poniedziałek, 27 lipca 2015

rozdział bonusowy nr 3

ok, to już oficjalnie i definitywnie ostatnie co tutaj dodaję!
dzięki za czytanie <3

*

Aiden

 Kolejny już raz wytarłem moje spocone dłonie o materiał spodni i wziąłem głęboki oddech, próbując nie myśleć o tym, jak dużo osób czekało właśnie przed sceną. Mieliśmy już wcześniej kilka koncertów, na pierwszy przyszło naprawdę mało osób, ale później stopniowo na każdy kolejny przychodziło ich trochę więcej.
 Dlatego nie powinien, aż tak zaskoczyć mnie fakt, że w klubie było teraz prawie pół tysiąca osób. Ale jednak zaczynałem panikować, choć starałem się po sobie tego nie pokazać. Może dla kogoś innego byłoby to małą publiką, ale dla mnie było zupełnie inaczej. Dopiero przyzwyczajałem się do tego wszystkiego i wcześniej nie miałem zbyt dużo problemu z graniem przed ludźmi, ale to zawsze były mniejsze grupy. Wiedziałem jednak, że jeśli naprawdę chciałem, żeby zespół wypalił, będę musiał przywyknąć do o wiele większej widowni.
 Prawdopodobnie byłoby inaczej, gdybym miał pewność, że wszyscy ci ludzie byli naszymi fanami i uwielbiali naszą muzykę, ale tak naprawdę nie miałem pojęcia, czy tak było. Do klubu normalnie przychodziło sporo osób, więc jakaś część z nich pewnie nie kojarzyła, kim jesteśmy i możliwe, że nas znienawidzą po tym występie... Albo jeszcze w jego trakcie i zaczną obrzucać nas wyzwiskami, chcąc pozbyć się nas ze sceny.
 To ja miałem wszystko dzisiaj ogarniać (zresztą jak każdego innego dnia) i upewnić się, że byliśmy gotowi, więc nie mogłem teraz pozwolić sobie na jakiekolwiek nerwy. Musiałem pozostać spokojny i skupiony na moim otoczeniu, żeby być pewnym, że wszystko było w porządku. Nic nie mogło pójść nie tak, inaczej nasza wymarzona kariera zostałaby prawdopodobnie skreślona.
 Noah siedział rozłożony na kanapie i nie wyglądał na ani trochę przejętego, zamiast tego śmiał się co chwilę pod nosem, wpatrując się w ekran swojego telefonu. Koło niego leżała już para pałeczek do perkusji, więc uznałem, że on był przygotowany do grania. Przesunąłem wzrokiem dalej, chcąc sprawdzić, co robi Dylan, ale nie siedział nigdzie w pobliżu naszego perkusisty.
 Zamiast w jakikolwiek sposób szykować się do koncertu, który miał się zaraz odbyć, stał za to przy stoliku, na którym siedziała Violet. Opierał się dłońmi po obu jej bokach, nachylając się w jej stronę i rozmawiali między sobą z wielkimi uśmiechami na twarzach. Mogłem się domyślić, że cała jego uwaga będzie skupiona na niej, właśnie dlatego mówiłem jej, żeby nie przychodziła tu przed koncertem, ale oczywiście, że mnie nie posłuchała. Od tego właśnie były młodsze siostry.
 Podszedłem do lustra, chcąc ostatni raz sprawdzić, czy wyglądałem w miarę przyzwoicie. Moje włosy rozwalone były po całej głowie, ale wyjątkowo nie było tak, dlatego że starałem się je ułożyć właśnie w ten sposób przez dobre kilkanaście minut. Tym razem po prostu ciągle przesuwałem przez nie palcami ze stresu, czasem nawet szarpiąc mocno za kosmyki. Ostatecznie jednak wyglądało to zadowalająco, dlatego teraz nawet ich już nie ruszałem, poza tym wiedziałem, że pewnie przed samym wejściem na scenę znowu zdążę coś z nimi zrobić. Byłem dość blady, jakby cały kolor spłynął z mojej twarzy, wiedziałem jednak, że to szybko się zmieni po zagraniu kilku piosenek. Moje policzki nabiorą trochę czerwonego koloru od gorąca i wysiłku, a wtedy nie będę już wyglądał jak chodzący trup. Poprawiłem okulary, podsuwając je trochę wyżej na moim nosie i odetchnąłem głęboko.
 - Ok, zostało osiem minut! - zawołałem, sprawdzając najpierw czas na zegarku na moim nadgarstku.
 - Dobrze się czujesz, Aiden?
 Spojrzałem na moją siostrę, która była praktycznie tak samo blada jak ja, ale w przeciwieństwie do mnie u niej był to skutek rzadkiego wychodzenia z domu i wyglądała tak codziennie. Dylan obrócił się bardziej w moją stronę, przyglądając mi się teraz podejrzliwie i tylko Noah dalej zajęty był swoim telefonem.
 - Tak, czuję się świetnie - rzuciłem, a Violet uniosła wysoko brwi, nie wyglądając, jakby mi uwierzyła.
 Drzwi po lewej stronie pokoju otworzyły się i do środka wszedł Ian, a zaraz za nim nasi rodzice. Dylan od razu odsunął się trochę od Violet, pewnie mając nadzieję, że tego nie zauważą, ale tata zaśmiał się cicho, patrząc w ich stronę. I on i mama uwielbiali jej chłopaka, a jednym z powodów było na pewno to, że ledwo co jej przy nich dotykał. Niestety przy mnie było wręcz odwrotnie.
 - Jest w cholerę dużo ludzi - powiedział Ian i posłał mi szeroki uśmiech.
 Choć już o tym wiedziałem, na jego słowa poczułem, jakby ktoś mocno ścisnął mój żołądek. Mama uderzyła go w tył głowy za jego słownictwo, a on zaczął narzekać, że przecież to nie jest przekleństwo, więc nie musiałem nic mu na to odpowiadać, bo przestał zwracać na mnie uwagę. Przełknąłem nerwowo ślinę, znowu przesuwając dłońmi po materiale spodni, zostawiając w tym miejscu ślady przez to, jak dużo razy zdążyłem już to zrobić.
 - Denerwujesz się, co?
 Tak bardzo byłem skupiony na próbowaniu uspokojenia się, że nie zauważyłem, gdy podszedł do mnie tata i oparł się ramieniem o ścianę obok, a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech.
 - Doskonale to rozumiem - dodał, choć nawet nie odpowiedziałem mu w żaden sposób, ale właściwie nie musiałem, zbyt mocno było to po mnie widać. - Gdy tam wyjdziesz, poczujesz się lepiej, uwielbiasz grać, świetnie czujesz się na scenie i choć teraz wydaje ci się, że to zbyt przerażające, to na pewno dasz sobie radę.
 Pokiwałem głową, nie ufając teraz mojemu głosowi i choć nie do końca uwierzyłem w to wszystko, to miałem nadzieję, że naprawdę właśnie tak będzie. Tata poklepał mnie jeszcze po ramieniu, a później podeszła do nas mama, uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i uścisnęła mocno. Też musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak się stresowałem i pewnie uznała, że mówienie teraz czegokolwiek nie miało zbyt dużo sensu.
 - Chyba musimy się już zbierać - powiedział głośno Dylan.
 Noah schował wreszcie telefon i podniósł się z kanapy, przeciągając się przy tym, po czym zaczął bawić się pałeczkami, kręcąc nimi między palcami. Violet pocałowała Dylana w policzek i objęła go na krótką chwilę, na co Ian zrobił niezadowoloną minę. Posłałem wymuszony uśmiech rodzicom i podszedłem bliżej do mojego zespołu, żebyśmy mogli wreszcie stąd wyjść.
 - Powodzenia! - zawołał Ian, patrząc w moją stronę i pokazując mi uniesione do góry kciuki.
 - Pójdzie wam świetnie - dodała Violet i uśmiechnęła się szeroko. - Będziemy wszyscy oglądać was zza kulis.
 - Chodźmy rozjebać tę scenę! - krzyknął Noah, chyba na chwilę zapominając, że nie byliśmy sami w pomieszczeniu.
 Tata zaśmiał się na to głośno, mama też wyglądała na trochę rozbawioną, ale mimo to pokręciła głową i ostrzegawczym tonem powiedziała:
 - Noah, słownictwo...
 - Przepraszam, Pani Horan - wymamrotał szybko, posyłając jej niewinny uśmiech.
 Mogłem to zrobić, to było tylko trochę więcej osób, ale oprócz tego różniło się to niczym od naszych wcześniejszych występów. Robiłem to już kilka razy, teraz też mogłem to zrobić bez problemu, prawda?
 Dylan pierwszy wyszedł z pokoju, machając na nas ręką, żebyśmy się ruszyli. Normalnie to byłbym ja, ale może jednak wszyscy (no oprócz naszego perkusisty) zauważali moje podenerwowanie, które trochę utrudniało mi teraz organizację. Noah przerzucił mi rękę przez ramiona, gdy zaczęliśmy iść korytarzem i zaczął gadać o tym, jaki jest podekscytowany tym koncertem. Miałem takie same odczucia jeszcze dzień wcześniej.
 Zatrzymaliśmy się z boku sceny, gdzie Dylan już zakładał pasek gitary elektrycznej przez ramię i sprawdzał jak dużo ma kostek do gry. Wokół chodzili ludzie odpowiedzialni za organizację koncertu i pośpieszali nas, żebyśmy się przygotowali i nie spóźnili na moment, w którym mieliśmy wyjść. Mimo mojego stresu automatycznie zacząłem sprawdzać, czy wszystko było tak jak powinno, a gdy się co do tego upewniłem, dopiero wtedy wziąłem mój bas.
 - To będzie wykurwiste - powiedział Noah, po czym obejrzał się przez ramię, jakby chciał sprawdzić, czy czasem mojej rodziny jeszcze tutaj nie było.
 - Ta, będzie świetnie, stary - odpowiedział mu Dylan, ale patrzył przy tym na mnie, jakby upewniał się, że zaraz nogi się pode mną nie ugną i nie polecę na podłogę.
 Pokiwałem energicznie głową, mimo tego że śniadanie podchodziło mi do gardła i cieszyłem się tylko, że to nie ja będę musiał zaraz śpiewać. To nie byłby zbyt dobry koncert, gdyby wokalista otworzył usta i zaczął wymiotować, może nawet trafiając kogoś z widowni. Na pewno byłoby to... dość interesujące, ale niekoniecznie dla osoby, której się to przydarzyło.
 - Wychodzicie za dziesięć sekund!
 Noah wyszczerzył się i podskoczył kilka razy, jakby nie mógł już opanować swojej energii, a ja zacisnąłem mocno palce na korpusie basu.
 - Pięć sekund!
 Dylan strzelił kostkami w obu dłoniach i zwilżył językiem usta, wyglądając na całkowicie opanowanego, gdy ja kompletnie panikowałem wewnątrz.
 - Już, już!
 Cieszyłem się, że nie muszę być tą pierwszą osobą, która tam wyjdzie, ale nie zmieniało to zbyt wiele, bo ledwo Noah to zrobił, musiałem pójść za nim. Dylan musiał lekko popchnąć mnie do przodu, żebym się ruszył i po kilku krokach byłem już na scenie.
 Ludzie nie byli ani strasznie głośnie, ani strasznie cicho, słyszałem raczej ciche rozmowy między sobą albo może po prostu odciąłem od siebie te dźwięki. Miałem wrażenie, że nogi mi się plączą, gdy podchodziłem do mojego miejsca i że wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak mocno bije mi teraz serce. Zamrugałem kilka razy, patrząc przed siebie na ogromną widownię i choć miałem wielką ochotę stamtąd uciec, wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
 Dasz radę, Aiden. Musisz dać radę. Dylan zaczął nas przedstawiać, nie mogłem się jednak skupić na tym, co mówił, jedyne o czym myślałem to, że już za moment rozpocznie się pierwsza piosenka. Przez krótką chwilę myślałem, że zapomniałem chwytów i jaki kawałek był, w której kolejności.
 Ale wtedy usłyszałem, jak Noah uderzył o talerze, a z ust Dylana wydobyły się początkowe słowa utworu...
 I zaczęliśmy grać.

