czwartek, 28 listopada 2013

5.

  - Nie idź tam, głupku!
   Zachichotałam, słysząc jak moja mama przeżywa film. Oglądałyśmy jakiś kryminał i główny bohater właśnie sam pchał się w ręce śmierci. Te filmy były coraz głupsze, prawda? Zajadałyśmy się popcornem, siedząc na naszej wielkiej, miękkiej kanapie. Lubiłam takie wieczory, gdy mogłam zostać sama z mamą.
  - O nie! - pisnęłam, gdy sztuczna krew bryzgnęła w ekran. Zasłoniłam oko, spoglądając zza palców. Tak, jedno oko. Na drugim właśnie znajdował się wielki opatrunek. Przeliczyłam się co do obrażeń zadanych przez tę cholerną szczoteczkę do tuszu. Takim właśnie sposobem chodziłam z bandażem na twarzy już trzeci dzień. W szkole mieli ze mnie niezły ubaw. Zresztą nie tylko tam. Mój brat dokuczał mi na każdym kroku z tego powodu, a Lou śmiał się chyba z 5 minut, gdy mu o tym powiedziałam. Co do Louisa, to od dnia urodzin Cass, utrzymywałam z nim kontakt. Wymienialiśmy się SMS-ami, a czasem rozmawialiśmy przez telefon. Nie spotkałam się jednak z nim ani z resztą zespołu. Nie byłam pewna czy mogłam to zaproponować.
  - Te cyklop, telefon Ci ciągle dzwoni - mruknął Seth, który właśnie stanął we framudze drzwi i rzucił w moją stronę komórkę. Złapałam ją szybko i zmierzyłam groźnym spojrzeniem. Ucieszyłam się, widząc imię na wyświetlaczu.
  - Zaraz wrócę, mam nadzieję, że do tego czasu wszyscy jeszcze nie zginą. - wstałam z kanapy, kierując się ku wyjściu z salonu.
  - Wątpię. - usłyszałam jeszcze głos mojej mamy, na co uśmiechnęłam się z rozbawieniem. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i poszłam do kuchni, gdzie usiadłam na blacie.
  - Hej! Cieszę się, że dzwonisz.
  - Ugh, nawet nie wiesz co ja tu przeżywam. - usłyszałam ponury głos po drugiej stronie. Zaśmiałam się cicho i powiedziałam:
  - Na pewno nie jest tak źle, Aiden.
  - Nie? A wiesz co teraz robię? Przeglądam katalog ze zdjęciami kwiatów. Rozumiesz to? Mam wybrać najładniejsze zestawienie... Boże, przecież to wszystko wygląda tak samo.
  - Sam tego chciałeś. - uśmiechnęłam się pod nosem. Aiden był z Anabelle już parę lat i w końcu zdecydowali się na ślub. Dziewczyna od razu rzuciła się w wir przygotowań, zmuszając swojego narzeczonego do pomocy. Jak widać, bardzo mu się to podoba.
  - Tak. - dało się słyszeć jak westchnął przeciągle. - Oczywiście, że tak. Co u Ciebie? Gdy ostatnim razem byłem z chłopakami, to obiło mi się o uszy coś ciekawego...
  - Co? - zaczęłam machać nogami, oczekując na odpowiedź.
  - Że SMS-ujesz z Louisem.
  - Yhm, to prawda. - zarumieniłam się nieznacznie, podejrzewając co mój kuzyn sobie pomyślał.
  - Sky, on ma dziewczynę i z tego co wiem to bardzo ją kocha...
  - Wiem! To tylko kolega, Aiden. Już nie można mieć kolegi? - spytałam chłodniejszym głosem.
  - No mam nadzieję, że mówisz prawdę. - przewróciłam oczami na jego słowa.
  - Słuchaj, tak się zastanawiałam. Czy to niedziwne? Zaprosili nas wtedy na imprezę, teraz Lou utrzymuje ze mną kontakt? - właściwie często nachodziły mnie rozmyślania na ten temat, przecież to było takie nierealne.
