piątek, 20 grudnia 2013

7.

  Niech ktoś odbierze ten głupi telefon. Jęknęłam głośno, zakrywając twarz poduszką. Miałam wrażenie, że głowa mi zaraz eksploduje. Nie powinnam tyle pić dzień wcześniej, teraz nawet myślenie wydawało mi się zbyt głośne. Wreszcie w pokoju zaległa całkowita cisza, więc ułożyłam się wygodnie z zamiarem ponownego zaśnięcia. Telefon zaczął znowu dzwonić, a ja miałam ochotę kogoś zabić. Sięgnęłam na oślep po komórkę i przyłożyłam do ucha, odbierając najpierw połączenie.
  - Czego? - spytałam niemiło, nie wiedząc nawet do kogo się zwracam.
  - Um, cześć Sky. - przymknęłam oczy, ziewając głośno.
  - Kto mówi? - byłam całkowicie nieprzytomna i nie rozpoznałam głosu. Po drugiej stronie dało się słyszeć jakieś szmery i nagle odezwał się inny głos:
  - No wiesz, nie poznałaś swojego ukochanego!
   Zamrugałam i uniosłam się na łokciach, odpuszczając sobie w końcu sen. Zerknęłam na ekran, był to jakiś nieznany numer.
  - Harry? - spytałam niepewnie.
  - Haha, mnie poznała! - wywróciłam oczami, słysząc jak się cieszy.
  - Otwórz drzwi! - krzyknął nagle głos z irlandzkim akcentem.
   Syknęłam, łapiąc się za głowę. Czy ten chłopak chciał mnie zabić?
  - Za to co przed chwilą zrobiłeś, możesz zapomnieć, Horan.
   Chwila, czy on powiedział, żebym otworzyła drzwi? Usiadłam nagle prosto na łóżku z przerażoną miną.
  - Czekaj, Niall, co...
   Nie dostałam jednak normalnej odpowiedzi, za to dzwonek w moim domu zaczął natarczywie dzwonić. Ugh, cholera! Rzuciłam telefon na łóżko i wyszłam szybko z pokoju, myśląc o tym co powiem moim rodzicom o 5 supergwiazdach, chwila, 4. Louis był w Manchesterze, u Eleanor. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam ich, uśmiechających się szeroko.
  - Który.to.robił? - spytałam, patrząc na nich spod byka. Tak, ból w mojej głowie zdecydowanie się powiększył po tej sesji zaserwowanej przez natarczywe wciskanie dzwonka.
  - Ciebie również miło widzieć. - uśmiechnął się do mnie Liam i właśnie zdałam sobie sprawę, że to jego najpierw usłyszałam przez telefon.
   Weszli do środka, nie czekając na moje zaproszenie. Zanim zamknęłam drzwi, rozejrzałam się podejrzliwie po okolicy. Wydawało się, że nikt ich nie zauważył, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Usłyszałam jak ktoś gwizda za mną i obróciłam się szybko, za szybko. Zakręciło mi się nieco w głowie.
  - No no, nieźle wyglądasz. - Harry uśmiechnął się do mnie szeroko. Spojrzałam na siebie w dół ze strachem. Męska koszulka i krótkie spodenki. Ok, musiałam być wczoraj naprawdę mocno pod wpływem, bo ubrałam na siebie bluzkę mojego brata.
  - O co Ci chodziło wcześniej? - spytał Zayn ze złośliwym uśmiechem, na co Niall uderzył go w ramię.
   Dobrze, że mi przypomniał! Chwila, dlaczego Niall uderzył go... Och. Zmrużyłam oczy, spoglądając na blondyna, a on zrobił niewinną minę, odsuwając się dalej ode mnie.
  - Horan, podpadłeś mi już 2. raz tego dnia.
  - Przynieśliśmy jedzenie! - zawołał szybko, co wywołało nieznaczny uśmiech na mojej twarzy.
  - W porządku, Twoje winy są wybaczone.
   Chłopcy chcieli bym zaprowadziła ich do kuchni, dlatego teraz siedzieliśmy przy stole, no oprócz Harry'ego, który usiadł na blacie i machał wesoło nogami.
  - Cassie też niedługo tu będzie, napisałem do niej wcześniej - powiedział Liam, na co pokiwałam lekko głową.
   Chyba dopiero teraz zaczynałam się powoli budzić, bo zdałam sobie sprawę z tego, że oni są u mnie w domu. W mojej kuchni.
  - Co Wy tu robicie? - spytałam ze zdziwieniem.
  - Wpuściłaś nas do środka jakieś 5 minut temu - odpowiedział Zayn z uśmiechem, na co wszyscy się zaśmiali.
  - Ugh tak, ale dlaczego tu przyszliście.
  - Na śniadanie! - zawołał Niall, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem.
   Dlatego 10 minut później Harry, Liam i Niall zajmowali się robieniem jedzenia. Zayn i ja siedzieliśmy przy stole, Malik marudził, że jest głodny, a ja zastanawiałam się, gdzie są moi rodzice. Seth prawdopodobnie jeszcze spał u siebie. Poszłam do pokoju po telefon i zadzwoniłam do mamy.
  - Tak?
  - Um, gdzie jesteście?
  - Jedziemy do cioci Jane... Sky, tato budził Cię rano i pytał czy chcesz z nami jechać.