*

 - Nie mogę uwierzyć, że poszło nam tak cholernie dobrze!
 - Mówiłem, że rozjebiemy tę scenę - odpowiedział Noah, potrząsając moimi ramionami.
 Wyszczerzyłem się do niego głupio, kiwając głową, bo rzeczywiście Noah był przekonany, że wszystko pójdzie jak najlepiej. I okazało się, że niepotrzebnie się stresowałem, bo właśnie tak było. Przy pierwszej piosence byłem jeszcze dość nieswój, ale w końcu całkowicie się uspokoiłem, grając na moim ukochanym basie. Tata miał rację, mogłem denerwować się wcześniej ilością osób, ale przecież świetnie czułem się na scenie i w końcu wszystkie te negatywne odczucia zniknęły, bo to właśnie było moje miejsce.
 Zrobiliśmy nawet sporo zdjęć z osobami z publiki, co dalej było dla mnie dziwne, choć wcześniej zdarzyło mi się, by parę osób mnie o nie prosiło. Dylan dostał najwięcej uwagi od dziewczyn, a to akurat ani trochę mnie nie dziwiło i tego właśnie się spodziewałem, Violet za to nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Rodzice wrócili już do domu, a Ian poszedł poszukać Hannah, która ponoć gdzieś tu była i też mieli już wychodzić. Nie miałem pojęcia, jakie plany mieli Violet i Dylan, ale Noah i ja chcieliśmy tu jeszcze trochę zostać.
 Mimo tego że niedawno skończyliśmy koncert (którego tak bardzo się wcześniej bałem), byłem teraz pełen energii i nie miałem zamiaru wracać jeszcze do domu. Wolałem wypić piwo albo kilka w ramach świętowania naszego małego sukcesu i mój przyjaciel całkowicie zgadzał się z tym pomysłem. Dlatego przedarliśmy się przez tłum, zatrzymując się parę razy, gdy ktoś nas zaczepił ("wasz wokalista jest taki gorący, czy jest wolny?!", "dacie mi follow na twitterze?") i w końcu udało nam się dostać do baru.
 Noah zamówił dwa piwa, a ja usiadłem wygodnie na jedynym wolnym stołku, na co on posłał mi niezadowolone spojrzenie. Rozejrzał się dookoła, ale gdy nie zauważył żadnego innego siedzenia, zazgrzytał zębami i oparł się łokciami o ladę.
 - Siedziałeś właśnie przez pół godziny! - zawołałem z rozbawieniem. - Teraz ja muszę posiedzieć.
 Barman podał nam nasze piwa, sprawdzając najpierw mój dowód, przez co Noah zaczął rechotać pod nosem, a ja przewróciłem oczami i zignorowałem go. Wziąłem kilka łyków alkoholu i westchnąłem cicho, czując jak zimny napój spływa po moim gardle. Właśnie tego teraz potrzebowałem. Przez następne kilkanaście minut rozmawialiśmy o koncercie, omawiając w szczegółach każdą rzecz, choć oboje przecież już o tym wiedzieliśmy. Ale wtedy Noah zobaczył jakąś dziewczynę, która mu się spodobała i - tak jak mogłem się tego spodziewać - zostawił mnie samego.
 Nie miałem zamiaru siedzieć jak idiota i na niego czekać, dlatego uznałem, że od razu po skończenia piwa, wrócę do domu. Noah pewnie zapomni nawet, że jeszcze z nim tutaj byłem, jeśli mu się poszczęści i w ogóle tu nie wróci. To nie byłby pierwszy raz, gdy zrobiłby coś takiego, byłem już do tego dość przyzwyczajony, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Wolałem dalej myśleć o tym, jak bardzo cieszyłem się, że koncert poszedł świetnie.
 - Jesteś naprawdę dobry w grze na basie.
 Spojrzałem w bok ze zdziwieniem, bo mimo wszystkich pochwał, jakie dziś dostaliśmy, pierwszy raz słyszałem coś takiego od kogoś, kto nie był moją rodziną albo kimś ze znajomych. Byliśmy chwaleni za cały występ i piosenki, ale nikt nie zwracał szczególnej uwagi na bas.
 - Och, um, dzięki - odpowiedziałem niepewnie.
 Dziewczyna siedząca obok mnie uśmiechnęła się w odpowiedzi i napiła się przez rurkę swojego drinka. Korzystając z okazji, przyjrzałem się jej uważniej i musiałem przyznać, że była naprawdę ładna, miała ten typ urody, który mówił: "nigdy się z tobą nie umówię, bo nie dorastasz mi do pięt".
 Jej blond włosy wyglądały prawie na białe i miała je odgarnięte na jedną stronę, odsłaniając długą szyję i okolczykowane ucho. Z tego co udało mi się zauważyć, jej oczy były prawdopodobnie szare, może trochę zielone, trudno było to teraz stwierdzić, tym bardziej że nie patrzyła w moją stronę. Usta miała pomalowane na krwiście czerwony kolor, po którym ślad pewnie zostałby na jej szklance, gdyby piła prosto z niej i może właśnie dlatego używała rurki.
 Gdy odwróciła z powrotem twarz w moją stronę, zmieszałem się lekko, bo wpatrywałem się w nią jak w obrazek, z czego możliwe że zdawała sobie sprawę.
 - Gwen Mitchell - przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę.
 Jej oczy zdecydowanie miały szaro-zielony kolor.
 - Aiden - powiedziałem i ścisnąłem jej zimną dłoń moją lekko spoconą, a widząc jej oczekujący wzrok, niechętnie dodałem: - Horan.
 Puściłem szybko jej rękę, nie chcąc wyjść na dziwaka, który przytrzymuje ją zbyt długo. Zamiast tego złapałem moje piwo i wziąłem z niego kilka łyków, chcąc się czymś zająć. Gwen przyglądała mi się z ciekawością i może trochę rozbawieniem, musiała zauważyć, że byłem dość niezręczny w towarzystwie dziewczyn, choć chciałbym myśleć, że było inaczej.
 - Miło cię poznać, Aiden Horan - rzuciła z nieznacznym uśmiechem.
 I może byłem zbyt wyczulony na tym pukncie, ale wydawało mi się, że zwróciła szczególną uwagę na moje nazwisko, dlatego nie mogłem się powstrzymać, żeby nie spytać:
 - Och, rozumiem, że znasz One Direction?
 Uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, a zamiast tego pojawił się na niej wyraz niezrozumienia, jakby nie miała pojęcia, dlaczego zacząłem ten temat.
 - Co, co to za pytanie? - Zaśmiała się lekko, spoglądając na mnie dziwnie. - Oczywiście, że znam, musiałabym być całkowicie odcięta od świata, żeby ich nie znać.
 To tylko mnie zdezorientowało i nie byłem już pewien, co myśleć o tej sytuacji.
 - Tak, wiem, że to stary zespół twójego taty - dodała i wzruszyła ramionami. - Nie jestem ich wielką fanką, jeśli właśnie o tym pomyślałeś.
 Teraz czułem się jak kompletny idiota, z jednej strony miałem ochotę pożegnać się z nią jak najszybciej, żeby znowu nie palnąć czegoś głupiego, ale z drugiej chciałem poznać ją lepiej. Wydawała się interesująca, a na dodatek doceniała moje umiejętności grania na basie, a to praktycznie nigdy mi się nie przytrafiało.
 Na moment zapanowała między nami cisza, Gwen pewnie czekała, aż w jakiś sposób odpowiem na jej wypowiedź, ale chciałem zmienić temat na coś dla mnie przyjemniejszego do rozmowy. Żeby zyskać trochę więcej czasu, powoli wypiłem kilka łyków piwa, kończąc zawartość mojego kufla.
 - Często tu przychodzisz? - wyrzuciłem z siebie w końcu, bo była to jedyna rzecz, która przyszła mi na myśl.
 - Właściwie to nie - odpowiedziała, kręcąc palcami rurkę w swoim drinku. - Byłam tu może raz wcześniej, a dzisiaj przyszłam, bo chciałam was posłuchać.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, nie pomyślałbym, że znała nas wcześniej, myślałem raczej, że przypadkowo znalazła się tu akurat tego dnia.
 - Wiedziałam o was jeszcze, gdy mieliście innego wokalistę. Byliście do bani.
 Musiałem mieć bardzo oburzoną minę, bo zaśmiała się lekko, mrużąc przy tym oczy i nie spuszczając ze mnie wzroku.
 - Chodziło mi głównie o jego wokal - wyjaśniła. - Po za tym od zawsze podobało mi się, jak ty grasz, dobrze zrobiliście, biorąc do zespołu tego nowego kolesia.
 To nawet nie było tak, że celowo pozbyliśmy się Masona z zespołu i zastąpiliśmy go Dylanem. On po prostu sam zdecydował się odejść, mimo tego że Noah i ja próbowaliśmy go namówić, żeby został. Moja mała siostra też zawsze powtarzała mi, że on w ogóle nie umiał śpiewać, ale moim zdaniem po prostu miał specyficzny głos, który nie wszyscy potrafili docenić. Postanowiłem jednak, że lepiej jeśli nie powiem tego na głos.
 - Ok, więc wcześniej nas nie lubiłaś, ale teraz jesteś może... naszą fanką?
 Gwen zrobiła zamyśloną minę, jakby musiała się nad tym poważnie zastanowić, ale podejrzewałem, że robiła to specjalnie, żeby trochę się ze mną podroczyć. Po chwili nachyliła się bardziej w moją stronę i uśmiechnęła się pod nosem, a ja przełknąłem nerwowo ślinę, bo znalazła się dość blisko mnie.
 - Wiesz co? Wcześniej byłam zdecydowanie twoją fanką - zaczęła, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na moje usta - ale teraz chyba rzeczywiście jestem fanką całego zespołu.
 - Dzięki - odpowiedziałem, bo nie wiedziałem, co innego mogę powiedzieć w tym momencie.
 Gwen uniosła swoją szklankę i dopiła resztę swojego drinka, a mój wzrok skupił się na jej ustach wokół rurki. Po tym odsunęła od siebie naczynie i przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na mnie z wesołymi błyskami w oczach.
 - Ale ty dalej jesteś moim ulubieńcem.
 Miałem nadzieję, że moje policzki nie zrobiły się teraz czerwone, tak jak mi się wydawało i starałem się zachowywać na luzie, ale to na pewno mi się nie udawało.
 - W takim razie tym bardziej dziękuję...
 Gwen uśmiechnęła się z rozbawieniem na moje słowa i spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku.
 - Będę musiała się już zbierać - powiedziała, wzdychając cicho.
 - Czekaj, nie mów, że jesteś niepełnoletnia i musisz szybko wracać, żeby rodzice nie byli źli - wypaliłem bez zastanowienia.
 Liczyłem na to, że może uda mi się z nią jeszcze kiedyś porozmawiać, ale jeśli okazałoby się, że blisko jej było do wieku mojej siostry, to chyba nie bardzo byłoby to możliwe. Po wyglądzie wyglądała raczej na kogoś w moim wieku, nie byłem jednak zbyt dobry w zgadywaniu tego, ile ktoś ma lat.
 - Nie - odpowiedziała i zaśmiała się cicho. - Wcześnie rano wstaję do pracy, więc muszę się trochę wyspać.
 Odetchnąłem z ulgą, a ona pokręciła nieznacznie głową, przyglądając mi się z wesołym uśmiechem.
 - Jasne, rozumiem, ja też miałem zaraz się stąd zbierać.
 Gwen zaczęła grzebać w torebce, dlatego odwróciłem wzrok w drugą stronę, nie chcąc sie jej tak przyglądać, gdy coś robiła. W środku ciągle było cholernie dużo osób, co właściwie mnie nie dziwiło, bo było dość wcześnie, a oni pewnie zostawali tu prawie do rana. Spojrzałem z powrotem na moją nową znajomą, gdy podsunęła w moją stronę kartkę z wypisanym na niej ciągiem cyfer.
 - Odezwij się kiedyś - powiedziała, wstając ze swojego miejsca i posyłając mi ostatni uśmiech.
 Patrzyłem w szoku za jej oddalającą się sylwetką, póki nie zniknęła między ludźmi, a wtedy mój wzrok opadł na papier przede mną. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jak ona właśnie dał mi swój numer. Wyciągnąłem komórkę i zapisałem ją w kontaktach, żeby mieć pewność, że w jakiś sposób nie stracę szansy na skontaktowanie się z nią, a później i tak schowałem kartkę do kieszeni moich spodni.
 Uśmiechałem się szeroko sam do siebie, gdy wstałem z krzesła i przeciągnąłem się decydując, że już czas, żebym udał się do domu. Nie spodziewałem się tylko, że Noah wróci do baru i wpadnie prosto na mnie, ekscytując się tym, jak to poderwał jakąś laskę i zaraz mają iść do niego.
 - A ty? Wyrwałeś kogoś?
 Pokręciłem głową w odpowiedzi, na co on poklepał mnie pocieszająco po plecach mówiąc, że kiedyś na pewno w końcu mi się uda. Pożegnaliśmy się i ruszyłem w stronę wyjścia z klubu, a gdy szedłem do domu, ciągle myślałem o tej całej Gwen.
 Już następnego dnia do niej napisałem, bo nie mogłem się powstrzymać, a Noah gdy się o tym dowiedział, zrobił mi wielki wywód o tym, jak źle podchodziłem do całej sprawy, bo powinienem udawać, że nie jestem aż tak bardzo zainteresowany. Gwen później powiedziała mi, że podobało jej się to, że nie bawiłem się w głupie gierki.
 A miesiąc później awansowałem z miana jej prawie-ulubionego-basisty na miano jej chłopaka.

niedziela, 5 lipca 2015

rozdział bonusowy nr 2

pewnie większość osób już praktycznie zapomniała o tym ff, ale jeśli ktoś czekał na ten rozdział (przez to, że napisałam na moim opowiadaniu o Louisie, że to dodam), to wybaczcie, że zajęło mi to tak długo. napisałam połowę tego w maju, a później jakoś tak wyszło, że nigdy nie miałam kiedy się za to zabrać.
napiszę jeszcze jedną część, bo nie mogę opuścić perspektywy Aidena, skoro napisałam reszty, ale przypuszczam, że też zbyt szybko się to nie pojawi!