  - Hmm... - wyobrażałam już sobie jak Aiden marszczy brwi w skupieniu. - Chłopcy ufają mi, a ja zapoznałem ich z Wami, myślę, że automatycznie zaufali też trochę Wam. No i jesteście sympatyczne, nie byłyście zbyt nachalne w stosunku do nich.
   Uśmiechnęłam się pod nosem i spytałam słodko:
  - Naprawdę uważasz, że jestem sympatyczna?
  - Nie, nienawidzę Cię - mruknął z przekąsem, usłyszałam jeszcze jakiś szum.   - Cholera, Ana wraca, muszę kończyć.
  - Powiedz jej, że jutro podrzucę ten przepis na ciasto, który chciała! - zawołałam szybko.
  - Dobra, powiem. Hej.
  - Hej - odpowiedziałam, choć on zdążył się już wcześniej rozłączyć.
  Zastanawiałam się nad tym co powiedział. To właściwie miało sens, chłopcy ufali swojemu ochroniarzowi, że nie przyprowadziłby do nich jakichś wariatek. No i musiałyśmy wywrzeć na nich pozytywne wrażenie, bo ponoć nie zabierali ze sobą fanek na imprezy. Zeskoczyłam z blatu, schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do salonu.
  - No nie! - jęknęłam, widząc na ekranie napisy końcowe. - Jak się skończyło? - zwróciłam się do mojej mamy, która właśnie sięgała po pilota.
  - Daj spokój, wszyscy zginęli.

*

  To było naprawdę ciepłe popołudnie, na dodatek piątek. Gdy normalni ludzie zapewne szli na jakąś imprezę, ja kierowałam swe kroki do mieszkania mojego kuzyna. Całe szczęście mieszkał dość blisko. Wiedząc, że nie powinnam wpaść na nikogo znajomego, ubrałam dresowe spodnie i luźną koszulkę z jakimiś głupimi napisami. W końcu dla kogo miałam się stroić? Dla Aidena, dla Any? Bez przesady. Wbiegłam po schodach i zapukałam zaraz w drzwi z numerem 6. Weszłam po chwili do środka, rozglądając się po przedpokoju.
  - To ja! - zawołałam, zrzucając z nóg adidasy.
  - Jestem w salonie - odpowiedział mi głos Anabelle.
   Poszłam więc do wspomnianego pokoju. Blondynka siedziała pochylona nad stolikiem z wyraźnym skupieniem na twarzy, a wokół niej walało się pełno katalogów i papierów. Zmarszczyłam nieznacznie brwi, nie będąc pewną czy chce się do tego zbliżać.
  - Sky, świetnie, że jesteś. Pomożesz mi, bo na Aidena nie mam co liczyć.
   Wiedziałam, cholera, wiedziałam, że tak będzie. Podeszłam niechętnie do niej i opadłam na bordową kanapę. Cały pokój był utrzymany w tonacji bordo i beżu, wszystko tutaj wyglądało, jakby miało ustalone swoje specjalne miejsce. I na pewno tak było, znając Anę.
  - Co tam masz? - spytałam, spoglądając na zdjęcia. Kwiaty. Boże to wczoraj tego nie wybrali?
  - Które lepsze? - pokazała mi dwie fotografie, spoglądałam to na jedną, to na drugą. Czułam, że przyglądała mi się chwile, a raczej wielkiemu bandażowi na mojej twarzy, ale nic nie powiedziała.
  - Chyba ta. - popukałam palcem w papier.
  - Naprawdę? - uniosła ze zdziwieniem brwi, wpatrując się intensywnie w zdjęcia.
  - Tutaj masz ten przepis od mamy - mruknęłam, chcąc zmienić temat i podałam jej wygniecioną kartkę. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i pokiwała kilka razy głową, czytając słowa nakreślone przez moją rodzicielkę.
