośpieszali nas, żebyśmy się przygotowali i nie spóźnili na moment, w którym mieliśmy wyjść. Mimo mojego stresu automatycznie zacząłem sprawdzać, czy wszystko było tak jak powinno, a gdy się co do tego upewniłem, dopiero wtedy wziąłem mój bas.
 - To będzie wykurwiste - powiedział Noah, po czym obejrzał się przez ramię, jakby chciał sprawdzić, czy czasem mojej rodziny jeszcze tutaj nie było.
 - Ta, będzie świetnie, stary - odpowiedział mu Dylan, ale patrzył przy tym na mnie, jakby upewniał się, że zaraz nogi się pode mną nie ugną i nie polecę na podłogę.
 Pokiwałem energicznie głową, mimo tego że śniadanie podchodziło mi do gardła i cieszyłem się tylko, że to nie ja będę musiał zaraz śpiewać. To nie byłby zbyt dobry koncert, gdyby wokalista otworzył usta i zaczął wymiotować, może nawet trafiając kogoś z widowni. Na pewno byłoby to... dość interesujące, ale niekoniecznie dla osoby, której się to przydarzyło.
 - Wychodzicie za dziesięć sekund!
 Noah wyszczerzył się i podskoczył kilka razy, jakby nie mógł już opanować swojej energii, a ja zacisnąłem mocno palce na korpusie basu.
 - Pięć sekund!
 Dylan strzelił kostkami w obu dłoniach i zwilżył językiem usta, wyglądając na całkowicie opanowanego, gdy ja kompletnie panikowałem wewnątrz.
 - Już, już!
 Cieszyłem się, że nie muszę być tą pierwszą osobą, która tam wyjdzie, ale nie zmieniało to zbyt wiele, bo ledwo Noah to zrobił, musiałem pójść za nim. Dylan musiał lekko popchnąć mnie do przodu, żebym się ruszył i po kilku krokach byłem już na scenie.
 Ludzie nie byli ani strasznie głośnie, ani strasznie cicho, słyszałem raczej ciche rozmowy między sobą albo może po prostu odciąłem od siebie te dźwięki. Miałem wrażenie, że nogi mi się plączą, gdy podchodziłem do mojego miejsca i że wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak mocno bije mi teraz serce. Zamrugałem kilka razy, patrząc przed siebie na ogromną widownię i choć miałem wielką ochotę stamtąd uciec, wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
 Dasz radę, Aiden. Musisz dać radę. Dylan zaczął nas przedstawiać, nie mogłem się jednak skupić na tym, co mówił, jedyne o czym myślałem to, że już za moment rozpocznie się pierwsza piosenka. Przez krótką chwilę myślałem, że zapomniałem chwytów i jaki kawałek był, w której kolejności.
 Ale wtedy usłyszałem, jak Noah uderzył o talerze, a z ust Dylana wydobyły się początkowe słowa utworu...
 I zaczęliśmy grać.

*

 - Nie mogę uwierzyć, że poszło nam tak cholernie dobrze!
 - Mówiłem, że rozjebiemy tę scenę - odpowiedział Noah, potrząsając moimi ramionami.
 Wyszczerzyłem się do niego głupio, kiwając głową, bo rzeczywiście Noah był przekonany, że wszystko pójdzie jak najlepiej. I okazało się, że niepotrzebnie się stresowałem, bo właśnie tak było. Przy pierwszej piosence byłem jeszcze dość nieswój, ale w końcu całkowicie się uspokoiłem, grając na moim ukochanym basie. Tata miał rację, mogłem denerwować się wcześniej ilością osób, ale przecież świetnie czułem się na scenie i w końcu wszystkie te negatywne odczucia zniknęły, bo to właśnie było moje miejsce.
 Zrobiliśmy nawet sporo zdjęć z osobami z publiki, co dalej było dla mnie dziwne, choć wcześniej zdarzyło mi się, by parę osób mnie o nie prosiło. Dylan dostał najwięcej uwagi od dziewczyn, a to akurat ani trochę mnie nie dziwiło i tego właśnie się spodziewałem, Violet za to nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Rodzice wrócili już do domu, a Ian poszedł poszukać Hannah, która ponoć gdzieś tu była i też mieli już wychodzić. Nie miałem pojęcia, jakie plany mieli Violet i Dylan, ale Noah i ja chcieliśmy tu jeszcze trochę zostać.
 Mimo tego że niedawno skończyliśmy koncert (którego tak bardzo się wcześniej bałem), byłem teraz pełen energii i nie miałem zamiaru wracać jeszcze do domu. Wolałem wypić piwo albo kilka w ramach świętowania naszego małego sukcesu i mój przyjaciel całkowicie zgadzał się z tym pomysłem. Dlatego przedarliśmy się przez tłum, zatrzymując się parę razy, gdy ktoś nas zaczepił ("wasz wokalista jest taki gorący, czy jest wolny?!", "dacie mi follow na twitterze?") i w końcu udało nam się dostać do baru.
 Noah zamówił dwa piwa, a ja usiadłem wygodnie na jedynym wolnym stołku, na co on posłał mi niezadowolone spojrzenie. Rozejrzał się dookoła, ale gdy nie zauważył żadnego innego siedzenia, zazgrzytał zębami i oparł się łokciami o ladę.