*

Ian

 Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, widząc datę na ekranie mojego telefonu. Właśnie minął rok, odkąd Hannah wreszcie zgodziła się zostać moją dziewczyną, po długim czasie mojego starania się o to. Jeszcze wcześniej zanim zorientowałem się, że mi się podoba, mama była przekonana, że lubię ją bardziej niż zwykłą koleżankę. Choć ja się tego wypierałem, dalej nie dawałem jej spokoju i denerwowałem ją, ile tylko mogłem.
 Póki nie uzmysłowiłem sobie, że może jednak mama miała rację i tak naprawdę wszystko to robiłem, żeby zwrócić na siebie uwagę Hannah. Rodzice byli zadowoleni, gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, mówiąc, że nie mógłbym znaleźć nikogo lepszego. Za to Louis wyglądał, jakby miał ochotę mnie zabić i przeprowadził ze mną wtedy długą, bardzo niekomfortową rozmowę, o której nie chciałem nawet pamiętać.
 Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie o tym i schowałem telefon do kieszeni spodni, po czym zabrałem z łóżka torebkę z prezentem. Zszedłem na dół, na chwilę wchodząc do kuchni, żeby napić się czegoś przed wyjściem.
 - Wszystkiego najlepszego - powiedział bezbarwnym głosem Aiden ze swojego miejsca przy stole.
 Spojrzałem na moment w tamtą stronę i zmrużyłem oczy, widząc, że obok niego siedział Dylan. Koleś, który od trzech miesięcy był w zespole mojego brata, a od dwóch oficjalnie chodził z moją małą siostrą. Nie znałem go zbytnio, nie wiedziałem, jaki jest, ale nie do końca podobało mi się to, że był jej chłopakiem.
 Był od niej starszy o całe trzy lata, nosił koszulki z logo metalowych zespołów, miał tatuaże i kolczyka w uchu. Wyglądał na kogoś, kto chodził na imprezy i nie wracał do domu przez cztery dni, a jego ulubionym hobby było przesypianie się z przypadkowymi laskami. Ok, może trochę przesadzałem... Po prostu troszczyłem się o moją siostrę, tym bardziej że nigdy wcześniej nie była w związku.
 - Masz urodziny? - spytał Dylan z zaskoczeniem i uśmiechnął się do mnie nieznacznie. - Wszystkiego najlepszego, stary.
 - Dziewiętnaste, a poza tym ma rocznicę ze swoją dziewczyną - wytłumaczył mu Aiden, zanim w ogóle zdążyłem się odezwać.
 Złapałem butelkę wody z blatu i wziąłem z niej kilka dużych łyków, a później odłożyłem ją z powrotem na miejsce. Aiden skrzywił się z obrzydzeniem, poprawiając okulary na swoim nosie.
 - Gdzie rodzice? - odezwałem się w końcu, ignorując to, co wcześniej do mnie mówili.
 - Pojechali do wujka Liama.
 Pokiwałem głową, a Aiden podniósł się i przeciągnął, pokazując Dylanowi, że powinni już iść.
 - Gdzie Vi? - spytałem jeszcze mojego brata, zanim mógł stąd wyjść.
 Wcześniej byłoby to dla mnie oczywiste, że po prostu siedziała w swoim pokoju, ale biorąc pod uwagę, że był tu jej chłoptaś, już dawno zeszłaby do niego. A skoro jej tu nie było...
 - Śpi - odpowiedział Dylan, choć to nie do niego kierowałem moje pytanie. - Nie wie, że tutaj jestem, a my musimy trochę poćwiczyć.
 - Taa, jakby tylko go zobaczyła, to już nie odzyskałbym mojego wokalisty do końca dnia - skomentował Aiden i popchnął go lekko przed siebie w stronę wyjścia z kuchni.
 Z całej trójki członków zespołu, to Aiden traktował to wszystko najpoważniej i zawsze starał się wszystko ogarnąć. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wyjdzie z tego coś dobrego, ale zagrali już kilka koncertów i powoli coraz bardziej wyglądało na to, że może rzeczywiście Aiden będzie mógł się z tego utrzymywać.
 Zawsze mógł skorzystać z tego, że był synem tego Nialla Horana, ale on wolał zrobić wszystko po swojemu. Jeśli tylko zauważał, że ktoś był zainteresowany jego zespołem ze względu na jego nazwisko, od razu chciał rezygnować z okazji, co dla mnie było dość głupie. Nigdy nie rozumiałem, czemu ten cały fakt posiadania korzyści, wynikających z bycia dzieckiem kogoś sławnego tak bardzo mu przeszkadzał.
 Przejrzałem się jeszcze ostatni raz w lustrze w przedpokoju, upewniając się, że na pewno wyglądałem dobrze, zanim wyszedłem z domu. Razem z Hannah mieliśmy zamiar spędzić całe popołudnie i wieczór razem, biorąc pod uwagę, że była nasza rocznica. No i moje urodziny. Właściwie prawdopodobnie wrócę do domu dopiero nad ranem, tym bardziej, że Hannah miała już własne mieszkanie, a stamtąd Louis nie mógł wyganiać mnie przed północą.
 Nie miałem do niej daleko z domu, może jakieś 15 minut na pieszo. Jednym z czynników, którymi Hannah kierowała się przy wyborze mieszkania, było to by znajdowało się dość blisko mnie, a przynajmniej na tyle, żebym w razie czego zawsze mógł w miarę szybko tam przyjść.
 Utrzymywałem szybkie tempo, gdy szedłem chodnikiem z jedną ręką w kieszeni i machając drugą z torebką z prezentem dla mojej dziewczyny. Potrafiła być dość wybredna co do takich rzeczy, zawsze mówiła, żebym nic jej nie kupował, skoro i tak zawsze wybierałem coś, co zupełnie się jej nie podobało. Ale miałem nadzieję, że tym razem mi się udało.
 - Ian! - zawołał ktoś nagle.
 Od razu się zatrzymałem i rozejrzałem dookoła, zastanawiając się, czy był to ktoś znajomy. Zamiast tego zobaczyłem dziewczynę (prawdopodobnie w wieku mojej siostry) biegnącą w moją stronę z podekscytowaną miną. Och, no tak, oczywiście.
 Z mojego rodzeństwa zawsze dostawałem najwięcej uwagi ze strony fanów One Direction i publiki. Po pierwsze dlatego, że najchętniej z nimi rozmawiałem, gdy moje rodzeństwo unikało ich jak ognia, po drugie dlatego, że chodziłem z Hannah, co było wielką sensacją dla wszystkich. Syn Nialla Horana i córka Louisa Tomlinsona są parą, niektórych chyba ucieszyło to nawet bardziej niż mnie.
 Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę i pomachałem ręką, a ona w ostatniej chwili wyhamowała przede mną.
 - Hej, jak masz na imię? - spytałem przyjaznym głosem.
 - O-Olivia - wysapała, oddychając szybko. - Uwielbiam cię i całą twoją rodzinę, jestem wielką fanką!
 W takiej sytuacji Aiden uśmiechnąłby się z wymuszeniem, powiedział, że to miłe i wyminął ją. Violet za to wpatrywałaby się w nią wielkimi oczami, pewnie rzuciła jakimś dziwnym tekstem i uciekła najszybciej, jak byłaby w stanie. Ale ja lubiłem poznawać te wszystkie osoby (ok, w większości były to dziewczyny), może i znały mnie tylko ze względu na mojego tatę, ale były miłe i praktycznie się mną zachwycały, więc...
 - Dzięki Olivia, miło cię poznać.
 Uśmiechnęła się z podenerwowaniem i wyciągnęła telefon z kieszeni, spoglądając na mnie z nadzieją.
 - Mogę zrobić z tobą zdjęcie?
 - Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziałem, posyłając jej mój najlepszy uśmiech.
 Olivia wciągnęła na to ze świstem powietrze i wyciągnęła przed siebie komórkę. Zrobiliśmy jedno zdjęcie, ale powiedziałem jej, żeby lepiej zrobiła kilka dla pewności, więc z wielką radością właśnie tak postąpiła.
 Na pożegnanie przytuliłem ją i skomplementowałem jej koszulkę, a ona zarumieniła się mocno i życzyła mi udanego dnia. Ruszyłem szybko dalej, chcąc już znaleźć się w mieszkaniu Hannah i móc ją zobaczyć. Nie widziałem jej całe dwa dni z powodu naszych zajęć, nauki (ok, tylko w jej przypadku) i moich treningów. Dlatego teraz nie mogłem się doczekać, aż się spotkamy.
 Po kilku kolejnych minutach szybkiego marszu byłem pod jej blokiem, wpisałem kod na domofonie i wszedłem do środka budynku. Później musiałem pojechać windą, bo mieszkała na ósmym piętrze, a nie bardzo miałem teraz ochotę wbiegać po tych wszystkich schodach.
 Zapukałem do drzwi jej mieszkania i uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc, jak krzyknęła, żebym po prostu wszedł. Zrzuciłem adidasy ze stóp i zajrzałem do salonu, ale nie było tam po niej śladu, wtedy sprawdziłem jej pokój, a mój uśmiech tylko się powiększył, gdy ją zauważyłem.
 Siedziała na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i włosami spiętymi na czubku głowy, układając ubrania na różne kupki. Wprowadziła się tutaj ponad tydzień temu, ale jeszcze nie do końca miała czas, żeby porozkładać swoje rzeczy.
 - Hej - powiedziałem, podchodząc bliżej niej.
 Hannah uniosła głowę do góry, by na mnie spojrzeć i wyciągnęła ręce w moją stronę, jakby chciała, żebym ją podniósł. Typowe. Zaśmiałem się cicho, ale odstawiłem torbę z prezentem na podłogę obok łóżka, po czym nachyliłem się nad nią, a ona oplotła ramionami moją szyję.
 Podniosłem ją z paneli bez większego problemu i pocałowałem szybko w usta, przymykając na chwilę oczy. Moje ręce oplatały jej ciało, a dłońmi trzymałem mocno za tył jej ud, podtrzymując ją wysoko tak, że jej twarz znajdowała się trochę wyżej od mojej.
 - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - powiedziała z uśmiechem.
 - Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy - rzuciłem na to i posadziłem ją na materacu.
 Hannah pokiwała szybko głową na moje słowa, a ja usiadłem blisko niej.
 - To też oczywiście - mruknęła i nachyliła się w stronę półki przy łóżku, by zabrać stamtąd prezent.
 W ten sposób wypięła się do mnie tyłkiem, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ale nie zamierzałem narzekać. Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem rękami za plecami, nie spuszczając z niej wzroku. Miałem cholerne szczęście, że po tylu latach, gdy Hannah za mną nie przepadała, w końcu udało mi się zmienić jej zdanie i została moją dziewczyną. Naprawdę była najlepszym, co spotkało mnie w życiu.
 - Myślę, że to ci się przyda - powiedziała, siadając przede mną i podając mi opakowane papierem pudełko. - Ostatnio mówiłeś, że twoje stare nadają się już praktycznie do wyrzucenia, więc...
 Nie mogłem skojarzyć, o czym mogłem tak powiedzieć, ale wziąłem od niej prezent i potrząsnąłem lekko. Później zacząłem zdzierać papier i gdy zobaczyłem tylko kawałek pudełka pod spodem, spojrzałem na Hannah z uniesionymi brwiami.
 - Kupiłaś mi buty go biegania?
 Hannah wzruszyła ramionami, przygryzając lekko wargę, jakby zaczęła się obawiać, czy był to dobry pomysł.
 - Jeśli nie jesteś ze mną, to prawie zawsze biegasz, a chciałam kupić ci coś, co na pewno się przyda - wyjaśniła.
 Pokiwałem głową, uśmiechając się szerzej i skończyłem odpakowywać papier, a później ściągnąłem górę pudełka. To były drogie, firmowe buty, specjalnie zaprojektowane do biegania. A na dodatek były w moich ulubionych kolorach.
 - Dzięki, skarbie - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek.
 Hannah zrobiła lekko niezadowoloną minę, słysząc jak ją nazwałem. Dobrze wiedziałem, że nie lubiła, gdy nazywałem ją takimi zdrobnieniami, ale często nie mogłem się powstrzymać, by jakiegoś nie użyć. Poza tym może dalej lubiłem trochę ją denerwować, jak kiedyś miałem to w zwyczaju.
 Sięgnąłem po torbę, którą położyłem wcześniej na podłodze i wyciągnąłem ją w jej stronę, a jej oczy od razu rozszerzyły się z zaskoczenia. Musiała wcześniej tego nie zauważyć.
 - Ian, mówiłam, żebyś mi nic nie kupował... w takim razie powinnam kupić ci jeszcze jeden prezent.
 - No chyba, że każesz oddać mi to z powrotem do sklepu - mruknąłem żartobliwym tonem, a ona udawała oburzenie, jakby nie rozumiała, jak mogłem tak w ogóle pomyśleć.
 Tyle, że raz czy dwa zdarzyło się już, że właśnie tak było. Obserwowałem uważnie Hannah, gdy z niepewną miną wyciągnęła płaskie, kwadratowe pudełko ze środka, po czym podniosła na mnie wzrok, unosząc wysoko brwi.
 - No zobacz - zachęciłem ją, widząc jak bardzo ostrożnie się zachowywała.
 W końcu uchyliła lekko górę, ale trudno mi było wyczytać coś z jej twarzy. Przysunąłem się trochę bliżej, patrząc na to, jak jej palce delikatnie złapały za srebrny łańcuszek, unosząc go trochę wyżej. Zawieszka z literą "I" zatrzęsła się przy tym lekko i to na niej Hannah skupiła swój wzrok.
 - Vi mówiła mi, że to tandetny pomysł, ale mi wydawał się ok... Powiedz coś.
 Nie zdziwiłbym się, jakby się jej nie spodobało, może powinienem był jednak posłuchać mojej siostry. Choć wtedy jej opinia nie wydawała mi się zbyt wiarygodna, biorąc pod uwagę, że Violet ma zupełnie inny gust od Hannah.
 - Podoba mi się - powiedziała, a widząc moją zdziwioną minę, dodała: - Naprawdę mi się podoba, jest piękne, ale... musiałeś na to wydać sporo pieniędzy.
 Machnąłem lekceważąco ręką i uśmiechnąłem się z zadowoleniem, skoro wiedziałem już, że wreszcie udało mi się trafić z prezentem.
 - Pomogę ci to założyć - zaproponowałem, zabierając od niej jej prezent.
 Hannah odwróciła się do mnie plecami i odgarnęła włosy za jedno ramię, a wtedy zapiąłem łańcuszek na jej szyi. Pochyliłem się bardziej, muskając lekko ustami jej kark, a dłonie zsuwając na jej talię.
 Ona automatycznie odchyliła się bardziej do tyłu, przysuwając się bliżej mnie, a ja uśmiechnąłem się, przy czym przy okazji otarłem ustami o jej skórę.
 - To naprawdę świetne, że masz własne mieszkanie.
 - Tak? Dlaczego? - spytała cicho, choć pewnie podejrzewała, o co mi chodziło.
 - Bo - zacząłem i wsunąłem ręce pod jej koszulkę, przesuwając palcami po jej bokach. - nie będziemy już mieli problemu z naszym rodzeństwem albo rodzicami, wchodzącymi ciągle do pokoju.
 - Mhm. Racja - skomentowała, po czym odwróciła się przodem do mnie.
 Hannah oplotła rękami moją szyję i pocałowała mnie lekko, a ja od razu pogłębiłem pocałunek. Jej usta były miękkie i smakowały jak malinowy błyszczyk, którego zawsze używała. Przez kilka minut nasze wargi ruszały się w dość wolnym tempie, ale w końcu zaczęliśmy stopniowo przyśpieszać. Gdy poczułem, jak pociągnęła mnie lekko za włosy, jęknąłem cicho i naparłem na nią bardziej, tak żeby położyła się na plecach.
 Oparłem się przedramionami o materac po obu stronach jej głowy, a ona oplotła mnie nogami w pasie, przyciągając moje ciało bliżej swojego. Naprawdę podobało mi się w jakim kierunku to wszystko wydawało się zmierzać. W mojej opinii był to idealny sposób na spędzenie rocznicy i urodzin. Nie minęło dużo czasu, zanim Hannah została w samej bieliźnie, a ja w bokserkach.
 Zacząłem całować ją po szyi, w niektórych miejscach delikatnie przygryzając lub ssąc, zostawiając za sobą ślady. Normalnie Hannah nie pozwoliłaby mi tego zrobić, ale widocznie teraz liczyła na to, że aż tak szybko nie będzie widzieć się ze swoją rodziną, więc do tego czasu zdążą zniknąć z jej skóry.
 - Ian - mruknęła, gdy pocałowałem jej brzuch, a dłonią przesuwałem po jej udzie.
 - Tak? - spytałem retorycznie, po czym przesunąłem się wyżej, muskając miejsce zaraz pod jej stanikiem.
 - Ian Horan!
 Na krótki moment zamarłem, gdy usłyszałem ten tak dobrze znany mi głos. Bałem się spojrzeć w bok, żeby przekonać się, czy może jednak to mi się nie przesłyszało. To było możliwe, prawda?
 - W tej chwili zejdź z mojej córki!
 Zerwałem się szybko z łóżka i z przerażeniem popatrzyłem na Louisa, który stał w drzwiach, wpatrując się we mnie ze złością. Wykrakałem to, mówiąc wcześniej, że nie będziemy mieć już takich problemów. Właściwie to nigdy nie mieliśmy, aż tak niezręcznej sytuacji, to był pierwszy raz, gdy ktoś zobaczył nas w takiej pozycji z tak małą ilością ubrań. A na dodatek musiał być to akurat ojciec Hannah, co było najgorszą z możliwych opcji.
 Szczerze zacząłem obawiać się o moje życie.
 - Tato, proszę cię... - powiedziała Hannah, przewracając oczami i założyła na siebie z powrotem koszulkę, po czym pociągnęła za dół materiału, żeby zasłonił część jej nóg. - Poza tym co tutaj robisz? I czemu nie zapukałeś?
 Louis przez moment patrzył na nią, ale znowu wrócił wzrokiem do mnie i naprawdę wyglądał, jakby chciał zrobić mi krzywdę. Poza tym uświadomiłem sobie, że dalej stałem jedynie w bokserkach i chyba lepiej by dla mnie było, gdybym jak najszybciej się ubrał. Louis na pewno też właśnie tak myślał, biorąc pod uwagę jego znaczący wzrok. Rozejrzałem się dookoła, ale nie widziałem obok mnie moich ubrań.
 - Tato - powtórzyła Hannah, przypominając mu, że o coś go spytała.
 - Chciałem zobaczyć, czy się rozpakowałaś - odpowiedział, ciągle mnie obserwując. - A pewnie i tak nawet nie usłyszałabyś pukania, biorąc pod uwagę, jak bardzo zajęta byłaś.
 Szybko obszedłem łóżko i wreszcie udało mi się znaleźć moje spodnie, tylko że teraz stałem o wiele bliżej Louisa niż bym tego chciał. Dlatego podniosłem materiał z podłogi, po czym praktycznie biegiem wróciłem znowu za drugą stronę materaca. Hannah spojrzała na mnie jak na idiotę, a później przesunęła dłońmi po swojej twarzy i odetchnęła głęboko.
 - Ok, ok. Może... pójdź do kuchni i zaraz tam przyjdziemy - powiedziała do niego.
 - O nie, nie, nie ma mowy, żebym zostawił was tutaj samych - rzucił, zakładając ręce na pierś. - Ian, wynocha stąd.
 Pokiwałem tylko głową w odpowiedzi, bo nie miałem najmniejszego zamiaru wdawać się z Louisem w jakiekolwiek kłótnie. Byłbym idiotą, gdybym próbował to zrobić. Zresztą chciałem, żeby z powrotem zaczął mnie lubić, bo Hannah na pewno by się to podobało, ale Louis nie znosił mnie, odkąd zaczęliśmy się umawiać.
 Jak najszybciej się dało, założyłem moje dżinsy, za to Hannah spojrzała na swojego ojca z niedowierzaniem.
 - Wiesz, dzisiaj są urodziny Iana, mógłbyś być trochę dla niego milszy.
 Czy Hannah naprawdę chciała, żebym skończył dzisiaj martwy? Bo takimi tekstami na pewno nie poprawiała sytuacji, a raczej tylko ją pogarszała.
 - Wszystkiego najlepszego, Ian - powiedział Louis, kompletnie mnie zaskakując, ale po tym z całkowicie poważną miną dodał: - Życzę ci, żebyś nie zapłodnił mojej córki, bo wtedy cię zabiję.
 Wytrzeszczyłem na niego oczy, czując, jak bardzo dłonie zaczynają mi się pocić, mimo że nawet nie miałem na sobie koszulki. Hannah pokręciła głową z niedowierzaniem i wstała z łóżka, pokazując dłońmi swojemu ojcu, żeby wyszedł z pokoju.
 Normalnie byłem bardzo pewną siebie osobą, ale przy Louisie to całkowicie się zmieniało, bo przerażał mnie jak nikt inny.
 - Żartowałem, wow, ale jesteście wrażliwi - rzucił i prychnął śmiechem pod nosem. - Nie skarż się Sky jak ostatnim razem, co?
 Nie miałem pojęcia, że mama rozmawiała z nim na temat tego, w jaki sposób się do mnie odzywa. O czym możliwe, że rzeczywiście jej wspominałem. Ok, na pewno jej o tym mówiłem, ale prosiłem, żeby się w to nie mieszała. Powinienem był wiedzieć, że zrobi coś kompletnie innego.
 Starałem się uśmiechnąć w odpowiedzi, ale wyszło to bardziej jak grymas bólu i pokiwałem nerwowo głową. Hannah powiedziała mu kolejny raz, żeby poszedł do kuchni i zapewniła go, że zaraz my też tam przyjdziemy i Louis w końcu zostawił nas samych.
 Gdy tylko zniknął z mojego wzroku, wypuściłem z siebie z ulgą powietrze i opadłem na łóżku, kładąc dłoń na mojej piersi. Przez chwilę myślałem, że zaraz dostanę zawału albo jakiegoś ataku paniki. Cholera, musiał pojawiać się nawet w mieszkaniu Hannah, mogłem się spodziewać, że tak będzie.
 - Wszystko w porządku? - spytała Hannah z rozbawieniem, siadając obok mnie.
 - Nie, twój ojciec mnie przeraża - odpowiedziałem, choć zdawała już sobie z tego sprawę.
 - To było dość zabawne - powiedziała i zaśmiała się cicho, a ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem. - Wyglądałeś, jakbyś miał posikać się ze strachu.
 Co za cudowna dziewczyna...
 - Zawsze uwielbiałaś patrzeć na moje cierpienie - mruknąłem, przypominając sobie, jak kiedyś Hannah za mną nie przepadała i cieszyła się za każdym razem, gdy coś złego mi się przydarzyło.
 - Daj spokój, to było dawno - odpowiedziała, ale widziałem, że powstrzymuję się od tego, żeby nie zaśmiać się znowu. - Lepiej tam chodźmy, bo pewnie pomyśli, że...
 Zanim jednak mogła dokończyć, z kuchni dało się słyszeć głos Louisa.
 - Co robicie tam tak długo?! Mam tam wrócić?!
 Jęknąłem z niezadowoleniem, podnosząc się z materaca i znalazłem moją koszulkę na podłodze, po czym ubrałem się do końca. Spojrzałem na Hannah z miną zbitego psa, chcąc namówić ją w ten sposób, bym nie musiał z nią tam iść, a ona złapała moją twarz w dłonie i pocałowała lekko moje usta.
 - Jakoś to przeżyjesz, no chodź.
 Hannah ruszyła w stronę kuchni, a ja niechętnie powlokłem się za nią, myśląc o tym, jak szybko ten dzień ze wspaniałego zrobił się okropny.
 To zdecydowanie nie był idealny sposób na spędzenie rocznicy i urodzin.