  - Gdzie Aiden? - spytałam.
  - Ugh, szykuje się. Zaraz musi wyjść, a ja oczywiście muszę szykować się tym wszystkim - machnęła rękami z podenerwowaniem - sama.
  - Ana - zaczęłam spokojnym głosem, widząc po dziewczynie, że jest po prostu podenerwowana zbliżającym się ślubem. - Jestem przekonana, że wszystko będzie idealnie.
  - Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko i ścisnęła na chwilę moją dłoń.
   Uf, chwilowo kryzys zażegnany. Blondynka wróciła do przeglądania katalogów, a ja wstałam z miejsca. Podeszłam do okna i oparłam się łokciami o parapet. Wpatrywałam się chwilę w ludzi, idących chodnikiem, wszyscy wyglądali, jakby się gdzieś śpieszyli. Nagle po pokoju rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
  - To Aidena... - usłyszałam pomruk Any.
   Odwróciłam się z powrotem w jej stronę, machnęła ręką w stronę komody.
  - Możesz mi podać?
   Podeszłam we wskazanym kierunku i uśmiechnęłam się wesoło, widząc, że dzwoni "Daddy".
  - To wujek! Odbiorę. - wzięłam telefon do ręki i odebrałam połączenie. - Cześć, wujku!
  - Eee... nie wiem kto mówi, ale bardzo mało prawdopodobne, że jestem Twoim wujkiem - odpowiedział mi głos, który zdecydowanie nie należał do mojej rodziny.
  - Kto mówi? - spytałam ze zdziwieniem.
  - Liam, a z kim rozmawiam?
   O mój Boże. Zaczerwieniłam się, a Ana przyglądała mi się ze zdziwieniem, nie wiedząc co się dzieje.
  - Ym, tu Sky, kuzynka Aidena. Coś przekazać?
  - Och cześć Sky! - dało się zauważyć, że mówił nagle milej. - Nie rozpoznałem Twojego głosu. Co u Ciebie?
  - Nic ciekawego. Przed chwilą zrobiłam z siebie idiotkę, biorąc Liama Payne'a za mojego wujka. - wzruszyłam ramionami, choć nie mógł tego dostrzec. Ana wytrzeszczyła na mnie oczy, a po chwili zaczęła się śmiać.
  - Hm, a jak ma mnie zapisanego? - słyszałam, że Liam był rozbawiony.
  - Daddy. - po drugiej stronie słuchawki dało się słyszeć głośny śmiech.
  - W takim razie pomyłka całkowicie wybaczalna.
   Do pokoju wszedł Aiden i gdy zorientował się, że rozmawiam przez jego telefon, nie wyglądał na zadowolonego. Podszedł do mnie, wyciągnął rekę i mruknął:
  - Oddawaj.
  - Daję Ci Aidena, chyba się za Tobą stęsknił.
  - Liam? - usłyszałam jeszcze, zanim Aiden wyszedł z pokoju. Ana wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia, a ja stałam przez chwilę, zastanawiając się czy już sobie pójść. Właściwie nie miałam co tu robić.
  - Ana, będę już szła. Ale jak będziecie testować torty to chętnie pomogę - powiedziałam z wesołym uśmiechem, podchodząc do drzwi.
  - Haha, dobra, możesz być pewna, że po Ciebie zadzwonię. - uniosła wzrok na mnie, uśmiechając się z rozbawieniem. Wyszłam do przedpokoju, gdzie ubrałam adidasy i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam:
  - Sky, czekaj.
   Aiden założył szybko buty i wziął do ręki kluczyki od samochodu. Wyszliśmy razem z mieszkania i schodziliśmy wolno po schodach.
  - Chcesz ze mną jechać do chłopaków?
  - Co? - prawie się wywróciłam, tak mnie to zaskoczyło. - Jak to?