 - Siedziałeś właśnie przez pół godziny! - zawołałem z rozbawieniem. - Teraz ja muszę posiedzieć.
 Barman podał nam nasze piwa, sprawdzając najpierw mój dowód, przez co Noah zaczął rechotać pod nosem, a ja przewróciłem oczami i zignorowałem go. Wziąłem kilka łyków alkoholu i westchnąłem cicho, czując jak zimny napój spływa po moim gardle. Właśnie tego teraz potrzebowałem. Przez następne kilkanaście minut rozmawialiśmy o koncercie, omawiając w szczegółach każdą rzecz, choć oboje przecież już o tym wiedzieliśmy. Ale wtedy Noah zobaczył jakąś dziewczynę, która mu się spodobała i - tak jak mogłem się tego spodziewać - zostawił mnie samego.
 Nie miałem zamiaru siedzieć jak idiota i na niego czekać, dlatego uznałem, że od razu po skończenia piwa, wrócę do domu. Noah pewnie zapomni nawet, że jeszcze z nim tutaj byłem, jeśli mu się poszczęści i w ogóle tu nie wróci. To nie byłby pierwszy raz, gdy zrobiłby coś takiego, byłem już do tego dość przyzwyczajony, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Wolałem dalej myśleć o tym, jak bardzo cieszyłem się, że koncert poszedł świetnie.
 - Jesteś naprawdę dobry w grze na basie.
 Spojrzałem w bok ze zdziwieniem, bo mimo wszystkich pochwał, jakie dziś dostaliśmy, pierwszy raz słyszałem coś takiego od kogoś, kto nie był moją rodziną albo kimś ze znajomych. Byliśmy chwaleni za cały występ i piosenki, ale nikt nie zwracał szczególnej uwagi na bas.
 - Och, um, dzięki - odpowiedziałem niepewnie.
 Dziewczyna siedząca obok mnie uśmiechnęła się w odpowiedzi i napiła się przez rurkę swojego drinka. Korzystając z okazji, przyjrzałem się jej uważniej i musiałem przyznać, że była naprawdę ładna, miała ten typ urody, który mówił: "nigdy się z tobą nie umówię, bo nie dorastasz mi do pięt".
 Jej blond włosy wyglądały prawie na białe i miała je odgarnięte na jedną stronę, odsłaniając długą szyję i okolczykowane ucho. Z tego co udało mi się zauważyć, jej oczy były prawdopodobnie szare, może trochę zielone, trudno było to teraz stwierdzić, tym bardziej że nie patrzyła w moją stronę. Usta miała pomalowane na krwiście czerwony kolor, po którym ślad pewnie zostałby na jej szklance, gdyby piła prosto z niej i może właśnie dlatego używała rurki.
 Gdy odwróciła z powrotem twarz w moją stronę, zmieszałem się lekko, bo wpatrywałem się w nią jak w obrazek, z czego możliwe że zdawała sobie sprawę.
 - Gwen Mitchell - przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę.
 Jej oczy zdecydowanie miały szaro-zielony kolor.
 - Aiden - powiedziałem i ścisnąłem jej zimną dłoń moją lekko spoconą, a widząc jej oczekujący wzrok, niechętnie dodałem: - Horan.
 Puściłem szybko jej rękę, nie chcąc wyjść na dziwaka, który przytrzymuje ją zbyt długo. Zamiast tego złapałem moje piwo i wziąłem z niego kilka łyków, chcąc się czymś zająć. Gwen przyglądała mi się z ciekawością i może trochę rozbawieniem, musiała zauważyć, że byłem dość niezręczny w towarzystwie dziewczyn, choć chciałbym myśleć, że było inaczej.
 - Miło cię poznać, Aiden Horan - rzuciła z nieznacznym uśmiechem.
 I może byłem zbyt wyczulony na tym pukncie, ale wydawało mi się, że zwróciła szczególną uwagę na moje nazwisko, dlatego nie mogłem się powstrzymać, żeby nie spytać:
 - Och, rozumiem, że znasz One Direction?
 Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, a zamiast tego pojawił się na niej wyraz niezrozumienia, jakby nie miała pojęcia, dlaczego zacząłem ten temat.
 - Co, co to za pytanie? - Zaśmiała się lekko, spoglądając na mnie dziwnie. - Oczywiście, że znam, musiałabym być całkowicie odcięta od świata, żeby ich nie znać.
 To tylko mnie zdezorientowało i nie byłem już pewien, co myśleć o tej sytuacji.
 - Tak, wiem, że to stary zespół twójego taty - dodała i wzruszyła ramionami. - Nie jestem ich wielką fanką, jeśli właśnie o tym pomyślałeś.
 Teraz czułem się jak kompletny idiota, z jednej strony miałem ochotę pożegnać się z nią jak najszybciej, żeby znowu nie palnąć czegoś głupiego, ale z drugiej chciałem poznać ją lepiej. Wydawała się interesująca, a na dodatek doceniała moje umiejętności grania na basie, a to praktycznie nigdy mi się nie przytrafiało.
 Na moment zapanowała między nami cisza, Gwen pewnie czekała, aż w jakiś sposób odpowiem na jej wypowiedź, ale chciałem zmienić temat na coś dla mnie przyjemniejszego do rozmowy. Żeby zyskać trochę więcej czasu, powoli wypiłem kilka łyków piwa, kończąc zawartość mojego kufla.