  - Um... - nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
  - Mówiłam Ci, że była pijana - powiedziała moja mama, zwracając się najwyraźniej do mojego taty. - Nieważne, Seth jest z nami, wrócimy wieczorem. - w tym momencie po domu rozległ się dźwięk dzwonka.
  - Ktoś przyszedł?
  - Ym, tak, to Cass - odpowiedziałam rozkojarzona, tym, że moi rodzice, wiedzą, że dużo wczoraj wypiłam.
  - W porządku. Zobaczymy się wieczorem.
   Kazałam im jeszcze pozdrowić ciocię i rozłączyłam się. Odetchnęłam głęboko, dobrze wyszło, że nie ma ich dzisiaj w domu, skoro są tutaj chłopaki. Przydałoby się przebrać. Miałam właśnie podejść do szafy, gdy drzwi do mojego pokoju otworzyły się szeroko.
  - Sky, śniadanie gotowe! - zawołał Zayn, stając w progu.
  - Puka się! Mogłam się właśnie przebierać.
  - Nie przeszkadzałoby mi to. - wzruszył ramionami z rozbawieniem i wiedziałam, że po prostu żartował.
   Zeszliśmy na dół, stół zastawiony był talerzami z tostami, bekonem i jajkami sadzonymi. Mniam. Harry znów siedział na blacie, a przy stole były tylko 4 krzesła, z czego 3 właśnie zajmowali Liam, Niall i Cass. Razem z Zaynem spojrzeliśmy w tym samym czasie na ostatnie wolne miejsce i rzuciliśmy się na krzesło. Chyba można było domyślić się jak to się skończy. Wylądowaliśmy z hukiem na podłodze, a pod nami złamane krzesło.
  - Ugh, Malik! - wrzasnęłam.
   Zayn śmiał się głośno, reszta też zaraz do niego dołączyła, włącznie ze mną. Rodzice mnie zabiją...
  - Odkupię Ci - powiedział po chwili Zayn, podnosząc się z podłogi i pomagając mi wstać. Machnęłam lekceważąco ręką, dając mu znać, by tego nie robił.
  - Ok, posuń się, Cass - mruknęłam i po chwili siedziałyśmy we dwie na jednym krześle.
   Zayn rozejrzał się dookoła, a Niall poklepał swoje kolana z zachęcającym uśmiechem. Zaśmiałam się cicho, nabierając jedzenie na talerz. W końcu Malik usiadł koło Harry'ego na blacie, a ja skupiałam się wyłącznie na moim śniadaniu. Pochłaniałam ogromne ilości, nie przejmując się pozostałymi, dopóki nie usłyszałam mojego imienia.
  - Mój Boże, Sky wczoraj była niesamowita, gdybyście widzieli...
  - Co? - przerwałam Cass i nagle otworzyłam szeroko oczy, przypominając sobie co się stało. Bar i Chris...
  - Co zrobiła? - spytał Niall, zanim sięgnął po kolejnego tosta.
  - Siedziałyśmy w barze i Sky naprawdę się upiła... - zachichotała moja przyjaciółka, a chłopcy uśmiechnęli się na jej słowa.
  - Ej, Ty też tyle wypiłaś! - zawołałam, odsuwając od siebie już pusty talerz.
  - Nie. - pokręciła głową. - Wypiłam chyba połowę mniej niż Ty, ale nieważne. Nagle usłyszałyśmy Waszą piosenkę - w tym momencie Liam uśmiechnął się do niej szeroko i widziałam, że zrobiło jej się niezręcznie przez to co ma zaraz powiedzieć - i um, usłyszałyśmy jak ktoś Was obraża.
   Przypatrywałam się dokładnie ich reakcjom, ale nie wyglądali na smutnych czy zaskoczonych. Chyba już się do tego przyzwyczaili. Wszystko ma dwie strony medalu, wiadomym jest więc, że gdy niektórzy ich uwielbiają, znajdą się też osoby, które ich nie lubią.
  - Sky powiedziała im, że mają się zamknąć. Ach, w ogóle okazało się, że to był Chris, Sky były - rzuciłam jej chłodne spojrzenie, nie musiała tego mówić, chłopcy wyglądali na jeszcze bardziej zainteresowanych dalszym ciągiem - i on jest prawdziwym dupkiem. On wtedy coś powiedział, hm, nie pamiętam, a Sky powiedziała, żeby nie oceniał kogoś, kogo nie zna, skoro... jak to było?
   Cass spojrzała na mnie, a ja westchnęłam cicho, nagle przypominając sobie dokładne słowa:
  - Skoro jest bezwartościowym śmieciem, który chce się dowartościować, obrażając innych.
   Niall i Harry zawyli z uciechy, Zayn zaśmiał się cicho, a Liam uśmiechał się szeroko w moją stronę.
  - Ach, tak! Później miałyśmy wychodzić - blondynka zmarszczyła brwi. - wywiązała się jakaś kłótnia, Sky wylała na niego piwo i on zasugerował, że... - przerwała nagle, spoglądając na mnie.
  - Że co? - spytał Liam, unosząc brew.