środa, 25 marca 2015

rozdział bonusowy

nie planowałam pisać już nic na tego bloga, ale dzisiaj jakoś mnie natchnęło, żeby napisać coś z perspektywy któregoś z dzieci Siall i tym sposobem wyszło coś takiego...
mam nadzieję, że ktoś to jeszcze przeczyta ;)

*

Violet

 Westchnęłam cicho, widząc w lustrze odbicie zmęczonej, niewyspanej dziewczyny. Z tą bladą cerą, wielkimi sińcami pod oczami (były spowodowane jedynie przez brak snu, ale wyglądało to bardziej, jakby ktoś mnie pobił) i nieobecnym wzrokiem wyglądałam jak zombie.
 Najchętniej poszłabym spać, ale chwilę wcześniej tata przyszedł do mojego pokoju, upewnić się, że już wstałam i odsłonił rolety, mówiąc, że potrzebuję trochę słońca. Prawdą było, że nie spałam w ogóle zeszłej nocy, bo zbyt zajęta byłam siedzeniem na laptopie, na zmianę czytając różne opowiadania i pisząc rozdziały do mojego własnego. Noc jak każda inna.
 Jedynym problemem w moim nocnym trybie życia było to, że nie mogłam pić energetyków ani kawy w związku z moimi problemami z sercem. Lekarz surowo tego zabronił, więc nawet gdy chciałam spróbować łyka kawy od Aidena, by przekonać się, czy by mi smakowała, mama od razu wyrwała mi kubek z ręki. Jakby był to trujący eliksir, który zabiłby mnie natychmiastowo.
 Dlatego byłam skazana na to, by radzić sobie sama z moją sennością i czasem naprawdę trudno mi było nie zasnąć na lekcjach lub przy obiedzie. Z jakiegoś powodu w nocy znowu dostawałam kopa energii, jak gdybym wcale nie przysypiała cały dzień.
 Zebrałam włosy w koka na czubku głowy, obiecując sobie, że wieczorem wreszcie je umyję. Przez cały weekend nie miałam powodu, żeby to zrobić, skoro byłam zamknięta w moim pokoju, ale jutro znowu zaczynała się szkoła. Niestety.
 Zeszłam po schodach na dół, ociągając się i szurając stopami o stopnie, a później po panelach w przedpokoju i w końcu kafelkach w kuchni.
 - Wyglądasz jak gówno - skomentował Ian, który siedział przy stole.
 Ignorując go, otworzyłam szafkę z lekami i wyciągnęłam z niej kilka buteleczek, a później z każdej wyciągnęłam po tabletce.
 - Najpierw musisz coś zjeść - przypomniał mi mój brat.
 Wzruszyłam ramionami, nalałam do szklanki wodę z kranu i przełknęłam wszystko, popijając to kilkoma łykami napoju. Odwróciłam się w stronę Iana, opierając się plecami o blat i potarłam moje zmęczone oczy.
 - Nie jestem głodna.
 - Zjedz coś - burknął, mierząc moją całą sylwetkę spojrzeniem. - Nie chcę mieć Cię na sumieniu, rodzice by mnie zabili.
 Odwróciłam się do lodówki i wyciągnęłam opakowanie serka wiejskiego, później wyciągnęłam z szafki łyżeczkę i zaczęłam jeść.
 - Zadowolony? - spytałam ze zrezygnowaniem.
 - Bardzo - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem. - Znowu nie spałaś całą noc, mama mówiła, żebyś się wreszcie wyspała.
 - Och, spadaj, Ian - warknęłam, machając łyżeczką w powietrzu.
 Ian przewrócił oczami, wstał od stołu i włożył do zmywarki swoje brudne naczynia. Zmarszczyłam nos, gdy znalazł się bliżej mnie, dopiero teraz czując, jak bardzo był spocony. Codziennie rano wychodził pobiegać i zamiast od razu po tym wziąć prysznic, przychodził zjeść drugie śniadanie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś jadł aż tak dużo jak on, tyle, że przy tym ćwiczył tak dużo, że miał naprawdę dobrą sylwetkę.
 A zdaniem napalonych nastolatek, które uwielbiały oglądać jego zdjęcia w internecie: "on jest tak cholernie seksowny, jego ciało to aoifjsoigj, po prostu nie mogę, nie mogę". Media dalej interesowały się One Direction, może już nie tak bardzo jak kiedyś, ale parę razy zdarzyło mi się, że w drodze do szkoły ktoś zrobił mi zdjęcie (starałam się jednak tego unikać, nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi). Niestety zbyt często w szkole zagadywali mnie ludzie tylko ze względu na mojego tatę.
 Gdy było gorąco, Ian lubił biegać bez koszulki i tym sposobem internet zalały jego zdjęcia z gołym torsem, co spowodowało załamanie nerwowe u dużej ilości dziewczyn. Moje biedne oczy widziały w internecie zdecydowanie za dużo zachwycania się moim bratem. Nie mówiąc już o tym, jak dostawałam na instagramie komentarze typu: "powiedz Ianowi, żeby mnie przeleciał". Taa, to było naprawdę niezręczne. Robiły to nawet mimo tego, że doskonale wiedziały, że Ian był zajęty. Mój brat uwielbiał chwalić się swoim związkiem, więc na wszystkich swoich kontach społecznościowych miał setki zdjęć z Hannah. Dalej nie miałam pojęcia, jak udało mu się ją do siebie przekonać, bo pamiętałam jak jeszcze 2 lata wcześniej go nie znosiła. Wujek Louis nie do końca był ucieszony, gdy dowiedział się o ich związku.
 Aiden zawsze narzekał, że jest rozpoznawany z powodu naszego taty, bo w końcu sam chciał się wybić dzięki swojemu talentowi i zespołowi. Chciał sam sobie zapracować na dobrą opinię i sławę, miał tylko jeden problem. Jego zespół był do bani. Aiden był naprawdę dobrym basistą, perkusista nawet dawał radę, choć zdarzało mu się pomylić piosenki w trakcie, ale najgorszy z nich wszystkich był wokalista. Jego wycie było jednym z najgorszych dźwięków, jakie kiedykolwiek słyszałam. Nie mówiąc już o tym, że ledwo co potrafił grać na gitarze.
 - Gdzie mama? Tata? - spytałam, biorąc się z powrotem za jedzenie.
 - Wyszli - odpowiedział. - A ja idę wziąć prysznic.
 Pokiwałam głową i skończyłam szybko jeść, po czym wyrzuciłam puste opakowanie do śmietnika, a łyżeczkę włożyłam do zmywarki. Skoro nie było rodziców, mogłam teraz pospać kilka godzin i nikt nie będzie narzekał, że tracę dzień. Z zadowolonym uśmiechem ruszyłam w stronę schodów, ale wtedy wpadłam na Aidena.
 Skrzywiłam się lekko, podpierając się rękoma pod boki i zmierzyłam go spojrzeniem. Był kompletnie ubrany, co było dość dziwne, bo sam wolał pospać trochę dłużej i jego włosy były roztrzepane w każdą możliwą stronę, ale nie w ten sposób dopiero-co-wstałem-z-łóżka, tylko układałem-tę-fryzurę-przez-ostatnie-10-minut-żeby-tak-to-wyglądało sposób.
 - Gdzie idziesz?
 - Mamy właśnie przesłuchania na nowego wokalistę i gitarzystę - odpowiedział, poprawiając okulary na swoim nosie.
 Uniosłam brwi, patrząc na niego ze zdziwieniem, a on widząc moją zaskoczoną minę, dodał:
 - Czy Ty w ogóle żyjesz w tym domu? Gadałem od tygodnia, że Mason zdecydował się odejść.
 Dzięki Bogu. Aiden chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo to pomoże jego zespołowi, a biorąc pod uwagę, to jak jego perkusista, Noah i on zachwyceni byli głosem Masona, obawiałam się, kogo wybiorą teraz.
 - Gdzie macie te przesłuchania? - spytałam z zainteresowaniem.
 Może i chciało mi się bardzo spać, ale od czasu do czasu mogłam chyba włączyć się w życie rodzinne i pomóc mojemu bratu. Rodzice byliby ze mnie dumni. Może nawet dostałabym coś w nagrodę...
 - U nas - odpowiedział, mijając mnie i kierując się w stronę drzwi od piwnicy.
 - Pomogę wam - zaproponowałam i poszłam za nim.
 Aiden zatrzymał się nagle, tak że prawie wpadłam na jego plecy i odwrócił się w moją stronę z niezdecydowaną miną.
 - Och, ok... ale wyglądasz niezbyt dobrze.
 On przynajmniej powiedział to w milszy sposób niż Ian. Spojrzałam w dół na moją koszulkę z logo 5 Seconds of Summer i krótkie materiałowe spodenki, które odsłaniały moje patykowate, blade nogi. Wiedziałam już, że z moją twarzą nie jest zbyt dobrze, ale szczerze mówiąc wyglądałam tak codziennie, a byłam zbyt leniwa, żeby starać się to ukryć makijażem. Nie miałam też czasu na to, żeby myć teraz włosy, nie mówiąc już o tym, że pewnie pół godziny zajęłoby mi ich rozczesywanie.
 - Uwierz mi, mogło być gorzej - rzuciłam, po czym przeszłam obok niego i zeszłam po schodach do piwnicy.
 Miałam nadzieję, że te przesłuchania nie zajmą zbyt dużo czasu i nie pożałuję mojej decyzji, by pomóc Aidenowi, zamiast skorzystać z okazji, by pospać choć trochę. Potknęłam się na ostatnim stopniu, gdy zobaczyłam Noah, który siedział już za perkusją. Nie spodziewałam się, że już tam będzie. Noah zaśmiał się głupio, wydając z siebie ciche chrumkanie, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie wylądowałam twarzą na podłodze, bo Aiden złapał mnie za tył koszulki.
 - Dużo osób przyjdzie? - spytałam, siadając na kanapie stojącej przed całym rozstawionym sprzętem.
 Całe pomieszczenie było dźwiękoodporne, po tym jak Aiden do późna w nocy grał na basie, nie dając nikomu w domu spać.
 - Nie mam pojęcia - odpowiedział mój brat i wzruszył ramionami.
 - Po prostu porozwieszaliśmy ulotki - dodał Noah. - Napisałem na nich wielkimi napisami wasze nazwisko, więc ktoś na pewno się zjawi.
 Aiden skrzywił się na jego słowa, a ja tylko zaśmiałam się pod nosem, przerzucając nogi przez oparcie kanapy i kładąc głowę na poduszce. Przymknęłam oczy, licząc na to, że uda mi się zasnąć choć na kilka minut.
 Gdy coś uderzyło mnie w brzuch, otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi, widząc leżący na mnie klapek. Odrzuciłam go mocno w stronę Aidena, mając nadzieję, że uda mi się go w coś uderzyć, ale oczywiście całkowicie spudłowałam. Dopiero po chwili zrozumiałam, że musiałam na chwilę przysnąć, a Aiden obudził mnie, bo właśnie pojawiła się pierwsza osoba.
 Była to dziewczyna, która śpiewała dość średnio, ale na pewno lepiej od Masona. Noah nie był przekonany, czy damski głos pasował do ich zespołu, ale po tym gdy jako trzecia osoba (wcześniej był chłopak, który wył prawie tak źle jak Mason) przyszła naprawdę ładna dziewczyna (z tak mocnym dekoltem, że czułam się niekomfortowo, bojąc się, że jej piersi zaraz wyskoczą na wierzch), zmienił zdanie. Mimo tego, że dziewczyna fałszowała okropnie i widziałam, jak nawet Aiden krzywił się ukradkiem.
 Okazało się, że napisanie na plakacie naszego nazwiska dużymi literami naprawdę pomogło, bo przyszło w cholerę dużo ludzi. Tyle, że niektórzy przyszli tu chyba licząc, że poznają "tego Nialla z One Direction" albo chociaż będą się mogli pochwalić tym, że byli w jego domu. Przyłapałam jedną dziewczynę, jak robiła sobie selfie z Aidenem w tle.
 To była kompletna porażka i teraz byłam już pewna, że to była zła decyzja, żebym tu przyszła. A mogłam pospać te kilka godzin, ale postanowiłam choć raz zachować się jak dobry człowiek. Pomijając już to, że praktycznie zasypiałam cały czas, żeby później otworzyć szeroko oczy, gdy ktoś wrzasnął do mikrofonu, dostałam wiele oceniających spojrzeń od dziewczyn, które tu przyszły. To, że każda z nich była wystrojona, nie znaczyło, że ja też musiałam być. Cholera, w końcu siedziałam w moim własnym domu.