  - Liam to zaproponował. - mój kuzyn wzruszył ramionami, otwierając drzwi od klatki. Wyszliśmy na zewnątrz, zrobiło się już trochę chłodniej.
  - Jasne, ok. Mogę zabrać Cass? - spojrzałam na niego z nadzieją.
  - Sky, nie mam na to czasu...
  - Och, ok.
   Wsiedliśmy do jego auta, a ja zastanawiałam się co zrobić. Moja przyjaciółka będzie zła, że spotkałam się z chłopakami i jej nie zabrałam. Ale przecież chciałam, to nie moja wina, że Aiden musiał się śpieszyć. Ok, pojadę tam, a później opowiem jej wszystko o zachowaniu Harry'ego. Dalej do niej nie zadzwonił. Cass cały czas mówiła, że pewnie nie miał czasu i że wcale jej to nie dziwi. Aha, na pewno. Przyglądałam się widokom za oknem. Minęliśmy właśnie moją ulubioną pizzerię, skręciliśmy w lewo i nagle samochód się zatrzymał. CO? Oni naprawdę tu mieszkali? Przecież przechodziłam tędy tyle razy! Wysiadłam z auta i wzięłam głęboki oddech. Przed bramą domu było parę dziewczyn, mających nadzieję, że któryś z chłopaków wyjdzie. Aiden złapał mnie pod ramię, prowadząc obok siebie. Zachichotałam pod nosem, zauważając, że zachowywał się w stosunku do mnie jak ochroniarz. Fanki zespołu patrzyły na mnie podejrzliwie, szepcząc coś między sobą.
  - Chłopcy już dzisiaj nigdzie nie wyjdą - zwrócił się do nich Aiden, po czym wolną ręką wpisał jakiś kod, a my mogliśmy przejść przez bramkę. Stanęłam na chodniku, czekając, aż mój kuzyn namówi dziewczyny, że nie było sensu, żeby tam dalej stały. Przyglądałam się uważnie budynkowi przede mną. Dom był ogromny, wyglądał jakby mógł pomieścić w sobie kilka mieszkań. Mimo dużych rozmiarów, budowla właściwie nie zwracała na siebie uwagi. Ściany były pomalowane na biało, jak wszystkich domów wokół. Nie wyróżniał się na tle innych i chyba właśnie o to chodziło. Poczułam jak Aiden klepie mnie po ramieniu, dając mi znak, że możemy już iść. Przy drzwiach znów wpisał jakiś kod i weszliśmy do środka. Rozglądałam się uważnie dookoła. W środku dom już nie wyglądał tak zwyczajnie jak z zewnątrz. Choć w przedpokoju nie było dużo mebli to od razu rzucało się w oczy jak luksusowe są to rzeczy. Zrzuciłam adidasy ze stóp i ustawiłam je równo pod ścianą. Przechodząc koło wielkiego lustra w złotej ramie, ujrzałam swoje odbicie. Cholera, jak ja wyglądam... Ściągnęłam szybkim ruchem gumkę z moich włosów, co dało choć trochę lepszy efekt. Z drzwi z lewej strony dało się słyszeć głośne głosy i tam właśnie się skierowaliśmy.
  - Oddaj. Mi. Pilota. Już!
   Zobaczyłam jak Louis biega po pokoju z pilotem w dłoni, śmiejąc się głośno, gdy Niall próbował wyrwać mu go z ręki. W końcu blondyn zdołał go dogonić i obaj upadli na ziemię, siłując się. Na ekranie telewizora widać było jakąś bajkę. Mój wzrok przeniósł się na Zayna, który siedział w fotelu i ze znudzeniem wpatrywał się w swoich przyjaciół. Wszyscy ubrani byli w dresy, wyglądające na całkiem wygodne. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, było naprawdę spore. Ściany pomalowane były na pomarańczowo, nadając radosną atmosferę pokojowi. Kanapa, dwa fotele, ogromny telewizor i parę szafek. Oczywiście wszystko wyglądające na cholernie drogie.