   Czułam jak robi mi się gorąco ze złości na samo wspomnienie tego idioty. Widziałam, że Cass czuje się teraz niekomfortowo, bo nie jest pewna czy chcę, żeby im o tym powiedziała. Dlatego wyręczyłam ją, odpowiadając:
  - Że będę jęczeć jego imię, gdy będzie mnie pierdolił. - zachowałam kamienną twarz, patrząc po ich twarzach.
   Liam otworzył szeroko usta ze zdziwienia, Zayn i Harry spojrzeli po sobie, nie będąc pewnym co powinni powiedzieć. Spojrzałam na Nialla, który wpatrywał się we mnie i po prostu powiedział:
  - Co za fiut.
   Zayn i Harry zaśmiali się cicho, a Cass wróciła do opowiadania.
  - A Sky odpowiedziała na to, że wątpi, bo ma tak małego kutasa.
   Uśmiechnęłam się do nich niewinnie i po chwili wszyscy się śmialiśmy. Później przenieśliśmy się do salonu i włączyliśmy kanał muzyczny, śpiewając razem ze zmieniającymi się teledyskami. Widziałam, jak Cass co chwilę zerka na Harry'ego, raz czy dwa odezwała się do niego, na co odpowiedział jej uprzejmie, ale oprócz tego nie zwracał na nią uwagi. Około południa Zayn pojechał na lotnisko po swoją dziewczynę, Perrie. Nagle usłyszałam głośny pisk, który wydała z siebie Cass i już wiedziałam czemu. W telewizji właśnie leciał teledysk One Direction "One Way Or Another". Liam zaśmiał się cicho, spoglądając na nią, a Niall, który siedział obok blondynki, zawołał z przejęciem:
  - O mój Boże! - złapał ją za rękę. - Kocham tę piosenkę!
  - Ja też! - krzyknęła, śmiejąc się głośno.
   Nie wiedziałam jak to właściwie się stało, ale po chwili siedziałam na kanapie z telefonem w ręce, nagrywając ich jak tańczą na środku mojego salonu.
  - Chodźcie! Nie bądźcie nudziarzami! - zawołał Niall, a Harry zabrał mi telefon z ręki, po czym popchnął mnie lekko, bym dołączyła.
   Styles chyba naprawdę unikał Cass, skoro zabrał ode mnie rolę "kamerzysty", by nie dołączyć do tańczących. Liam i ja podbiegliśmy do nich i w czwórkę skakaliśmy i śpiewaliśmy na cały dom. Mój kac już dawno poszedł w zapomnienie, teraz miałam naprawdę dobry humor, dzięki chłopakom i Cass. Widziałam, jak Niall podchodzi do Harry'ego, zabiera telefon i mówi coś, nagrywając się. Po jakimś czasie opadliśmy na kanapy. Liam rozmawiał z Cass, Niall robił coś na telefonie, a ja skończyłam, siedząc obok Harry'ego. Ok, czy powinnam go nie lubić? Olał moją przyjaciółkę, a to zdecydowanie mi się nie spodobało. Mimo tego zaczęłam rozmawiać z Harrym i cholera, był zbyt sympatyczny, by go nie lubić. Z jednego tematu na kolejny przeszliśmy na... biżuterię.
  - Daj przymierzyć - mruknęłam, wskazując na pierścień na jego palcu.
Styles nagle padł przede mną na kolana, na co uniosłam brew ze zdziwieniem. Widziałam, że reszta też zaczęła nam się przypatrywać.
  - Na pewno tego chcesz? - spytał dramatycznym głosem, trzymając przede mną sygnet.
  - Tak - odpowiedziałam z rozbawieniem, a on wsunął mi pierścień na palec i przytulił mnie, przygniatając swoim ciałem do kanapy.
  - Ugh, czekaj, co właściwie przed chwilą się stało? - jęknęłam, próbując go z siebie zepchnąć.
  - Już się ode mnie nie uwolnisz! - zawołał z radością. - Ten pierścień to symbol naszej miłości.
   Zachichotałam pod nosem, a on podniósł się wolno, mrugając do mnie okiem.
  - Jestem Twoją narzeczoną? - spytałam, spoglądając kątem oka na Cass, właściwie wyglądała na rozbawioną.
  - Nie, żoną! - zawołał Harry, siadając z powrotem na kanapie.
  - Um, chyba nie wiedziałam w co się pakuję, zgadzając się na to. - zmarszczyłam nieznacznie nos, a Niall zaczął się śmiać.
  - Wiesz, to może mieć swoje zalety, Harry będzie Ci gotował - powiedział Liam, spoglądając na nas z uśmiechem.
  - Mój kochany! - zawołałam, rzucając się Stylesowi na szyję, co wywołało głośne śmiechy.
  - Ale Ty będziesz sprzątać dom - zagroził mi Harry, na co zrobiłam przerażoną minę.
  - Ale... ale... - mruknęłam smutno, odsuwając się od niego.
  - Coś za coś - powiedział ze śmiechem, a ja gwałtownie pokręciłam głową.
  - Niall! - jęknęłam do blondyna, bo siedział po mojej drugiej stronie. - Ratuj mnie! - przysunęłam się bliżej w jego stronę, ciągnąc za rękaw.
  - Harry, nie bądź okrutny! - zawołał Irlandczyk z poważną miną.