 - Chyba mam już dosyć na dzisiaj - mruknęłam, próbując się zebrać z kanapy, ale jedynie udało mi się sturlać na podłogę i stamtąd podniosłam się wolno.
 Aiden zaśmiał się pod nosem, obserwując mnie, a gdy uniosłam głowę, zobaczyłam na schodach Noah z kolejną osobą. Chłopak idący za nim, spoglądał za mnie z rozbawieniem i pewnym siebie uśmiechem, póki nie potknął się na ostatnim stopniu, ale szybko złapał się balustrady. Prychnęłam śmiechem pod nosem, widząc to i usiadłam z powrotem na kanapę, chcąc przekonać się, jak mu pójdzie.
 Wyglądał na przystojnego i to aż za bardzo, więc podejrzewałam już, że okaże się beznadziejnym wokalistą, bo w końcu nie mógł być, aż tak idealny. Miał czarne włosy, które były w kompletnym nieładzie i w przeciwieństwie do Aidena, nie wyglądał, jakby bardzo starał się, żeby uzyskać ten efekt. Jego jasne, szare oczy przyprawiały mnie o ciarki, gdy spoglądał na mnie co chwilę z ciekawością. Teraz może trochę pożałowałam tego, że wyglądałam jak totalny niechluj, ale tylko trochę...
 - Jak się nazywasz? - spytał Aiden, poprawiając przed nim statyw do mikrofonu, który był obniżony jak najbardziej się dało, skoro ostatnią osobą była dziewczyna niższa nawet ode mnie.
 Teraz Aiden podniósł go tak, żeby pasował do tego wysokiego, przystojnego, niezdarnego kolesia.
 - Dylan - powiedział, a ja zamrugałam ze zdziwieniem, słysząc, jaki miał głęboki głos.
 - Ok, Dylan, ile masz lat? - spytał Noah z podejrzliwą miną.
 Noah i Aiden mieli po 20 lat, więc chcieli, żeby ich wokalista był przynajmniej pełnoletni, to by wiele też ułatwiało w przyszłości, jeśli naprawdę udałoby się im z tym zespołem.
 - 19 - odpowiedział, zerkając kątem oka w moją stronę.
 Poruszyłam się na swoim miejscu, czując się niekomfortowo z tymi jego ciągłymi spojrzeniami. Miałam nadzieję, że nie wyśmiewał mnie właśnie w myślach z powodu tego, jak wyglądałam.
 - Ok, dobrze - powiedział Aiden, kiwając wolno głową. - Ja jestem Aiden, to jest Noah. - pokazał na perkusistę, który właśnie kręcił się na swoim krześle.
 Dylan spojrzał znacząco w moją stronę, jakby chciał, żebym się przedstawiła.
 - Violet, jestem siostrą tego okularnika i nie jestem w zespole, więc sama do końca nie wiem, co tu robię - wyrzuciłam z siebie szybko, jakbym powiedziała tę kwestię z pamięci.
 Aiden posłał mi spojrzenie mówiące: "błagam, nie zachowuj się dziwnie", a Dylan uśmiechnął się w moją stronę lekko, przygryzając dolną wargę. Co ten koleś do cholery robił...
 Wyglądał tak idealnie, jak moje wyobrażenia postaci w opowiadaniach i książkach. Na odkrytych ramionach miał kilka tatuaży, co od zawsze podobało mi się u chłopaków (a przynajmniej tych fikcyjnych). Do tego miał przebitą chrząstkę w uchu i nawet z mojego miejsca mogłam zauważyć małe srebrne kółeczko. Był totalnie w moim typie. 
 Miałam nadzieję, że nie umiał śpiewać i więcej go nie zobaczę.
 - Ok, zaśpiewaj coś najpierw sam, a później kolejną piosenkę zagramy razem - powiedział do niego Aiden.
 Siedziałam cicho, obserwując jak Dylan złapał dłonią statyw i odchrząknął cicho, zanim zaczął śpiewać.
 Nie kojarzyłam tej piosenki, ale zamiast za bardzo się nad tym zastanawiać, skupiłam się na jego głosie. Był lekko zachrypnięty, choć przed chwilą gdy mówił, brzmiał w trochę inny sposób, ale dalej był tak samo głęboki. Miałam szeroko otwarte usta z wrażenia i widziałam kątem oka, jak Aiden wytrzeszczał na niego oczy. Dylan zdecydowanie umiał śpiewać i to tak dobrze, że pewnie ugięłyby się pode mną kolana, gdybym stała. Czułam ciarki na skórze i wiedziałam, że nie będzie już nikogo lepszego niż on.
 Po minach Noah i Aidena widziałam, że już postanowili, że go przyjmą (choć nawet nie pokazał im jeszcze, czy umiał grać na gitarze), co wcale mnie nie dziwiło. Ten chłopak miał nieziemski głos, jakim cudem jeszcze nie został piosenkarzem...
 - Wow, to było - zaczął Aiden, gdy Dylan skończył. - To znaczy poszło Ci całkiem dobrze.
 Dylan zaśmiał się pod nosem, pewnie wyczuwając kłamstwo Aidena i spojrzał w moją stronę, na co zamknęłam szybko usta. Podniosłam się z kanapy, posyłając w jego stronę nerwowy uśmiech, po czym skierowałam się w stronę schodów.
 - Ta, jeszcze zagrajmy razem, ale... masz szansę, żeby się dostać - usłyszałam za sobą Noah.
 Czułam jak czyjś wzrok odprowadzał mnie do wyjścia, więc tylko przyśpieszyłam na schodach, palcami mocno łapiąc się balustrady, żeby nie zaliczyć upadku. Gdy znalazłam się w przedpokoju, odetchnęłam głęboko i oparłam się plecami o ścianę.
 Ten cały Dylan za bardzo na mnie działał, a ja nie miałam czasu na takie rzeczy z moimi opowiadaniami, serialami, muzyką i książkami. On nie był nawet taki super... wcale, ani trochę, nic a nic.
 Podskoczyłam z zaskoczenia, gdy drzwi wejściowe się otworzyły, a tata wszedł do środka z kilkoma reklamówkami i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
 - Co tutaj robisz? Czemu nie siedzisz w swoim pokoju?
 Przewróciłam oczami i podeszłam w jego stronę, akurat w momencie gdy mama weszła za nim i zamknęła za sobą drzwi. Wzięłam od niej torbę, którą trzymała w ręce i poszłam za tatą do kuchni.
 - Znowu nie spałaś całą noc. - usłyszałam oskarżycielski głos mamy.
 Odstawiłam torbę na stół i uśmiechnęłam się niewinnie w jej stronę. 
 - Pomagałam Aidenowi w wybraniu nowego wokalisty do ich zespołu.
 - Naprawdę? - spytała ze zdziwieniem.
 Pokiwałam głową i zaczęłam wypakowywać razem z nią zakupy, podczas gdy tata usiadł przy stole, oczywiście nic nie robiąc.
 - I wybrali już kogoś?
 - Raczej tak - odpowiedziałam, stając na palcach, żeby sięgnąć odpowiedniej półki.
 - Raczej tak? To pomagałaś mu czy nie?
 Spojrzałam na tatę, który spoglądał na mnie ze sceptyczną miną, nie do końca wierząc w to, że byłabym chętna do pomocy Aidenowi.
 - Pomagałam, wyszłam stamtąd dopiero przed chwilą, ten ostatni koleś miał naprawdę dobry głos.
 To co powiedziałam nie równało się ani trochę do tego jak wspaniale śpiewał, ale nie musieli tego wiedzieć.
 - Może teraz będą trochę... lepsi - wtrąciła mama.
 Zaśmiałam się lekko, a tata spojrzał na nią z rozbawieniem, choć na pewno każde z nas o tym myślało. Pomogłam mamie rozpakować do końca zakupy i oczywiście zanim zdążyłam wyjść z kuchni, padło pytanie, którego miałam po dziurki w nosie i słyszałam je każdego cholernego dnia.
 - Wzięłaś leki?
 - Tak, wzięłam leki, możesz nawet spytać Iana.
 Mama pokiwała głową z zadowoleniem, a tata uśmiechnął się w moją stronę, wiedząc, jak bardzo mnie to irytowało. Mimo tego, że naprawdę zdarzało mi się zapomnieć wziąć leki.
 - Zachowujesz się dość dziwnie, co zrobiłaś z prawdziwą Violet? - zażartował. - Ona nie pomogłaby Aidenowi i zapomniałaby wziąć leki, a teraz siedziałaby w swoim pokoju.
 - Jestem dobrą siostrą - odpowiedziałam, pomijając już kwestię lekarstw. - Mój brat potrzebował pomocy, więc oczywiście, że mu pomogłam.
 Tata prychnął śmiechem pod nosem, a mama uniosła brwi, przyglądając mi się podejrzliwie. Nie można było zrobić w tym domu nic dobrego, bo od razu wszyscy myśleli, że coś jest ze mną nie tak. Westchnęłam głośno i wyszłam z kuchni, po czym weszłam szybko po schodach na górę. Może teraz zamknę się w pokoju i pośpię chociaż trochę.
 Zatrzymałam się nagle, zauważając Dylana, który rozglądał się dookoła z zagubioną miną, a później jego wzrok padł na mnie i uśmiechnął się nieznacznie.
 - Hej, Violet. Twój brat powiedział, że bardzo łatwo znaleźć łazienkę, ale chyba się pogubiłem.
 - Och - wyrwało mi się i podeszłam bliżej niego, po czym pokazałam na drzwi zaraz obok. - To tutaj.
 Dylan pokiwał głową, a dłonią przesunął po swoim karku, spoglądając na mnie z zamyślonym wyrazem twarzy.
 - Dostałeś się? - spytałam, choć dobrze wiedziałam, jaka była odpowiedź.
 - Co? - mruknął, po czym zaraz dodał: - Ach, do zespołu, tak.
 Posłałam krótki uśmiech w jego stronę, po czym obróciłam się na pięcie i miałam już pójść do mojego pokoju, póki nie złapał mnie lekko za nadgarstek.
 - Czekaj... Ile masz lat?
 Odwróciłam się z powrotem w jego stronę, a on puścił moją rękę, gdy zobaczył, że nigdzie nie idę.
 - Um, 16.
 - Mogę dostać Twój numer? - spytał, kompletnie mnie zaskakując.
 - Co?
 Dylan zaśmiał się cicho, widząc moją zagubioną minę i powtórzył:
 - Mogę dostać Twój numer? - zmarszczyłam brwi ze zdezorientowaniem, a on dodał: - Wiesz, żebyśmy mogli się ze sobą kontaktować i może... spotkać się.
 Wydawał się prawie nieśmiały, gdy to mówił, a ja nie mogłam do końca zrozumieć, co się dzieje. Czy to był jakiś żart, do którego namówił go głupi kolega mojego brata? 
 - Serio? - spytałam ostrożnie. - Ale ja... przecież...
 Pokazałam na siebie rękami, a Dylan wyglądał, jakby nie miał pojęcia, o co mi chodzi.
 - Wyglądam okropnie - dokończyłam.
 - Uważam, że wyglądasz uroczo - skomentował, uśmiechając się w moją stronę.
 Wytrzeszczyłam na niego oczy, po czym wyciągnęłam rękę w jego stronę (miałam nadzieję, że nie zauważył, że lekko się trzęsła).
 - Podaj mi swój telefon.
 Jego uśmiech tylko się powiększył, gdy szybko wyciągnął komórkę z kieszeni spodni, otworzył kontakty i włożył mi ją w dłoń. Wpisałam swój numer, zapisując się jako "V." i oddałam mu telefon z powrotem.
 - Dzięki.
 Nie wiedziałam, jak to było możliwe, żeby 3 lata starszy ode mnie chłopak o tak wspaniałym wyglądzie i cudownym głosie chciał się ze mną spotkać, ale postanowiłam tego nie kwestionować. Jeszcze by się rozmyślił.
 Obserwowałam, jak Dylan podszedł w stronę schodów, spojrzał na mnie ostatni raz przez ramię, uśmiechając się nieznacznie i zszedł po kilku stopniach.
 - Nie miałeś iść do łazienki?! - zawołałam nagle, przypominając sobie, że właśnie dlatego go tutaj znalazłam.
 - To była tylko taka wymówka dla Twojego brata - odpowiedział i puścił mi oczko.
 Gdy zniknął z mojego wzroku, szybko weszłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Zasłoniłam usta dłonią, żeby nie pisnąć głośno z radości, a w końcu nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam podskakiwać w miejscu.
 Usłyszałam krótki dźwięk mojego telefonu, co znaczyło, że dostałam wiadomość, więc szybko podniosłam go z szafki obok mojego łóżka. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy po zobaczeniu treści wiadomości.
 Dylan pytał, czy umówię się z nim następnego dnia.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Epilog