 - Często tu przychodzisz? - wyrzuciłem z siebie w końcu, bo była to jedyna rzecz, która przyszła mi na myśl.
 - Właściwie to nie - odpowiedziała, kręcąc palcami rurkę w swoim drinku. - Byłam tu może raz wcześniej, a dzisiaj przyszłam, bo chciałam was posłuchać.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, nie pomyślałbym, że znała nas wcześniej, myślałem raczej, że przypadkowo znalazła się tu akurat tego dnia.
 - Wiedziałam o was jeszcze, gdy mieliście innego wokalistę. Byliście do bani.
 Musiałem mieć bardzo oburzoną minę, bo zaśmiała się lekko, mrużąc przy tym oczy i nie spuszczając ze mnie wzroku.
 - Chodziło mi głównie o jego wokal - wyjaśniła. - Po za tym od zawsze podobało mi się, jak ty grasz, dobrze zrobiliście, biorąc do zespołu tego nowego kolesia.
 To nawet nie było tak, że celowo pozbyliśmy się Masona z zespołu i zastąpiliśmy go Dylanem. On po prostu sam zdecydował się odejść, mimo tego że Noah i ja próbowaliśmy go namówić, żeby został. Moja mała siostra też zawsze powtarzała mi, że on w ogóle nie umiał śpiewać, ale moim zdaniem po prostu miał specyficzny głos, który nie wszyscy potrafili docenić. Postanowiłem jednak, że lepiej jeśli nie powiem tego na głos.
 - Ok, więc wcześniej nas nie lubiłaś, ale teraz jesteś może... naszą fanką?
 Gwen zrobiła zamyśloną minę, jakby musiała się nad tym poważnie zastanowić, ale podejrzewałem, że robiła to specjalnie, żeby trochę się ze mną podroczyć. Po chwili nachyliła się bardziej w moją stronę i uśmiechnęła się pod nosem, a ja przełknąłem nerwowo ślinę, bo znalazła się dość blisko mnie.
 - Wiesz co? Wcześniej byłam zdecydowanie twoją fanką - zaczęła, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na moje usta - ale teraz chyba rzeczywiście jestem fanką całego zespołu.
 - Dzięki - odpowiedziałem, bo nie wiedziałem, co innego mogę powiedzieć w tym momencie.
 Gwen uniosła swoją szklankę i dopiła resztę swojego drinka, a mój wzrok skupił się na jej ustach wokół rurki. Po tym odsunęła od siebie naczynie i przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na mnie z wesołymi błyskami w oczach.
 - Ale ty dalej jesteś moim ulubieńcem.
 Miałem nadzieję, że moje policzki nie zrobiły się teraz czerwone, tak jak mi się wydawało i starałem się zachowywać na luzie, ale to na pewno mi się nie udawało.
 - W takim razie tym bardziej dziękuję...
 Gwen uśmiechnęła się z rozbawieniem na moje słowa i spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku.
 - Będę musiała się już zbierać - powiedziała, wzdychając cicho.
 - Czekaj, nie mów, że jesteś niepełnoletnia i musisz szybko wracać, żeby rodzice nie byli źli - wypaliłem bez zastanowienia.
 Liczyłem na to, że może uda mi się z nią jeszcze kiedyś porozmawiać, ale jeśli okazałoby się, że blisko jej było do wieku mojej siostry, to chyba nie bardzo byłoby to możliwe. Po wyglądzie wyglądała raczej na kogoś w moim wieku, nie byłem jednak zbyt dobry w zgadywaniu tego, ile ktoś ma lat.
 - Nie - odpowiedziała i zaśmiała się cicho. - Wcześnie rano wstaję do pracy, więc muszę się trochę wyspać.
 Odetchnąłem z ulgą, a ona pokręciła nieznacznie głową, przyglądając mi się z wesołym uśmiechem.
 - Jasne, rozumiem, ja też miałem zaraz się stąd zbierać.
 Gwen zaczęła grzebać w torebce, dlatego odwróciłem wzrok w drugą stronę, nie chcąc sie jej tak przyglądać, gdy coś robiła. W środku ciągle było cholernie dużo osób, co właściwie mnie nie dziwiło, bo było dość wcześnie, a oni pewnie zostawali tu prawie do rana. Spojrzałem z powrotem na moją nową znajomą, gdy podsunęła w moją stronę kartkę z wypisanym na niej ciągiem cyfer.
 - Odezwij się kiedyś - powiedziała, wstając ze swojego miejsca i posyłając mi ostatni uśmiech.
 Patrzyłem w szoku za jej oddalającą się sylwetką, póki nie zniknęła między ludźmi, a wtedy mój wzrok opadł na papier przede mną. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jak ona właśnie dał mi swój numer. Wyciągnąłem komórkę i zapisałem ją w kontaktach, żeby mieć pewność, że w jakiś sposób nie stracę szansy na skontaktowanie się z nią, a później i tak schowałem kartkę do kieszeni moich spodni.