   Styles niechętnie zgodził się na mój brak obowiązków w tym małżeństwie, nie miał nic innego do powiedzenia, gdy zagroziłam mu, że ucieknę z moim hiszpańskim kochankiem. Taaak, poniosła mnie fantazja. Tak dobrze się z nimi bawiłam, że nawet nie wiedziałam, że minęło już tyle czasu. Gdy spojrzałam na zegarek, była 17:34, a przecież byli tu od 10! Cass musiała wrócić do domu, bo podobno miała parę rzeczy do zrobienia, ale bardzo żałowała, że nie może zostać. Objadaliśmy się w czwórkę lodami, oglądając przy tym jakąś komedię, którą puścili w telewizji. Kłóciliśmy się właśnie czy przyjaciel głównej bohaterki się w niej kocha. Liam i ja obstawialiśmy, że tak, Harry twierdził, że woli jej siostrę, a Niall wciąż powtarzał nam, że jest gejem. Niall miał rację. Film skończył się, a Horan wciąż przechwalał się, że jest mądrzejszy od nas, bo on zgadł, a my nie. Ugh, nie spodziewałam się tej opcji, ok? W filmach przeważnie przyjaciel głównej bohaterki kocha ją nad życie. Po pokoju rozległ się głośny dzwonek telefonu, rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam jak Harry wyciąga komórkę.
  - To Louis! - zawołał.
   Zabrałam mu telefon z ręki i odbiegłam kawałek, odbierając połączenie. Styles warknął z niezadowoleniem, idąc w moją stronę i chcąc z powrotem swoją własność.
  - Cześć Louuuu! - zawołałam, teraz właściwie już biegając po pokoju, by uniknąć Harry'ego.
  - Oh, cześć Sky! Dlaczego odbierasz telefon Harry'ego? Stało się coś o czym nie wiem? - spytał mój przyjaciel z rozbawieniem.
   Miałam już mu odpowiedzieć, gdy poczułam ręce, łapiące mnie w pasie i pisnęłam głośno. Harry zabrał mi telefon i włączył głośnik.
  - Boże, co tam się dzieje? - dało się słyszeć w pokoju głos Louisa, który najwyraźniej usłyszał mój pisk. - Harry Cię gwałci? Mam go unieszkodliwić?
  - To nie będzie konieczne - odpowiedział Harry. - My się kochamy Louis, jesteśmy małżeństwem.
   Przez chwilę po drugiej stronie zapadła cisza, a my wpatrywaliśmy się w telefon.
  - STYLES, ZOSTAW JĄ! SKY JEST MOJA!
   Zachichotałam, słysząc oburzenie Louisa. O mój Boże, oni wszyscy byli nienormalni. W pozytywnym sensie.
  - Za późno, Tomlinson! Jesteśmy już po ślubie!
  - Zresztą Ty masz El! - zawołałam ze smutkiem.
  - Ale Sky... - mruknął Louis, brzmiąc jak dziecko, któremu właśnie odmówili cukierka. - Ok... zgodzę się na Harry'ego, jeśli nie ma już nikogo więcej.
  - Właściwie... - powiedziałam, starając się zachować powagę.
  - NO NIE! Kto jeszcze, kto to jest? Nie zniosę tego...
  - CO?!
   Zawołali Louis i Harry w tym samym czasie.
  - Wybaczcie chłopaki, ale... tak, mam kogoś innego.
  - Kto to jest? - spytał tym razem Styles.
   Zastanawiałam się przez chwilę, co odpowiedzieć. Spojrzałam na dwójkę chłopaków, siedzących na kanapie, którzy na razie pozostali cicho.
  - SKY! - zawołał Louis, cholera, ale on był głośny.
  - To on jest dla mnie najważniejszy, przepraszam Louis... - Harry obdarzył mnie niezadowolonym spojrzeniem. - Przepraszam Harry... to Niall.
   Blondyn popatrzył na mnie z rozbawieniem, po czym podszedł do nas i objął mnie ramieniem.
  - Tak, zabrałem Wam dziewczynę, frajerzy - zawołał do telefonu, a ja zasłoniłam sobie usta dłonią, by nie zacząć się śmiać, widząc minę Harry'ego.
  - HORAN, TY ZDRAJCO! - krzyknął Tomlinson.
  - Więc przez ten cały czas to był Niall? - spytał Styles, a z telefonu wydawały się dziwne dźwięki, Louis chyba udawał, że płacze. - Ale... co z tym wszystkim, co nas łączyło?
   Westchnęłam głośno, spoglądając przez chwilę na Horana, który śmiał się cicho, a później z powrotem przeniosłam wzrok na Harry'ego.
  - Naprawdę przykro mi, że to Wam robię... to zawsze był Niall, tylko on - powiedziałam dramatycznym głosem.
  - TO KONIEC, SKY! - krzyknął Louis i dało się słyszeć dźwięk zakończonego połączenia.
  - O tak! - krzyknął Horan z szerokim uśmiechem i - tego się nie spodziewałam - złapał mnie w pasie i podniósł nad ziemię, kręcąc się dookoła. Z tego wszystkiego stracił równowagę i wpadł na obrażonego Harry'ego i obaj upadli na ziemię. Na szczęście najpierw Niall mnie puścił, więc stałam teraz nad nimi, śmiejąc się głośno. Spojrzałam w stronę kanapy, gdzie siedział rozbawiony Liam, kręcąc nieznacznie głową. Uch, uwielbiam tych chłopaków
.