2019

 - Twoje dziecko na mnie zwymiotowało!
 Louis skrzywił się, spoglądając na brudną koszulę Nialla, a on sam wyglądał teraz na trochę zielonego na twarzy. Przeniosłam wzrok na Izzy, którą trzymałam w ramionach i odgarnęłam jej włosy z twarzy, uśmiechając się w jej stronę pocieszająco.
 - Mówiłem Ci, żebyś jej nie okręcał, dopiero co zjadła - odpowiedział mu Louis i przewrócił oczami.
 Niall i ja wzięliśmy ze sobą Izzy, gdy poszliśmy potańczyć, chcąc dać Louisowi i El chwilę dla siebie, niestety nie skończyło się to zbyt dobrze. Widziałam, jak El szybko idzie w naszą stronę, zauważając, co się stało i gdy tylko się koło mnie pojawiła, wyciągnęła ręce po swoją córkę.
 - Skarbie, dobrze się czujesz? - spytała, skupiając całą swoją uwagę na dziecku.
 Poprawiłam swoją sukienkę i rzuciłam Niallowi ostrzegawcze spojrzenie, gdy dalej czepiał się Louisa, choć wcale nie była to jego wina.
 - Niedługo będziesz miał własne dzieci i ciągle będziesz tak chodził, więc przestań narzekać - mruknął Louis, machając ręką na jego brudną koszulę.
 - Nie bardzo podoba mi się to, że mam na sobie czyjeś wymioty na moim własnym weselu.
 Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niego z rozbawieniem, po czym wreszcie powiedziałam:
 - W samochodzie mam zapasową koszulę.
 Niall odetchnął z ulgą, wiedząc, że będzie mógł szybko się przebrać i zostawić za sobą ten cały incydent. Zanim jednak zdążył pójść do samochodu, usłyszeliśmy cichy głosik Izzy.
 - Wujek zły?
 - Nie, nie, oczywiście, że nie jestem na Ciebie zły, Izz. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - odpowiedział jej szybko Niall.
 Louis posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, zanim podszedł do El i uśmiechnął się szeroko do dziecka w jej rękach.
 - Tataaa! - zawołała.
 Pokazałam Niallowi, żeby już poszedł i zmarszczyłam nos, patrząc na jego koszulę. Odwróciłam się z powrotem w stronę Tomlinsonów, uśmiechając się przepraszająco.
 - Mówiłam Niallowi, że powinien zwolnić...
 - Nie martw się, wszystko jest ok - odpowiedziała mi El, podając Izzy w ręce Louisa.
 - To zależy... - rzucił Louis, spoglądając na mnie, po czym szybko skupił wzrok na swojej córce. - Jak się czujesz, Belle?
 Jej pełne imię brzmiało Isabelle i prawie wszyscy nazywali ją Izzy, oprócz Louisa. Chociaż nie mógł spędzać ze swoją córką tak dużo czasu, jakby chciał przez wyjazdy zespołu, to i tak była ona zdecydowanie córeczką tatusia.
 - Niczym się nie przejmuj, Sky, w końcu dzisiaj jest Twój dzień - powiedziała do mnie El.
 - I Nialla - dodałam z rozbawieniem, a ona tylko wzruszyła ramionami.
 - I następnym razem pilnuj swojego męża, Horan! - zawołał Louis, gdy miałam już od nich odejść.
 - Postaram się! - odkrzyknęłam, kierując się w stronę stołu.
 Opadłam na krzesło i odetchnęłam z ulgą, gdy moje nogi wreszcie mogły odpocząć. Od ostatnich kilku godzin ciągle coś robiłam i ledwo kiedy siedziałam przy stole, chyba, że ktoś akurat upierał się, że musi napić się z panną młodą.
 Minął niecały rok, odkąd Niall mi się oświadczył na tym samym lodowisku, na które zabrał mnie na naszą pierwszą randkę.
 Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, uśmiechając się na widok wszystkich moich przyjaciół i rodziny mojej i Nialla. Była tu każda osoba, na której mi zależało i nie mogłam sobie lepiej wyobrazić tego dnia. 
 Po chwili poczułam, jak czyjeś ręce oplatają mnie od tyłu i odchyliłam lekko głowę, by oprzeć ją na ramieniu Nialla.
 - Powiedz, że zmieniłeś już koszulę i trochę się umyłeś.
 Niall zaśmiał się cicho i musnął ustami mój policzek, a ja uśmiechnęłam się na widok mojej mamy tańczącej z Grace. Wszystko było idealnie.
 - To najlepszy dzień w moim życiu - powiedziałam i poczułam, jak Niall objął mnie trochę mocniej.
 - Mój też, Pani Horan.
 Zaśmiałam się lekko, dalej nie mogąc się przyzwyczaić do tego, że od dzisiaj właśnie tak brzmiało moje nazwisko. Skyler Horan.
 Złapałam za jego dłonie, które splecione były na moim brzuchu i rozluźniłam je, tak żebym mogła obrócić się na moim miejscu. Mimo tego, że fryzura Nialla już trochę się zepsuła, jego policzki były zaczerwienione, a krawat dawno już zniknął spod jego szyi, wyglądał niesamowicie. Nigdy nie będę mogła się nadziwić temu, że to właśnie mnie spotkało to szczęście zostania jego żoną.
 Położyłam dłonie na jego policzkach i pocałowałam go delikatnie, na co on uśmiechnął się do mnie szeroko. I był to dokładnie ten sam uśmiech, w którym się zakochałam kilka lat temu.