 Uśmiechałem się szeroko sam do siebie, gdy wstałem z krzesła i przeciągnąłem się decydując, że już czas, żebym udał się do domu. Nie spodziewałem się tylko, że Noah wróci do baru i wpadnie prosto na mnie, ekscytując się tym, jak to poderwał jakąś laskę i zaraz mają iść do niego.
 - A ty? Wyrwałeś kogoś?
 Pokręciłem głową w odpowiedzi, na co on poklepał mnie pocieszająco po plecach mówiąc, że kiedyś na pewno w końcu mi się uda. Pożegnaliśmy się i ruszyłem w stronę wyjścia z klubu, a gdy szedłem do domu, ciągle myślałem o tej całej Gwen.
 Już następnego dnia do niej napisałem, bo nie mogłem się powstrzymać, a Noah gdy się o tym dowiedział, zrobił mi wielki wywód o tym, jak źle podchodziłem do całej sprawy, bo powinienem udawać, że nie jestem aż tak bardzo zainteresowany. Gwen później powiedziała mi, że podobało jej się to, że nie bawiłem się w głupie gierki.
 A miesiąc później awansowałem z miana jej prawie-ulubionego-basisty na miano jej chłopaka.

niedziela, 5 lipca 2015

rozdział bonusowy nr 2

pewnie większość osób już praktycznie zapomniała o tym ff, ale jeśli ktoś czekał na ten rozdział (przez to, że napisałam na moim opowiadaniu o Louisie, że to dodam), to wybaczcie, że zajęło mi to tak długo. napisałam połowę tego w maju, a później jakoś tak wyszło, że nigdy nie miałam kiedy się za to zabrać.
napiszę jeszcze jedną część, bo nie mogę opuścić perspektywy Aidena, skoro napisałam reszty, ale przypuszczam, że też zbyt szybko się to nie pojawi!

*

Ian

 Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, widząc datę na ekranie mojego telefonu. Właśnie minął rok, odkąd Hannah wreszcie zgodziła się zostać moją dziewczyną, po długim czasie mojego starania się o to. Jeszcze wcześniej zanim zorientowałem się, że mi się podoba, mama była przekonana, że lubię ją bardziej niż zwykłą koleżankę. Choć ja się tego wypierałem, dalej nie dawałem jej spokoju i denerwowałem ją, ile tylko mogłem.
 Póki nie uzmysłowiłem sobie, że może jednak mama miała rację i tak naprawdę wszystko to robiłem, żeby zwrócić na siebie uwagę Hannah. Rodzice byli zadowoleni, gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, mówiąc, że nie mógłbym znaleźć nikogo lepszego. Za to Louis wyglądał, jakby miał ochotę mnie zabić i przeprowadził ze mną wtedy długą, bardzo niekomfortową rozmowę, o której nie chciałem nawet pamiętać.
 Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie o tym i schowałem telefon do kieszeni spodni, po czym zabrałem z łóżka torebkę z prezentem. Zszedłem na dół, na chwilę wchodząc do kuchni, żeby napić się czegoś przed wyjściem.
 - Wszystkiego najlepszego - powiedział bezbarwnym głosem Aiden ze swojego miejsca przy stole.
 Spojrzałem na moment w tamtą stronę i zmrużyłem oczy, widząc, że obok niego siedział Dylan. Koleś, który od trzech miesięcy był w zespole mojego brata, a od dwóch oficjalnie chodził z moją małą siostrą. Nie znałem go zbytnio, nie wiedziałem, jaki jest, ale nie do końca podobało mi się to, że był jej chłopakiem.
 Był od niej starszy o całe trzy lata, nosił koszulki z logo metalowych zespołów, miał tatuaże i kolczyka w uchu. Wyglądał na kogoś, kto chodził na imprezy i nie wracał do domu przez cztery dni, a jego ulubionym hobby było przesypianie się z przypadkowymi laskami. Ok, może trochę przesadzałem... Po prostu troszczyłem się o moją siostrę, tym bardziej że nigdy wcześniej nie była w związku.
 - Masz urodziny? - spytał Dylan z zaskoczeniem i uśmiechnął się do mnie nieznacznie. - Wszystkiego najlepszego, stary.
 - Dziewiętnaste, a poza tym ma rocznicę ze swoją dziewczyną - wytłumaczył mu Aiden, zanim w ogóle zdążyłem się odezwać.
 Złapałem butelkę wody z blatu i wziąłem z niej kilka dużych łyków, a później odłożyłem ją z powrotem na miejsce. Aiden skrzywił się z obrzydzeniem, poprawiając okulary na swoim nosie.
 - Gdzie rodzice? - odezwałem się w końcu, ignorując to, co wcześniej do mnie mówili.
 - Pojechali do wujka Liama.
 Pokiwałem głową, a Aiden podniósł się i przeciągnął, pokazując Dylanowi, że powinni już iść.
 - Gdzie Vi? - spytałem jeszcze mojego brata, zanim mógł stąd wyjść.
 Wcześniej byłoby to dla mnie oczywiste, że po prostu siedziała w swoim pokoju, ale biorąc pod uwagę, że był tu jej chłoptaś, już dawno zeszłaby do niego. A skoro jej tu nie było...
 - Śpi - odpowiedział Dylan, choć to nie do niego kierowałem moje pytanie. - Nie wie, że tutaj jestem, a my musimy trochę poćwiczyć.