niedziela, 8 grudnia 2013

6.

  - Mama told me not to waste my life, she said spread your wings my little butterfly!
  Tak, zgadza się, śpiewałam do suszarki. Piosenka naprawdę wpadła mi w ucho i teraz darłam się na cały dom, skacząc po łazience. Przy okazji próbowałam wysuszyć włosy, ale to było w tym momencie mniej ważne niż mój mały koncert. Czy to nie była czasem piosenka tego zespołu, Little Mix? Jeśli dobrze kojarzyłam, to dziewczyna Zayna była jedną z tych dziewczyn.
  - Flyyyy - zawyłam, przymykając oczy, by wczuć się w piosenkę.
Drzwi od łazienki nagle otworzyły się i zobaczyłam mojego brata, który wyglądał na naprawdę rozzłoszczonego.
  - Zamknij się! Mam ochotę się zabić od tego Twojego jęczenia.
  - To widzę, że udało mi się osiągnąć swój cel. - uśmiechnęłam się do niego złośliwie i już stojąc spokojnie, wróciłam do suszenia włosów. Usłyszałam jeszcze jak zamknął drzwi z głośnym hukiem i zostałam sama. Ok, prawda, nie miałam ani trochę talentu do śpiewania. Mój głos brzmiał jak połączenie najgorszych dźwięków, jakie można było sobie wyobrazić.
   Wyszłam z łazienki z już suchymi włosami i skierowałam się do pokoju. Musiałam ubrać się na galowo, w końcu to zakończenie roku szkolnego. Co równało się z WAKACJAMI. Ostrożnie wytuszowałam rzęsy, wiedząc już jak niebezpieczne mogło to być. Z pozbyciem się opatrunku z oka, pozbyłam się również dziwnych spojrzeń ludzi, no przynajmniej większości... Usłyszałam krótki dzwonek, co oznaczało, że dostałam SMS-a.

   
Od: Lou xxxxxx
   Hahaha, chciałbym zobaczyć Cię w obcasach. Pewnie potykasz się co drugi krok.

   Tak, Tomlinson zmienił w moich kontaktach nazwę dla swojego numeru. Pokręciłam głową, właściwie bardziej rozbawiona niż zła, widząc co napisał.

   Do: Lou xxxxxx
   Moje umiejętności chodzenia w obcasach są lepsze niż Twoje w robieniu herbaty.

   Minęły 2 tygodnie, odkąd poznałam One Direction i tydzień, odkąd pierwszy raz byłam u nich w domu. Przez ostatnie 7 dni, spotkałam się z nimi parę razy. Nawet udało mi się zabrać ze sobą Cass (Harry nie wyszedł z pokoju, bo ponoć źle się czuł), która była wniebowzięta i powiedziała, że chłopcy są jeszcze fajniejsi, niż sobie wyobrażała. Wczoraj, gdy Louis zaprosił mnie do nich, reszty nie było w domu, więc siedzieliśmy w jego pokoju i rozmawialiśmy o wszystkim. O naszych rodzinach, o jego związku, o fanach, o moich zainteresowaniach, o mojej szkole. Tomlinson chwalił się, że robi najlepszą herbatę na świecie, więc gdy zrobił mi napój, od razu zabrałam się do picia. Zaraz wyplułam wszystko na podłogę, krzywiąc się. Okazało się, że chłopcy chcąc zrobić Louisowi kawał, wsypali sól do cukierniczki.

   Od: Lou xxxxxx
   Ugh, przecież wiesz, że to nie moja wina. O której kończy się zakończenie? (Dziwnie to zabrzmiało, co nie?)

   Uśmiechnęłam się pod nosem, odpisując mu i schowałam telefon do małej torebki. Wciągnęłam na siebie czarne rurki, które uwielbiałam za to jak moje nogi i tyłek w nich wyglądały. Na górę ubrałam białą koszulę bez rękawów i gdy pozapinałam wszystkie guziki, końce bluzki włożyłam do spodni. Związałam włosy w koczka i zeszłam na dół, gdzie na stopy włożyłam czarne trampki, a oczy zasłoniłam okularami przeciwsłonecznymi. Wyszłam na dwór i wow, było naprawdę ciepło. Droga do szkoły minęła mi szybko, gdy znowu nuciłam pod nosem tę samą piosenkę co wcześniej. Wypatrywałam znanej mi blond czupryny, pomiędzy tłumem na szkolnym dziedzińcu. Cholera, pomnożyli się czy co...
  - Sky! - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się, by dostrzec moją przyjaciółkę.
   Oczywiście, że wyglądała niesamowicie. Czarna sukienka podkreślała jej kształty, a dekolt w kształcie serca idealnie eksponował jej biust, do tego miała buty na wysokich obcasach. Moje trampki i czarne spodnie się do tego nie umywały.
  - Hej, szukałam Cię. - uśmiechnęłam się do niej, a Cass złapała mnie za ramię. Przeszłyśmy w trochę inne miejsce, gdzie mogłyśmy zostać przez cały apel. Wyciągnęłam telefon z torebki, by zobaczyć 3 nieodebrane wiadomości. Wszystkie od Louisa.
   - Co? - spytała, widząc mój uśmiech.
   - Lou do mnie napisał - mruknęłam pod nosem.