*

2021

 - Niall! - potrząsnęłam nim kolejny raz, ale on dalej spał w najlepsze. - Niall!
 Wzięłam kilka głębokich oddechów i położyłam sobie dłoń na brzuchu, próbując się uspokoić. Denerwowanie się w niczym mi teraz nie pomoże. Skrzywiłam się, gdy poczułam kolejny skurcz.
 - Hm? - mruknął Niall, pocierając zaspane oczy.
 - Musimy jechać do szpitala - powiedziałam spokojnie.
 Zsunęłam jedną nogę z łóżka, po czym powoli dostawiłam drugą i kolejny raz wzięłam głęboki oddech. Tylko spokojnie, Sky, wszystko będzie dobrze i zanim się obejrzysz będzie już po.
 - Do szpitala? - powtórzył po mnie Niall, chyba jeszcze nie do końca się wybudził, skoro dalej nie rozumiał, o czym mówiłam. - Ugh, łóżko jest mokre, dlaczego do chole...
 Spojrzałam na niego przez ramię, a jego oczy rozszerzyły się w panice, gdy zrozumiał, co się działo. Szybko zerwał się z łóżka, podbiegł do torby, którą mieliśmy już wcześniej przygotowaną w razie takiej sytuacji i wrócił do mnie, kładąc ją obok na materacu.
 - O Boże, odeszły Ci wody, będziesz rodzić, cholera, dobra, ok - mamrotał Niall pod nosem, gdy podał mi sweter.
 Zrobiłam niezadowoloną minę w jego stronę, kolejny raz czując skurcz, ale wciągnęłam rękawy na ramiona, a Niall zaczął wkładać buty na moje stopy.
 - Ok, ok, spokojnie - powiedział, choć nie byłam pewna, czy zwracał się do mnie czy do samego siebie.
 Złapał mnie za dłonie i pomógł mi wstać z łóżka, uśmiechając się do mnie z podenerwowaniem.
 - Złap się ściany i pochodź sobie w tę i z powrotem, musisz być w ruchu. Ćwicz oddychanie.
 Zmrużyłam oczy, posyłając mu groźne spojrzenie, gdy podbiegł do szafy i zaczął się przebierać.
 - Wiem, Niall, już raz to robiłam.
 - O Boże, wiedziałem, że tak będzie - powiedział cicho.
 Oparłam się dłonią o ścianę, a drugą znowu położyłam na moim brzuchu, gdy zaczęłam powoli chodzić, oddychając przy tym głęboko. Co chwilę zerkałam na kołyskę w rogu pokoju, chcąc się upewnić, że nie obudziliśmy Aidena.
 - Co? 
 - Że będziesz wkurzona.
 Wypuściłam z siebie głośno powietrze, czując ten cholerny ból i naprawdę musiałam się powstrzymać, żeby go teraz czymś nie uderzyć. Dokładnie tak samo zachowywałam się przy pierwszym porodzie, gdy darłam się na Nialla i płakałam, jak wszystko bardzo mnie bolało.
 - Już niedługo będziemy mieli kolejne piękne dziecko, czy to nie ekscytujące? - zagadnął Niall, próbując poprawić mi humor.
 - Urodź to dziecko za mnie - odpowiedziałam mu przez zęby, czując kolejny skurcz.
 Niall zaśmiał się lekko, jakby cała ta sytuacja była zabawna, choć mi daleko było do śmiechu. Wrócił do mnie już całkowicie ubrany i pomógł mi wyjść z pokoju, po czym szybko zapukał do drzwi po drugiej stronie korytarza.
 Gdy z jego pomocą udało mi ubrać na siebie kurtkę, Seth wreszcie wyszedł z pokoju w samych bokserkach i ziewnął głośno.
 - Czego chcecie? - spytał z niezadowoleniem.
 - Jedziemy do szpitala, masz pilnować Aidena - odpowiedział mu Niall, bo ja byłam zbyt skupiona na pilnowaniu mojego oddychania.
 Seth wydawał się teraz bardziej rozbudzony i spojrzał w dół na mój brzuch, jakby oczekiwał, że dziecko magicznie stamtąd wyskoczy.
 - Kurwa, jest za wcześnie na takie rzeczy - powiedział, przeciągając dłonią po twarzy.
 - W wojsku budzisz się o podobnych godzinach, nie powinieneś mieć problemu - odpowiedział mu Niall i poklepał go po ramieniu.
 Naprawdę mało widziałam teraz Setha przez to, że zaciągnął się do wojska, ale gdy pojawił się w naszym domu, mówiąc, że miał kilka wolnych dni, nie mogłam się bardziej ucieszyć. Nie dość, że nasze kontakty zdecydowanie się polepszyły i potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać, to wiedziałam, że przyda się nam właśnie w takiej sytuacji.
 - Niall - jęknęłam z niezadowoleniem.
 Niall pokiwał głową, szybko ubierając na siebie kurtkę, a Seth pokazał mi dwa uniesione kciuki, wiedząc, że lepiej jeśli nie będzie się do mnie teraz odzywał i zniknął za drzwiami sypialni.
 - Jak się czujesz? - spytał Niall, gdy wyszliśmy na zewnątrz i zaczął prowadzić mnie w stronę samochodu.
 - Cudownie - odpowiedziałam z ironią. - Chcę Cass, zadzwoń po Cass i moją mamę.
 - Twoja mama jest w Holandii, Sky...
 Przeklęłam pod nosem, zajmując miejsce z tyłu samochodu i przesunęłam dłonią w górę i dół mojego wielkiego brzucha. Cholera, przez chwilę wyleciało mi z głowy, że już od dawna tutaj nie mieszkała.
 - Ok, Cass.
 - A Louis? - spytał z rozbawieniem, odpalając silnik.
 - Ugh, nie - odpowiedziałam, na co Niall tylko zaśmiał się lekko.
 Louis już za bardzo działał mi na nerwy, gdy rodziłam pierwszym razem, na szczęście nie musiałam długo znosić jego towarzystwa, bo został na korytarzu, gdy mnie zawieźli do sali. Za to naprawdę przydałaby mi się tam Cass, biorąc pod uwagę, że Niall zemdlał ostatnim razem.
 - Zaraz będziemy na miejscu - zapewnił mnie. - Niedługo będzie po wszystkim.
 Niall nie miał ani trochę racji, bo w przeciwieństwie do mojego pierwszego porodu, który poszedł zadziwiająco szybko, ten trwał kilkanaście godzin. Pod koniec czułam się całkowicie wyczerpana, ale było warto, gdy pielęgniarka położyła w moich ramionach mojego drugiego syna.
 - Mówiłam, że to będzie chłopak, a nie dziewczynka - powiedziałam, nie spuszczając wzroku z tej pięknej, małej twarzyczki.
 - Nic straconego, postaramy się o kolejne - rzucił Niall i kucnął koło łóżka.
 Pokręciłam głową, nawet nie patrząc w jego stronę.
 - Nie ma mowy, Horan.

*

2024

 Siedziałam na kanapie, obserwując, jak Niall i moja mama chodzili w tę i z powrotem, nosząc kartony. Nie spodziewałam się, że mama będzie chciała przeprowadzić się znowu do Londynu, ale naprawdę cieszyłam się z tego powodu. Wreszcie będę miała blisko oboje rodziców.
 - Jesteście pewni, że nie chcecie, żebym Wam pomogła?
 - Nie możesz nosić ciężkich rzeczy - przypomniał mi Niall.
 Westchnęłam cicho i położyłam dłoń na moim odstającym brzuchu. Tak, znowu byłam w ciąży, ale teraz na pewno był to już ostatni raz. Już ciężko było mi poradzić sobie z dwójką dzieci, nie potrzebowałam więcej niż trzy.
 Przeniosłam spojrzenie na Aidena i Iana, którzy siedzieli na kocu na środku pokoju, bawiąc się swoimi zabawkami. Dzięki temu, że był między nimi tylko rok różnicy, świetnie się dogadywali i często mogłam po prostu siedzieć z boku, nie musząc się niczym przejmować, bo oni nawzajem dotrzymywali sobie towarzystwa.
 Nie wspominając już o tym, że mogli spędzać też czas z dziećmi reszty chłopaków. Louis miał już trójkę dzieci, Zayn dwójkę, a Liam jedno i teraz tylko Harry pozostawał jedynym z zespołu, który nie został jeszcze ojcem. One Direction wzięło sobie długą przerwę, ale obiecali fanom, że w przyszłości na pewno wydadzą jeszcze ostatnią płytę.
 - Ian, musisz dzielić się z bratem zabawkami - powiedziałam spokojnie, zauważając, że schował autko za sobą i nie pozwalał Aidenowi, żeby je wziął.
 Ian nie wyglądał na zadowolonego, gdy to usłyszał, ale jedno spojrzenie Nialla w jego stronę, sprawiło, że szybko podał zabawkę bratu. Westchnęłam głośno, zastanawiając się, jak on to do cholery robił, że dzieci zawsze się go słuchały.
 - Ok, to już wszystko - powiedziała mama, odgarniając z twarzy swoje pofarbowane na blond włosy.
 Ciągle narzekała, że czuję się strasznie staro, mając dwójkę wnuków, dlatego chciała przynajmniej ukrywać siwe włosy. Moim zdaniem wyglądała świetnie, każdy zawsze brał ją za młodszą niż była w rzeczywistości i dokładnie taki był jej zamiar.
 - Później to powypakowuję - dodała i usiadła obok dzieci na podłodze.
 Niall opadł na miejsce obok mnie i uśmiechnął się leniwie, po czym oparł głowę na moim ramieniu.
 - Zaraz ma przyjść Liam i Louis - powiedziałam do niego cicho, tak żeby mama mnie nie usłyszała.
 - O Boże - mruknął Niall i zaśmiał się cicho. - Nie mogę się doczekać.
 Przez następne kilkanaście minut siedzieliśmy w ciszy, obserwując jak moja mama bawiła się z Aidenem i Ianem. Wreszcie usłyszeliśmy ciche pukanie, ale zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć w stronę drzwi, Louis zajrzał do salonu.
 - Och, Louis! - zawołała moja mama, uśmiechając się w jego stronę. - Wchodź, nie krępuj się.
 - Hej, Vero - odpowiedział jej, kiwając głową.
 Louis uśmiechnął się z rozbawieniem i spojrzał przez ramię, zanim zrobił kilka kroków do przodu.
 - Hej, chłopaki! - zawołał do dzieci, kompletnie ignorując Nialla i mnie.
 Wreszcie Liam wszedł do środka, a uśmiech mojej mamy powiększył się jeszcze bardziej. Podniosła się z podłogi i podeszła do niego, przytulając go na powitanie.
 - Mnie tak nie przywitała - powiedział do mnie Niall, udając, że mu przykro z tego powodu.
 - Nigdy nie pobijesz Liama - odpowiedziałam poważnie.
 Naprawdę nie żartowałam, gdy to mówiłam, mimo tego, że Niall był jej zięciem i naprawdę bardzo go lubiła, to do tego czasu uwielbiała Liama.
 Gdy minęło trochę czasu, moja mama dalej rozmawiała z Liamem, nie zwracając uwagi na nikogo innego w pomieszczeniu. Louis usiadł koło mnie, zajmując wcześniejsze miejsce Nialla, który poszedł właśnie nakarmić dzieci.
 - Mówiłem Ci, że będziesz miała trójkę dzieci - powiedział nagle Louis, spoglądając na mój brzuch.
 Zaśmiałam się cicho, nie mogąc uwierzyć, że dalej pamiętał o tym, jak kiedyś to do mnie powiedział. Właściwie to bardziej ja miałam rację, skoro to on pierwszy miał trójkę dzieci.
 - Taa, ale minęło więcej niż 5 lat, mądralo - odpowiedziałam mu z zadowoleniem. - I zostały mi jeszcze niecałe 2 miesiące ciąży.
 - Szczegóły.
 Skrzywiłam się, gdy poczułam ból i położyłam dłoń na brzuchu, biorąc duży oddech. Louis uniósł brwi, spoglądając na mnie z zaniepokojeniem.
 - Sky, wszystko ok?
 - Um - mruknęłam, a później skrzywiłam się znowu, czując mocniejszy ból. - Nie jestem pewna.
 Po tym Louis szybko podniósł się z miejsca i poszedł po Nialla, a ja skupiałam się na tym, żeby nie zacząć panikować. Moja mama zauważyła, że coś jest nie tak i od razu zaczęła zasypywać mnie pytaniami. Obiecała mi, że zajmie się dziećmi podczas mojej nieobecności, a Niall szybko pomógł mi się ubrać i wyszliśmy z mieszkania.
 Kilka godzin wcześniej nie spodziewałabym się, że wyląduję w szpitalu z Niallem, a na pewno nie, że jeszcze tego samego dnia urodzę nasze kolejne dziecko. I tym razem tak jak podejrzewał Niall, to była dziewczynka.