 - Taa, jakby tylko go zobaczyła, to już nie odzyskałbym mojego wokalisty do końca dnia - skomentował Aiden i popchnął go lekko przed siebie w stronę wyjścia z kuchni.
 Z całej trójki członków zespołu, to Aiden traktował to wszystko najpoważniej i zawsze starał się wszystko ogarnąć. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wyjdzie z tego coś dobrego, ale zagrali już kilka koncertów i powoli coraz bardziej wyglądało na to, że może rzeczywiście Aiden będzie mógł się z tego utrzymywać.
 Zawsze mógł skorzystać z tego, że był synem tego Nialla Horana, ale on wolał zrobić wszystko po swojemu. Jeśli tylko zauważał, że ktoś był zainteresowany jego zespołem ze względu na jego nazwisko, od razu chciał rezygnować z okazji, co dla mnie było dość głupie. Nigdy nie rozumiałem, czemu ten cały fakt posiadania korzyści, wynikających z bycia dzieckiem kogoś sławnego tak bardzo mu przeszkadzał.
 Przejrzałem się jeszcze ostatni raz w lustrze w przedpokoju, upewniając się, że na pewno wyglądałem dobrze, zanim wyszedłem z domu. Razem z Hannah mieliśmy zamiar spędzić całe popołudnie i wieczór razem, biorąc pod uwagę, że była nasza rocznica. No i moje urodziny. Właściwie prawdopodobnie wrócę do domu dopiero nad ranem, tym bardziej, że Hannah miała już własne mieszkanie, a stamtąd Louis nie mógł wyganiać mnie przed północą.
 Nie miałem do niej daleko z domu, może jakieś 15 minut na pieszo. Jednym z czynników, którymi Hannah kierowała się przy wyborze mieszkania, było to by znajdowało się dość blisko mnie, a przynajmniej na tyle, żebym w razie czego zawsze mógł w miarę szybko tam przyjść.
 Utrzymywałem szybkie tempo, gdy szedłem chodnikiem z jedną ręką w kieszeni i machając drugą z torebką z prezentem dla mojej dziewczyny. Potrafiła być dość wybredna co do takich rzeczy, zawsze mówiła, żebym nic jej nie kupował, skoro i tak zawsze wybierałem coś, co zupełnie się jej nie podobało. Ale miałem nadzieję, że tym razem mi się udało.
 - Ian! - zawołał ktoś nagle.
 Od razu się zatrzymałem i rozejrzałem dookoła, zastanawiając się, czy był to ktoś znajomy. Zamiast tego zobaczyłem dziewczynę (prawdopodobnie w wieku mojej siostry) biegnącą w moją stronę z podekscytowaną miną. Och, no tak, oczywiście.
 Z mojego rodzeństwa zawsze dostawałem najwięcej uwagi ze strony fanów One Direction i publiki. Po pierwsze dlatego, że najchętniej z nimi rozmawiałem, gdy moje rodzeństwo unikało ich jak ognia, po drugie dlatego, że chodziłem z Hannah, co było wielką sensacją dla wszystkich. Syn Nialla Horana i córka Louisa Tomlinsona są parą, niektórych chyba ucieszyło to nawet bardziej niż mnie.
 Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę i pomachałem ręką, a ona w ostatniej chwili wyhamowała przede mną.
 - Hej, jak masz na imię? - spytałem przyjaznym głosem.
 - O-Olivia - wysapała, oddychając szybko. - Uwielbiam cię i całą twoją rodzinę, jestem wielką fanką!
 W takiej sytuacji Aiden uśmiechnąłby się z wymuszeniem, powiedział, że to miłe i wyminął ją. Violet za to wpatrywałaby się w nią wielkimi oczami, pewnie rzuciła jakimś dziwnym tekstem i uciekła najszybciej, jak byłaby w stanie. Ale ja lubiłem poznawać te wszystkie osoby (ok, w większości były to dziewczyny), może i znały mnie tylko ze względu na mojego tatę, ale były miłe i praktycznie się mną zachwycały, więc...
 - Dzięki Olivia, miło cię poznać.
 Uśmiechnęła się z podenerwowaniem i wyciągnęła telefon z kieszeni, spoglądając na mnie z nadzieją.
 - Mogę zrobić z tobą zdjęcie?
 - Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziałem, posyłając jej mój najlepszy uśmiech.
 Olivia wciągnęła na to ze świstem powietrze i wyciągnęła przed siebie komórkę. Zrobiliśmy jedno zdjęcie, ale powiedziałem jej, żeby lepiej zrobiła kilka dla pewności, więc z wielką radością właśnie tak postąpiła.
 Na pożegnanie przytuliłem ją i skomplementowałem jej koszulkę, a ona zarumieniła się mocno i życzyła mi udanego dnia. Ruszyłem szybko dalej, chcąc już znaleźć się w mieszkaniu Hannah i móc ją zobaczyć. Nie widziałem jej całe dwa dni z powodu naszych zajęć, nauki (ok, tylko w jej przypadku) i moich treningów. Dlatego teraz nie mogłem się doczekać, aż się spotkamy.
 Po kilku kolejnych minutach szybkiego marszu byłem pod jej blokiem, wpisałem kod na domofonie i wszedłem do środka budynku. Później musiałem pojechać windą, bo mieszkała na ósmym piętrze, a nie bardzo miałem teraz ochotę wbiegać po tych wszystkich schodach.