   - Dalej nie mogę uwierzyć, że przyjaźnisz się z Louisem Tomlinsonem.
   - Ciii! - syknęłam w jej stronę i rozejrzałam się dookoła, nie wyglądało na to, że ktoś ją słyszał.
   Po zdjęciu, które dodał na Twittera, zaczepiło mnie w szkole parę osób, pytając o to. Trzymałam się przy mojej marnej wymówce jakoby Louis chciał pokazać ludziom jak bardzo przyjazny jest dla fanów. Wreszcie dali mi spokój, więc nie chciałam, by to wypytywanie mnie zaczęło się od nowa.
   - Przepraszam - odpowiedziała Cass i wywróciła oczami.
   Dyrektor zaczął przemawiać, a my kontynuowałyśmy naszą rozmowę o wiele ciszej. Blondynka opowiadała mi właśnie co robiła wczoraj wieczorem, gdy nauczycielka posłała nam karcące spojrzenie, zauważając, że rozmawiałyśmy. Do końca apelu pozostałyśmy już cicho. Słońce świeciło coraz bardziej, sprawiając, że żałowałam tych długich, ciemnych spodni i butów, zakrywających moje stopy. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, więc skupiłam swoje myśli na tym co będę robić wieczorem. Pewnie pójdziemy z Cass na piwo, by uczcić początek wakacji. Odetchnęłam z ulgą, gdy wszystko się już skończyło i mogliśmy iść. Wakacje czas zacząć!
  - Sky. - usłyszałam niepewny głos Cass, gdy szłyśmy w stronę ulicy.
   Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, ale ona patrzyła w jakiś punkt przed siebie. Podążyłam za jej wzrokiem, zauważając dwóch chłopaków stojących niedaleko czarnego samochodu.
  - Mam zwidy czy tam właśnie stoją 2/5 One Direction? - spytała.
  Pokiwałam lekko głową i odpowiedziałam: - Tak, to chyba oni.
  Mieli na twarzach wielkie okulary przeciwsłoneczne, zasłaniające połowę ich twarz, a na głowie czapki z daszkiem, zakrywające charakterystyczne włosy. Jeden z chłopaków miał bluzkę z długim rękawem, zapewne po to by ukryć tatuaże, po których można by go było od razu rozpoznać.
  - O Mój Boże, użyli swoich kontaktów, by znaleźć naszą szkołę? - spytała z przejęciem Cass, a ja spojrzałam na nią z rozbawieniem.
  - Mówiłam Lou, gdzie się uczymy.
  Przypomniałam też sobie teraz, że wcześniej w SMS-ie pytał mnie o której skończy się apel. Podeszłyśmy do nich, widziałam jak parę osób patrzyło w ich stronę podejrzliwie, ale wydawało się, że oni się tym nie przejmowali.
  - Hej Lou, hej Niall - powiedziałam cicho, uśmiechając się w ich stronę.
  Blondyn obdarzył nas obie uśmiechem, za to Lou przyłożył palec wskazujący do swoich okularów, by obniżyć je nieco i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami.
  - Ej! Nie masz obcasów.
  - Nie mówiłam, że je założę. - uśmiechnęłam się z rozbawieniem, a on szybko poprawił okulary, widząc grupkę dziewczyn przechodzących niedaleko.
  - Pewnie po prostu nie umiesz chodzić - powiedział zaczepnie, a ja już miałam mu odpowiedzieć, gdy dało się słyszeć głos Nialla.
  - Woow, Cass... - spojrzałam na blondyna, który właśnie ogarniał wzrokiem sylwetkę mojej przyjaciółki. - Wyglądasz świetnie.
  Zagryzłam wargę, słysząc to. Zrobiło mi się trochę przykro, mimo tego, że nie powinno było. To prawda, że wyglądała świetnie, a ja wyglądałam po prostu przeciętnie.
  - Ooch, dziękuję Nialler! - uśmiechnęła się do niego uroczo.
  - Ty też, Sky - powiedział szybko Niall, po tym jak zobaczył moją minę. Ugh, ten wymuszony komplement sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej.
  - Jasne - mruknęłam i odwróciłam się do nich tyłem, by pomachać do paru koleżanek.
  - Myślę, że Niallowi najbardziej podoba się to jak wygląda Twój tyłek. - usłyszałam po chwili za sobą zadziorny głos Louisa.
  Obejrzałam się na nich i zobaczyłam jak Lou spoglądał z rozbawieniem na Irlandczyka, który zarumienił się i zaczął intensywnie przyglądać się swoim butom. Czy on właśnie...? Och.
  - Ale i tak mam lepszy tyłek od Ciebie - powiedział Louis, a Cass zaśmiała się cicho.
  - Nie mogę się z tym zgodzić - mruknął Niall, unosząc głowę, a na moją twarz mimowolnie wypłynął szeroki uśmiech.
  - Co tu robicie? - spytałam, nie komentując tego co się przed chwilą stało.
  - Chciałem zobaczyć jak wywracasz się w tych cholernych obcasach! - zawołał z niezadowoleniem Tomlinson.
  - Nudziło nam się - dodał Niall.
  No tak, zrobili sobie wolne od występów, wywiadów i całego tego zamieszania. Pewnie teraz nie wiedzieli co ze sobą zrobić.