*

2038

 Wzięłam kilka łyków soku z mojej szklanki, kiwając głową, gdy słuchałam, o czym mówił do mnie Aiden.
 - Chyba będziemy się nazywać "Różowe Granice" albo "Trójkątna Blizna" - mówił z podekscytowaniem, a ja zmarszczyłam nos, zastanawiając się, kto normalny mógłby wpaść na coś takiego.
 - Myślałam, że nazywaliście się "Fasolowy Blok"? - spytałam, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
 - "Fasolowy Rock" - poprawił mnie i westchnął głośno, jakbym uraziła go tym, co powiedziałam. - Próby idą nam coraz lepiej, niedługo mamy nasz pierwszy koncert.
 - Pamiętam, będziemy tam wszyscy - zapewniłam go.
 Aiden poprawił swoje okulary na nosie i odgarnął brązową grzywkę z czoła, wyglądając jakby się nad czymś zastanawiał.
 - Najwięcej lasek leci na wokalistów i gitarzystów, prawda? - mruknął z niezadowoleniem.
 Zaśmiałam się lekko i wzruszyłam ramionami, na co on skrzywił się bardziej. Mimo tego, co powiedział, wiedziałam, że był zbyt nieśmiały, żeby po prostu zagadać do jakiejś dziewczyny w barze. Aiden zawsze mówił nam o wszystkim, nie miał problemów z poruszaniem żadnego tematu i niczego przed nami nie ukrywał. Najczęściej oczywiście rozmawialiśmy o jego zespole, który przeważnie miał dziwaczne nazwy, które nie podobały się nikomu oprócz nich.
 - Myślę, że najgorzej mają perkusiści - odpowiedziałam w zamyśleniu. - Jesteś basistą, to nie najgorzej.
 Aiden zaśmiał się cicho i wyciągnął rękę po butelkę piwa, ale szybko uderzyłam go po dłoni.
 - Może i masz rocznikowo 18 lat, ale dopiero za 3 miesiące będziesz mógł pić.
 Po tym zrobił niezadowoloną minę i poszedł w stronę grupki nastolatków zebranej przy ławce-huśtawce. Tak jak mogłam się spodziewać, Julie, córka Harry'ego i Melanie, córka Liama, siedziały na niej, gdy brat Melanie, Dominic huśtał je wolno. Reszta stała obok nich, rozmawiając między sobą i dzieląc się wszystkim, co wydarzyło się, odkąd widzieli się ostatni raz.
 Robbie, syn Zayna, rozmawiał z Aaronem, synem Louisa, mimo tego, że chodzili do jednej szkoły i mieli razem prawie wszystkie zajęcia. Przyglądałam się przez chwilę Aaronowi, chcąc zauważyć, czy nie zachowuje się podejrzanie, biorąc pod uwagę to, że gdy u nas był, zawsze musiał coś rozwalić. Jasmine, siostra Robbiego, stała obok nich, na zmianę pisząc na telefonie i odzywając się do Dominica.
 Brakowało mi tam kilku osób, ale byłam całkiem pewna, z kim znajdę Iana. Rozejrzałam się dookoła i tak jak się domyślałam, Ian szedł za Hannah, córką Louisa, która wyglądała na naprawdę niezadowoloną z jego towarzystwa. Za każdym razem, jak wspominałam Ianowi o jego małym zauroczeniu Hannah, wypierał się, mówiąc, że zaczepiał ją tylko dla żartów, ale ja wiedziałam swoje.
 - Ian! - zawołałam go, bo widziałam, że jeszcze trochę i Hannah uderzy go po twarzy.
 Hannah uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, po czym jak najszybciej oddaliła się od Iana, który westchnął głośno i niechętnie do mnie podszedł.
 - Tak?
 - Od czasu do czasu daj Hannah trochę spokoju - powiedziałam z rozbawieniem.
 - Ale denerwowanie jej tylko sprawia mi większą frajdę! - zawołał, szczerząc się w moją stronę.
 Uderzyłam go lekko po tyle głowy, na co zmarszczył nos z niezadowoleniem i odsunął się ode mnie.
 - Hannah uważa mnie za dziecko, bo jestem od niej młodszy o rok - powiedział, biorąc do ręki wiśnię, po czym wpakował ją sobie do ust.
 - Półtora i uwierz mi, Hannah jest od Ciebie dużo dojrzalsza emocjonalnie. Może za kilka lat będziesz miał u niej większe szanse.
 Ian otworzył już usta, żeby zaprotestować, ale w końcu zrezygnował i tylko pokręcił głową, nic już nie mówiąc.
 - Wiesz, gdzie jest Twoja siostra? - spytałam go, gdy zaczął poprawiać swoje wyżelowane włosy.
 Iana zawsze wszędzie było pełno i potrafił rozmawiać z każdym, jakby znali się już od dawna. Z charakteru przypominał mi bardziej Nialla, ale gdy to Aiden był uzdolniony muzycznie, Ian był sportowcem tak jak ja. 
 - Na pewno w domu - odpowiedział i prychnął pod nosem. - Jestem całkiem pewien, że nawet nie ruszyła się jeszcze sprzed laptopa.
 Pokiwałam głową, spodziewając się właśnie takiej odpowiedzi. Ian zabrał kilka więcej wiśni w dłoń i rozejrzał się dookoła, a gdy zauważył Hannah, posłał mi szybki uśmiech, zanim poszedł w jej stronę.
 Postanowiłam w końcu ruszyć się z miejsca i podeszłam do Nialla, który stał z resztą dorosłych. Izzy rozmawiała z Grace, machając rękami na boki i co chwilę śmiejąc się pod nosem. Spytałam jej raz, czy nie wolałaby posiedzieć z nastolatkami, ale wydawała się wręcz obrażona tym pomysłem, mówiąc, że ma już 21 lat, a oni są dla niej za młodzi.
 - Dobrze się bawisz? - spytałam Nialla.
 - Cudownie, nie mogę uwierzyć, że to już moje 30. urodziny - powiedział i westchnął cicho.
 Zaśmiałam się głośno, słysząc jaką liczbę powiedział, po czym szturchnęłam go w bok.
 - 45., staruszku.
 Niall pokręcił przecząco głową, robiąc niezadowoloną minę, a ja pocałowałam go w policzek i objęłam ręką w pasie.
 Na urodziny Nialla zebrali się tutaj wszyscy nasi najbliżsi. Mimo tego, że One Direction przestało już istnieć, chłopcy dalej byli ze sobą w kontakcie i wciąż powtarzali, że jeszcze kiedyś pojadą razem w trasę.
 Louis i El stali obok nas, Harry i Liam rozmawiali z drugiej strony Nialla, Ana, Jess i Sophia siedziały na krzesłach rozstawionych przy stole. Cass i Chris rozmawiali z moim tatą i nawet nie chciałam wiedzieć, jaki wspólny temat mogli znaleźć. Zayn i Perrie dyskutowali o czymś z chłopakami z 5 Seconds of Summer, a moja mama ściskała kolejny raz Setha, który akurat miał wolnych kilka dni i mógł świętować razem z nami.
 - Pójdę po tort i od razu wyciągnę Violet z domu - powiedziałam do Nialla, na co on pokiwał głową w odpowiedzi.
 Tak jak powiedział mi Ian, Violet leżała na swoim łóżku z laptopem, stukając szybko w klawisze.
 - Hej, co robisz? - spytałam.
 Violet prawie spadła z łóżka, gdy usłyszała mój głos i szybko zamknęła laptopa. Uniosłam pytająco brwi, zastanawiając się, co chciała przede mną ukryć.
 - To nic takiego - powiedziała szybko, zauważając moje spojrzenie. - Trochę sobie... pisałam.
 - Skarbie, wiem, że piszesz opowiadania o tym swoim ulubionym zespole - odpowiedziałam.
 Violet otworzyła szeroko usta ze zdziwienia i wpatrywała się we mnie wielkimi oczami, nie wiedząc nawet, co na to odpowiedzieć.
 - Zejdziesz chociaż na chwilę na dół? Tata będzie zaraz zdmuchiwał świeczki.
 Pokiwała niepewnie głową i zeszła z łóżka, a później obie poszłyśmy na dół do kuchni.
 - Wzięłaś swoje lekarstwa? - spytałam, gdy wyciągnęłam tort z lodówki.
 Wielkie, czekoladowe "45" było napisane na środku i wiedziałam już, że Niall nie będzie z tego zbytnio zadowolony. Spojrzałam na nią oczekująco, dopiero teraz przyglądając się jej bardziej i od razu zwróciłam uwagę na ciemne cienie pod jej oczami. Mogłam tylko przypuszczać, że znowu nie spała całą noc, bo siedziała na swoim laptopie. Nieważne ile razy powtarzaliśmy jej, żeby tego nie robiła.
 - Rano - odpowiedziała, opierając się o stół obok mnie.
 - Violet, już dawno powinnaś wziąć drugą dawkę.
 Violet odkąd się urodziła, miała problemy ze zdrowiem, a najbardziej ze swoim sercem. Nie było to nic zagrażającego jej życiu, jeśli tylko brała regularnie swoje leki, niestety miała tendencję do zapominania o tym.
 Zaczęłam wbijać świeczki w tort, w trakcie co chwilę spoglądając na Violet, upewniając się, czy połknęła wszystkie tabletki.
 - Mam jeszcze pokazać Ci, że nie ukryłam ich pod językiem? - spytała, gdy zauważyła mój wzrok.
 Pokręciłam głową, uśmiechając się do niej krótko i podniosłam tort z blatu. Violet otwierała przede mną drzwi, a później trzymała je, bym mogła przejść. Jęknęła z niezadowoleniem, gdy tylko zauważyła, jak dużo ludzi było zebranych w ogródku. 
 - A mogłabym teraz kończyć pisać rozdział - mruknęła pod nosem, myśląc, że tego nie dosłyszałam.
 - 30 minut i możesz wracać do siebie, obiecuję - rzuciłam, na co uśmiechnęła się w moją stronę.
 Postawiłam tort na stole i wszyscy powoli zaczęli się schodzić, zajmując swoje wcześniejsze miejsca. Musiałam zawołać Iana kilka razy, bo huśtał Hannah, która chciała zejść z ławki, ale nie mogła tego przez niego zrobić.
 Niall pocałował Violet w czubek głowy, na co ta skrzywiła się lekko, a on robiąc jej na złość, przytulił ją mocno do siebie, nie pozwalając się jej odsunąć jeszcze przez chwilę.
 Gdy miałam pewność, że wszyscy już siedzieli, zapaliłam świeczki, a Niall stanął obok, obejmując mnie ręką w pasie.
 - Pomyśl życzenie - powiedziałam, uśmiechając się w jego stronę.
 Niall spojrzał po wszystkich, zatrzymując spojrzenie dłużej na naszych dzieciach, a później jego spojrzenie znowu utkwione było we mnie. Uśmiechnął się szeroko, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy i tak że tylko ja mogłam go usłyszeć, odpowiedział cicho:
 - Nie muszę, mam już wszystko, czego potrzebuję.

*

KONIEC!
dziękuję wam za to, że czytaliście to tyle czasu i wow, trudno mi uwierzyć, że to koniec. trochę dziwnie będzie mi pożegnać się z Siallem, tak długo o nich pisałam i przywiązałam się do tych wszystkich postaci. to pierwsze opowiadanie, które napisałam do samego końca, a na pewno nie dałabym rady, gdyby nie wasze komentarze, więc naprawdę bardzo wam za to dziękuję! dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3


mam nadzieję, że zobaczę się z wami na moim nowym opowiadaniu o One Direction!  -> NOT SO INNOCENT <-

jeśli ktoś się pogubił w tych wszystkich dzieciach, to wypiszę je tutaj i podam ile każdy miał lat w ostatniej scence, bo pewnie chcielibyście się dowiedzieć ;)

Niall + Sky -> Aiden (18), Ian (17), Violet (14)

Louis + El -> Isabelle (21), Hannah (18), Aaron (15)

Liam + Sophia -> Dominic (16), Melanie (13)

Zayn + Perrie -> Jasmine (17), Robert (15)

Harry + Jess -> Julie (12)

(ok, muszę się wreszcie zmusić, żeby to opublikować, bo siedzę już 10 minut i tylko na to patrzę...)