 Zapukałem do drzwi jej mieszkania i uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc, jak krzyknęła, żebym po prostu wszedł. Zrzuciłem adidasy ze stóp i zajrzałem do salonu, ale nie było tam po niej śladu, wtedy sprawdziłem jej pokój, a mój uśmiech tylko się powiększył, gdy ją zauważyłem.
 Siedziała na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i włosami spiętymi na czubku głowy, układając ubrania na różne kupki. Wprowadziła się tutaj ponad tydzień temu, ale jeszcze nie do końca miała czas, żeby porozkładać swoje rzeczy.
 - Hej - powiedziałem, podchodząc bliżej niej.
 Hannah uniosła głowę do góry, by na mnie spojrzeć i wyciągnęła ręce w moją stronę, jakby chciała, żebym ją podniósł. Typowe. Zaśmiałem się cicho, ale odstawiłem torbę z prezentem na podłogę obok łóżka, po czym nachyliłem się nad nią, a ona oplotła ramionami moją szyję.
 Podniosłem ją z paneli bez większego problemu i pocałowałem szybko w usta, przymykając na chwilę oczy. Moje ręce oplatały jej ciało, a dłońmi trzymałem mocno za tył jej ud, podtrzymując ją wysoko tak, że jej twarz znajdowała się trochę wyżej od mojej.
 - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - powiedziała z uśmiechem.
 - Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy - rzuciłem na to i posadziłem ją na materacu.
 Hannah pokiwała szybko głową na moje słowa, a ja usiadłem blisko niej.
 - To też oczywiście - mruknęła i nachyliła się w stronę półki przy łóżku, by zabrać stamtąd prezent.
 W ten sposób wypięła się do mnie tyłkiem, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ale nie zamierzałem narzekać. Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem rękami za plecami, nie spuszczając z niej wzroku. Miałem cholerne szczęście, że po tylu latach, gdy Hannah za mną nie przepadała, w końcu udało mi się zmienić jej zdanie i została moją dziewczyną. Naprawdę była najlepszym, co spotkało mnie w życiu.
 - Myślę, że to ci się przyda - powiedziała, siadając przede mną i podając mi opakowane papierem pudełko. - Ostatnio mówiłeś, że twoje stare nadają się już praktycznie do wyrzucenia, więc...
 Nie mogłem skojarzyć, o czym mogłem tak powiedzieć, ale wziąłem od niej prezent i potrząsnąłem lekko. Później zacząłem zdzierać papier i gdy zobaczyłem tylko kawałek pudełka pod spodem, spojrzałem na Hannah z uniesionymi brwiami.
 - Kupiłaś mi buty go biegania?
 Hannah wzruszyła ramionami, przygryzając lekko wargę, jakby zaczęła się obawiać, czy był to dobry pomysł.
 - Jeśli nie jesteś ze mną, to prawie zawsze biegasz, a chciałam kupić ci coś, co na pewno się przyda - wyjaśniła.
 Pokiwałem głową, uśmiechając się szerzej i skończyłem odpakowywać papier, a później ściągnąłem górę pudełka. To były drogie, firmowe buty, specjalnie zaprojektowane do biegania. A na dodatek były w moich ulubionych kolorach.
 - Dzięki, skarbie - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek.
 Hannah zrobiła lekko niezadowoloną minę, słysząc jak ją nazwałem. Dobrze wiedziałem, że nie lubiła, gdy nazywałem ją takimi zdrobnieniami, ale często nie mogłem się powstrzymać, by jakiegoś nie użyć. Poza tym może dalej lubiłem trochę ją denerwować, jak kiedyś miałem to w zwyczaju.
 Sięgnąłem po torbę, którą położyłem wcześniej na podłodze i wyciągnąłem ją w jej stronę, a jej oczy od razu rozszerzyły się z zaskoczenia. Musiała wcześniej tego nie zauważyć.
 - Ian, mówiłam, żebyś mi nic nie kupował... w takim razie powinnam kupić ci jeszcze jeden prezent.
 - No chyba, że każesz oddać mi to z powrotem do sklepu - mruknąłem żartobliwym tonem, a ona udawała oburzenie, jakby nie rozumiała, jak mogłem tak w ogóle pomyśleć.
 Tyle, że raz czy dwa zdarzyło się już, że właśnie tak było. Obserwowałem uważnie Hannah, gdy z niepewną miną wyciągnęła płaskie, kwadratowe pudełko ze środka, po czym podniosła na mnie wzrok, unosząc wysoko brwi.
 - No zobacz - zachęciłem ją, widząc jak bardzo ostrożnie się zachowywała.
 W końcu uchyliła lekko górę, ale trudno mi było wyczytać coś z jej twarzy. Przysunąłem się trochę bliżej, patrząc na to, jak jej palce delikatnie złapały za srebrny łańcuszek, unosząc go trochę wyżej. Zawieszka z literą "I" zatrzęsła się przy tym lekko i to na niej Hannah skupiła swój wzrok.
 - Vi mówiła mi, że to tandetny pomysł, ale mi wydawał się ok... Powiedz coś.