  - Cześć chłopaki - powiedział Aiden, a oni dopiero wtedy nas zauważyli.
Louis zrzucił Nialla z siebie, na co ten jęknął niezadowolony, gdy uderzył łokciem o podłogę. Starszy chłopak wstał szybko z radosnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
  - Skyyyyyy! - Tomlinson rzucił się na mnie, obejmując mocno. Przez chwilę stałam zaskoczona, nie odwzajemniając gestu. Po chwili jednak moje ręce oplotły jego talię i oparłam czoło o jego ramię.
  - Cześć Tommo - odpowiedziałam wesoło.
  - Gdzie Liam? - usłyszałam głos mojego kuzyna za moimi plecami.
  - Na górze - odpowiedział mu Zayn i Aiden wyszedł z pokoju.
   Odsunęłam się od Lou i moje spojrzenie padło na stojącego obok Nialla. Był lekko zarumieniony, nie byłam pewna czy od wygłupów z Loisem czy może przez to, że zastałam ich w takiej sytuacji.
  - Hej chłopaki. - posłałam uśmiech w stronę blondyna i przeniosłam spojrzenie na Zayna, nie przestając się uśmiechać. Mulat mruknął pod nosem w odpowiedzi i kiwnął głową.
  - Cześć Sky. Co tu robisz? - Niall zwrócił się do mnie i wróciłam do niego wzrokiem.
  - Um...
  Liam nic im nie powiedział?
  - Przyszła do mnie, to chyba oczywiste? - Louis objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę kanapy.
  - Dokładnie, nie widzę innej opcji - mruknęłam, śmiejąc się lekko.
   Nagle do pokoju wpadł Harry w samych bokserkach i zmarszczył nieznacznie brwi, dostrzegając mnie.
  - Styles, litości, ubierz się! - warknął Zayn
  - Nie mówiliście, że mamy gościa? - bardziej spytał niż powiedział Harry, nie krępując się w ogóle, że jest prawie goły.
   Odwróciłam szybko wzrok, czując się skrępowana i mogłam się założyć, że moje policzki stały się właśnie niesamowicie czerwone.
  - No dobra, dobra...
   Harry wyszedł z pokoju. Louis przyglądał mi się z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
  - Nic nie mów... - zaczęłam, ale on już wybuchł śmiechem. Zayn i Niall wpatrywali się w nas ze zdziwieniem, nie mając pojęcia o co chodzi.
  - Wyglądasz... - zaczął Lou, nie mogąc mówić przez ataki śmiechu. Posłałam mu groźne spojrzenie, a on zakończył, mówiąc: - uroczo. - zagryzł wargę, by nie zacząć śmiać się od nowa.
   - Właśnie co Ci się stało? - usłyszałam rozbawiony głos Niall i zobaczyłam jak on i Malik przyglądają się mi. Na pewno chcieli zadać to pytanie od początku, sami zresztą wyglądali jakby ledwo powstrzymywali się od śmiechu.
  - Uch... Wypadek przy malowaniu.
   Teraz cała trójka śmiała się głośno, gdy do pomieszczenia wszedł ubrany już Harry.
  - Z czego się śmiejecie?
  - Spójrz na nią - mruknął Zayn i wzrok Stylesa spoczął na mnie. Uśmiechnął się z rozbawieniem, dostrzegając wielki opatrunek na mojej twarzy. Ok, czuję się jak pośmiewisko. 
   Czekałam cierpliwie, aż przestaną się śmiać i wtedy zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Nie mogłam uwierzyć jak łatwo mi się z nimi rozmawiało. Siedziałam na kanapie pomiędzy Louisem a Harrym, śmiejąc się głośno z opowiadanej przez Nialla historii, gdy do pokoju wszedł Aiden i Liam.
  - Ok Sky, będziemy się zbierać.