  - Ugh, to może podwieziecie nas do domu? Nogi mi już odpadają - odezwała się Cass, wskazując swoje wysokie buty.
  Chłopcy pokiwali głowami i usadowiliśmy się wygodnie w samochodzie. Lou za kierownicą, Niall obok, a my z tyłu.
  - Tak w ogóle Tomlinson, to świetnie chodzę w obcasach!

*

  Siedziałam właśnie w małym barze zwanym "Amsterdam", było tu właściwie dość przytulnie. W tle grała cicho muzyka, tak by nie przeszkadzać ludziom w rozmowach, ale jednak by dało się słyszeć słowa piosenek. Prawie każdy stolik był już zajęty przez grupki znajomych i rozglądając się dookoła, mogłam stwierdzić, że to miejsce lubili młodzi ludzie.
  - Proszę.
  Cass postawiła przede mną kufel piwa. Nasze wyjście na jedno piwo zmieniło się w... cztery? pięć? Cholera, nie wiem.
  - Jak dobrze mieć przyjaciółkę z dowodem. - uśmiechnęłam się do niej szeroko i zaraz pociągnęłam sporego łyka ze szklanki.
  - Taak, mówisz mi to chyba 5 raz. - wywróciła oczami, ale na jej ustach błąkał się lekki uśmiech, gdy odsunęła kufel od swojej twarzy.
  - O czym mówiłyśmy wcześniej? - zmarszczyłam nieznacznie brwi, podpierając brodę na dłoni.
  - Pytałaś czy pojedziemy gdzieś na wakacjach - mruknęła Cass, spoglądając na mnie podejrzliwie. - Chyba się już trochę upiłaś, co?
  - Nie! - krzyknęłam. Szybko, za szybko. Zaśmiałam się cicho. - Może trochę.
  - Ok, więc nie wydaje mi się, żebym mogła gdzieś pojechać. Muszę pomagać rodzicom w domu, moja mama nie może zbytnio tego robić po operacji.
  Zamrugałam parę razy, patrząc na nią. Cholera, wyleciało mi z głowy, że jej mama miała operację. Jak bardzo słabą przyjaciółką jestem?
  - O Boże, przepraszam - wybełkotałam.
  Cass machnęła tylko ręką w moją stronę, najwidoczniej się tym nie przejmując. - Nie chcę o tym rozmawiać. - uniosła piwo i uśmiechnęła się lekko. - Za wakacje?
  - Za wakacje! - zawołałam z radością, lekko stukając swoją szklanką o jej i wypiłyśmy sporo napoju.
  - Więc... um... - zagryzła wargę, spoglądając na mnie niepewnie, a ja uniosłam pytająco brew, czekając aż dokończy.
  - Jak myślisz co Harry sądzi o mnie?
  O Boże, znowu to. Miałam powoli już dość jej ciągłego gadania o tym chłopaku. Przez całe 2 tygodnie, wciąż o nim mówiła. O tym jak się pocałowali słyszałam już chyba z 10 razy, a jej zapewnienia, że się nie odezwał, bo pewnie jest zmęczony, powtarzała jeszcze częściej.
  - Ok, szczerze? - westchnęłam cicho.
  Pokiwała głową, a ja już miałam powiedzieć: "Myślę, że ma Cię w dupie, pocałowaliście się raz, tylko dlatego, że był najebany w cholerę, a teraz może nawet o tym nie pamięta". W ostatniej chwili jednak powstrzymałam się i powiedziałam:
  - Myślę, że... nie zna Cię za dobrze. Pocałowaliście się, ale uhm musiałby Cię poznać, żeby mogło z tego coś być. - biorąc pod uwagę to, że Cass miała obsesję na jego punkcie, obawiałam się, że nawet te słowa ją urażą.
  Spojrzałam na nią niepewnie, nie odzywała się chwilę, ale po chwili pokiwała nieznacznie głową.
  - Tak, masz rację. Szkoda tylko, że nie daje mi szansy na to, by go poznać. No wiesz, obiecał, że odezwie się pierwszy, nie zrobił tego, gdy byłam u nich w domu, nawet nie wyszedł ze swojego pokoju. - westchnęła cicho, ale po chwili uśmiechnęła się do mnie. - Ale poradzę sobie z tym, jeszcze mnie pokocha.
  Zaśmiałam się, słysząc jej słowa, a ona udając obrażoną krzyknęła:
  - Nie śmiej się! To prawda!
  Śmiałyśmy się chwilę, przypominając sobie jakieś stare historie, póki ze smutkiem nie zauważyłyśmy, że...
 - Skończyło się! - zawyłam, unosząc pustą szklankę.
 - Ok, bierzemy jeszcze po jednym?
  Pokiwałam głową z zadowoleniem, dzisiaj naprawdę miałam ochotę się napić. Może jednak lepszym słowem byłoby upić, bo już kręciło mi się w głowie. Czekając na powrót mojej przyjaciółki, nuciłam pod nosem piosenkę, lecącą akurat w radiu. Skończyła się zaraz i dało się się słyszeć kolejną. Cass pojawiła się z powrotem, stawiając szklanki na stole.
  - Słyszysz co leci? - zawołałam z rozbawieniem.
  - Rzeczywiście! One Direction! - uśmiechnęła się do mnie szeroko i stuknęłyśmy się kolejny raz kuflami.