 Nie zdziwiłbym się, jakby się jej nie spodobało, może powinienem był jednak posłuchać mojej siostry. Choć wtedy jej opinia nie wydawała mi się zbyt wiarygodna, biorąc pod uwagę, że Violet ma zupełnie inny gust od Hannah.
 - Podoba mi się - powiedziała, a widząc moją zdziwioną minę, dodała: - Naprawdę mi się podoba, jest piękne, ale... musiałeś na to wydać sporo pieniędzy.
 Machnąłem lekceważąco ręką i uśmiechnąłem się z zadowoleniem, skoro wiedziałem już, że wreszcie udało mi się trafić z prezentem.
 - Pomogę ci to założyć - zaproponowałem, zabierając od niej jej prezent.
 Hannah odwróciła się do mnie plecami i odgarnęła włosy za jedno ramię, a wtedy zapiąłem łańcuszek na jej szyi. Pochyliłem się bardziej, muskając lekko ustami jej kark, a dłonie zsuwając na jej talię.
 Ona automatycznie odchyliła się bardziej do tyłu, przysuwając się bliżej mnie, a ja uśmiechnąłem się, przy czym przy okazji otarłem ustami o jej skórę.
 - To naprawdę świetne, że masz własne mieszkanie.
 - Tak? Dlaczego? - spytała cicho, choć pewnie podejrzewała, o co mi chodziło.
 - Bo - zacząłem i wsunąłem ręce pod jej koszulkę, przesuwając palcami po jej bokach. - nie będziemy już mieli problemu z naszym rodzeństwem albo rodzicami, wchodzącymi ciągle do pokoju.
 - Mhm. Racja - skomentowała, po czym odwróciła się przodem do mnie.
 Hannah oplotła rękami moją szyję i pocałowała mnie lekko, a ja od razu pogłębiłem pocałunek. Jej usta były miękkie i smakowały jak malinowy błyszczyk, którego zawsze używała. Przez kilka minut nasze wargi ruszały się w dość wolnym tempie, ale w końcu zaczęliśmy stopniowo przyśpieszać. Gdy poczułem, jak pociągnęła mnie lekko za włosy, jęknąłem cicho i naparłem na nią bardziej, tak żeby położyła się na plecach.
 Oparłem się przedramionami o materac po obu stronach jej głowy, a ona oplotła mnie nogami w pasie, przyciągając moje ciało bliżej swojego. Naprawdę podobało mi się w jakim kierunku to wszystko wydawało się zmierzać. W mojej opinii był to idealny sposób na spędzenie rocznicy i urodzin. Nie minęło dużo czasu, zanim Hannah została w samej bieliźnie, a ja w bokserkach.
 Zacząłem całować ją po szyi, w niektórych miejscach delikatnie przygryzając lub ssąc, zostawiając za sobą ślady. Normalnie Hannah nie pozwoliłaby mi tego zrobić, ale widocznie teraz liczyła na to, że aż tak szybko nie będzie widzieć się ze swoją rodziną, więc do tego czasu zdążą zniknąć z jej skóry.
 - Ian - mruknęła, gdy pocałowałem jej brzuch, a dłonią przesuwałem po jej udzie.
 - Tak? - spytałem retorycznie, po czym przesunąłem się wyżej, muskając miejsce zaraz pod jej stanikiem.
 - Ian Horan!
 Na krótki moment zamarłem, gdy usłyszałem ten tak dobrze znany mi głos. Bałem się spojrzeć w bok, żeby przekonać się, czy może jednak to mi się nie przesłyszało. To było możliwe, prawda?
 - W tej chwili zejdź z mojej córki!
 Zerwałem się szybko z łóżka i z przerażeniem popatrzyłem na Louisa, który stał w drzwiach, wpatrując się we mnie ze złością. Wykrakałem to, mówiąc wcześniej, że nie będziemy mieć już takich problemów. Właściwie to nigdy nie mieliśmy, aż tak niezręcznej sytuacji, to był pierwszy raz, gdy ktoś zobaczył nas w takiej pozycji z tak małą ilością ubrań. A na dodatek musiał być to akurat ojciec Hannah, co było najgorszą z możliwych opcji.
 Szczerze zacząłem obawiać się o moje życie.
 - Tato, proszę cię... - powiedziała Hannah, przewracając oczami i założyła na siebie z powrotem koszulkę, po czym pociągnęła za dół materiału, żeby zasłonił część jej nóg. - Poza tym co tutaj robisz? I czemu nie zapukałeś?
 Louis przez moment patrzył na nią, ale znowu wrócił wzrokiem do mnie i naprawdę wyglądał, jakby chciał zrobić mi krzywdę. Poza tym uświadomiłem sobie, że dalej stałem jedynie w bokserkach i chyba lepiej by dla mnie było, gdybym jak najszybciej się ubrał. Louis na pewno też właśnie tak myślał, biorąc pod uwagę jego znaczący wzrok. Rozejrzałem się dookoła, ale nie widziałem obok mnie moich ubrań.
 - Tato - powtórzyła Hannah, przypominając mu, że o coś go spytała.
 - Chciałem zobaczyć, czy się rozpakowałaś - odpowiedział, ciągle mnie obserwując. - A pewnie i tak nawet nie usłyszałabyś pukania, biorąc pod uwagę, jak bardzo zajęta byłaś.
 Szybko obszedłem łóżko i wreszcie udało mi się znaleźć moje spodnie, tylko że teraz stałem o wiele bliżej Louisa niż bym tego chciał. Dlatego podniosłem materiał z podłogi, po czym praktycznie biegiem wróciłem znowu za drugą stronę materaca. Hannah spojrzała na mnie jak na idiotę, a później przesunęła dłońmi po swojej twarzy i odetchnęła głęboko.
 - Ok, ok. Może... pójdź do kuchni i zaraz tam przyjdziemy - powiedziała do niego.
 - O nie, nie, nie ma mowy, żebym zostawił was tutaj samych - rzucił, zakładając ręce na pierś. - Ian, wynocha stąd.
 Pokiwałem tylko głową w odpowiedzi, bo nie miałem najmniejszego zamiaru wdawać się z Louisem w jakiekolwiek kłótnie. Byłbym idiotą, gdybym próbował to zrobić. Zresztą chciałem, żeby z powrotem zaczął mnie lubić, bo Hannah na pewno by się to podobało, ale Louis nie znosił mnie, odkąd zaczęliśmy się umawiać.
 Jak najszybciej się dało, założyłem moje dżinsy, za to Hannah spojrzała na swojego ojca z niedowierzaniem.
 - Wiesz, dzisiaj są urodziny Iana, mógłbyś być trochę dla niego milszy.
 Czy Hannah naprawdę chciała, żebym skończył dzisiaj martwy? Bo takimi tekstami na pewno nie poprawiała sytuacji, a raczej tylko ją pogarszała.
 - Wszystkiego najlepszego, Ian - powiedział Louis, kompletnie mnie zaskakując, ale po tym z całkowicie poważną miną dodał: - Życzę ci, żebyś nie zapłodnił mojej córki, bo wtedy cię zabiję.
 Wytrzeszczyłem na niego oczy, czując, jak bardzo dłonie zaczynają mi się pocić, mimo że nawet nie miałem na sobie koszulki. Hannah pokręciła głową z niedowierzaniem i wstała z łóżka, pokazując dłońmi swojemu ojcu, żeby wyszedł z pokoju.
 Normalnie byłem bardzo pewną siebie osobą, ale przy Louisie to całkowicie się zmieniało, bo przerażał mnie jak nikt inny.
 - Żartowałem, wow, ale jesteście wrażliwi - rzucił i prychnął śmiechem pod nosem. - Nie skarż się Sky jak ostatnim razem, co?
 Nie miałem pojęcia, że mama rozmawiała z nim na temat tego, w jaki sposób się do mnie odzywa. O czym możliwe, że rzeczywiście jej wspominałem. Ok, na pewno jej o tym mówiłem, ale prosiłem, żeby się w to nie mieszała. Powinienem był wiedzieć, że zrobi coś kompletnie innego.
 Starałem się uśmiechnąć w odpowiedzi, ale wyszło to bardziej jak grymas bólu i pokiwałem nerwowo głową. Hannah powiedziała mu kolejny raz, żeby poszedł do kuchni i zapewniła go, że zaraz my też tam przyjdziemy i Louis w końcu zostawił nas samych.
 Gdy tylko zniknął z mojego wzroku, wypuściłem z siebie z ulgą powietrze i opadłem na łóżku, kładąc dłoń na mojej piersi. Przez chwilę myślałem, że zaraz dostanę zawału albo jakiegoś ataku paniki. Cholera, musiał pojawiać się nawet w mieszkaniu Hannah, mogłem się spodziewać, że tak będzie.
 - Wszystko w porządku? - spytała Hannah z rozbawieniem, siadając obok mnie.
 - Nie, twój ojciec mnie przeraża - odpowiedziałem, choć zdawała już sobie z tego sprawę.
 - To było dość zabawne - powiedziała i zaśmiała się cicho, a ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem. - Wyglądałeś, jakbyś miał posikać się ze strachu.
 Co za cudowna dziewczyna...
 - Zawsze uwielbiałaś patrzeć na moje cierpienie - mruknąłem, przypominając sobie, jak kiedyś Hannah za mną nie przepadała i cieszyła się za każdym razem, gdy coś złego mi się przydarzyło.
 - Daj spokój, to było dawno - odpowiedziała, ale widziałem, że powstrzymuję się od tego, żeby nie zaśmiać się znowu. - Lepiej tam chodźmy, bo pewnie pomyśli, że...
 Zanim jednak mogła dokończyć, z kuchni dało się słyszeć głos Louisa.
 - Co robicie tam tak długo?! Mam tam wrócić?!
 Jęknąłem z niezadowoleniem, podnosząc się z materaca i znalazłem moją koszulkę na podłodze, po czym ubrałem się do końca. Spojrzałem na Hannah z miną zbitego psa, chcąc namówić ją w ten sposób, bym nie musiał z nią tam iść, a ona złapała moją twarz w dłonie i pocałowała lekko moje usta.
 - Jakoś to przeżyjesz, no chodź.
 Hannah ruszyła w stronę kuchni, a ja niechętnie powlokłem się za nią, myśląc o tym, jak szybko ten dzień ze wspaniałego zrobił się okropny.
 To zdecydowanie nie był idealny sposób na spędzenie rocznicy i urodzin.