  - To... co robią jutro chłopcy?
  - Lou jedzie do Eleanor, reszta nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Może umówimy się z nimi?
  Miałam całkiem dobry kontakt z całym zespołem. Zdziwiło mnie to właściwie, że tak łatwo się z nimi zakolegowałam. No może nie do końca z wszystkimi, Harry'ego trzymałam na dystans, nie będąc pewną jak powinnam się zachować w związku z tym jak olał moją przyjaciółkę. Mimo tego musiałam przyznać, że był naprawdę sympatyczny i ciężko było go nie lubić.
  - Jasne, tak, yhym. - Cass pokiwała entuzjastycznie głową.
  Tak myślałam, że tylko czekała na to, aż ją o to spytam. Przy naszym stole zapadła na chwilę cisza, gdy obie piłyśmy z naszych kufli, właśnie wtedy dotarły do nas głosy ze stołu obok. Nie usłyszałam dokładnie, ale na pewno ktoś powiedział "One Direction". Ich piosenka wciąż leciała, więc nie było to dziwne, że ktoś o nich wspomniał. Ciekawość jednak wzięła górę i spojrzałam w tamtą stronę, skupiając się bardziej na ich głosach.
  - Nienawidzę tych pedałów.
  Zagotowało się we mnie, a jeszcze większa złość ogarnęła mnie, gdy rozpoznałam ich twarze. Byli to moi koledzy ze szkoły, a chłopak, który powiedział te słowa, był moim eks. I był totalnym dupkiem. Jak to możliwe, że w ogóle z nim byłam? Miałam problem ze znalezieniem odpowiedzi na to pytanie.
  - Zamknij się - warknęłam na tyle głośno, by mnie usłyszeli, widziałam kątem oka jak Cass spojrzała na mnie zaskoczona. Czułam jak złość i alkohol buzowały w moich żyłach.
  Obrócili głowy w moją stronę i ich najpierw wkurzone miny zmieniły się na kpiące uśmiechy, gdy zauważyli, że to ja.
  - Och, cześć skarbie - mruknął Chris w moją stronę, przesuwając dłonią przez swoje blond włosy. - Co mówiłaś?
  - Po pierwsze, nie mów tak do mnie. Po drugie, powiedziałam, żebyś się zamknął. - pewność siebie promieniowała od niego na kilometr, jak gdyby był pewny, że może mnie okręcić wokół swojego palca jak kiedyś.
  - A co jesteś ich fanką? - uniósł pytająco brew, a jego kumple śmiali się cicho, czekając co stanie się dalej.
  - Tak, jestem - odpowiedziałam spokojnie. - I nie podoba mi się, gdy ktoś ocenia kogoś, mimo tego, że go nie zna. - wzięłam łyka piwa, a po chwili dodałam: - Tymbardziej, że sam jest tylko bezwartościowym śmieciem, chcącym się dowartościować, obrażając innych.
  Obdarzyłam ich wymuszonym uśmiechem, widziałam jak jego koledzy otwierają szeroko usta ze zdziwienia, a twarz Chrisa przybrała czerwony odcień.
  - Idziemy? - mruknęłam do Cass, wstając.
  Blondynka wstała od stołu, widać było, że chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Miałam już odejść, gdy poczułam silny uścisk na mojej ręce. Prawie jak za dawnych czasów, co Chris?
  - Nie pozwolę Ci tak do mnie mówić, kotku. - szarpnął mnie w swoją stronę, przez co zachwiałam się lekko.
  - A ja nie pozwolę Ci mówić do mnie per kotku, fiucie. - uderzyłam go z łokcia w klatę, tak że jego uścisk poluzował się na mojej ręce. Wzięłam kufel z ich stołu i wylałam jego zawartość na głowę blondyna.
  Podeszłam do wciąż zszokowanej Cass, która stała niedaleko mnie i chwyciłam ją za nadgarstek.
  - Pożałujesz tego. - usłyszałam głos za sobą. - Zobaczysz, jeszcze będziesz jęczeć moje imię, gdy będę Cię pierdolił. - słyszałam jak jego kumple zawyli radośnie.
  Odwróciłam głowę w jego stronę i uniosłam brew: - Szczerze wątpię, biorąc pod uwagę to jak małego masz kutasa. - tym razem jego koledzy śmiali się, ale z niego. Chris spuścił w dół głowę zażenowany. Czyżbym uderzyła w jego słaby punkt?
  Ciągnąc za sobą Cass, wyszłam na zewnątrz. Przymknęłam oczy i odetchnęłam świeżym powietrzem, próbując się uspokoić. Szumiało mi w głowie od alkoholu i wszystkiego co wydarzyło się parę minut temu.
  - Wow... - usłyszałam moją przyjaciółkę, uniosłam wzrok na nią, widząc jej podekscytowaną twarz. - Wow, to było wow. Jesteś wielka, Sky.
  Uśmiechnęłam się do niej nieznacznie. Właściwie byłam z siebie dosyć dumna, nie dałam mu się stłamsić. Przez cały nasz związek miał nade mną władzę, ale dzisiaj role się odwróciły. Należało mu się, za wszystko co mi zrobił, za to, że ich obraził. Nikomu nie pozwolę mówić tak o tych chłopakach, nie zasługują na to i... za dużo dla mnie znaczą.