  - Och, w porządku - powiedziałam cicho, chcąc podnieść się z kanapy, gdy ręka Louisa zatrzymała mnie na miejscu.
  - Zostań. Zostańcie.
  - Jeśli nie potrzebujecie nic, to naprawdę muszę iść. Przygotowania do ślubu, rozumiecie - westchnął mój kuzyn.
  - Ok, ale Sky niech zostanie. - usłyszałam po raz pierwszy Liama, odkąd tu przyszłam. Spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Chyba oczywiste było co odpowiem?
  - Chętnie. - posłałam uśmiech chłopakom, za to Aiden spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
  - Jak wrócisz?
  - Metrem - mruknęłam w odpowiedzi.
  - Odwieziemy ją - odezwał się Niall. Nie skomentowałam tego, nie chcąc się teraz o to sprzeczać. Tak czy siak, pojadę metrem.
   Aiden w końcu wyszedł, a ja czułam jak uśmiech cały czas ciśnie mi się na usta. Ten wieczór zapowiadał się naprawdę nudno, a jednak wylądowałam w domu chłopaków z One Direction.
  - Mam pomysł - zawołał nagle Horan. - Zagrajmy w twistera.
   Spoglądałam na niego z rozbawieniem, nigdy nie wpadłabym na to, by tak spędzić czas. Jasne, grałam kiedyś w tę grę, ale to było dobrych parę lat temu. Chłopcy ucieszyli się na ten pomysł, oprócz Zayna, który skrzywił się nieznacznie.
  - Taak, gdzieś tutaj... - zaczął Harry, zrywając się z miejsca i podbiegł do szuflady. - powinno być.
   Po chwili z satysfakcją pokazał pudełko. Postanowiliśmy, że zagramy po 3 osoby. Najpierw Harry, Lou i Liam, później Zayn, Niall i ja. Nasza drużyna usadowiła się na kanapie i obserwowała z rozbawieniem jak Harry próbuje przełożyć rękę nad Liamem, by dosięgnąć żółtego pola. Styles szczęśliwie dla niego, miał długie kończyny i udało mu się to.
  - Ok, Lou, ręka na czerwony - powiedział Niall, po tym jak zakręcił strzałką.
Louis nachylił się w stronę Harry'ego, gdzie chciał sięgnąć miejsca na macie. Styles obrócił nagle głowę przez co zderzyli się i starszy chłopak upadł, zaś drugi podniósł rękę, by rozmasować czoło.
  - Liam wygrywa! - krzyknął Zayn.
  - Co, jak to! - zawołał oburzony Harry, gdy Liam zaczął podskakiwać z radości, zaś Lou śmiał się, siedząc na podłodze.
  - Zabrałeś rękę z maty, sieroto - mruknęłam z rozbawieniem.
  - Nasza kolej! - Niall wydawał się aż za bardzo podekscytowany, przez co śmiałam się razem z Zaynem, idąc za blondynem w stronę planszy.
  Ustawiliśmy się, czekając na to, aż ktoś z nich zakręci. Lou wziął tarczę do ręki i z bardzo skupionym wyrazem twarzy szturchnął strzałkę. Gra się rozpoczęła, Niall odpadł dość szybko z czego był bardzo niezadowolony. Chciało mi się strasznie śmiać, to on wymyślił, by w to grać, to on był tym najbardziej podekscytowany i przegrał pierwszy. Blondyn siedział dalej na ziemi koło nas z założonymi na pierś rękami, obserwując grę. Zayn i ja nie poddawaliśmy się, choć widziałam, że Malik był już trochę zmęczony.
  - Zayn, noga na niebieski - powiedział Lou.
   Mulat przełożył nogę nad moimi, wisząc teraz nade mną. Nagle poślizgnął się, przez co upadł na mnie, przygwożdżając mnie do podłogi. Leżałam na brzuchu, słysząc głośne wybuchy śmiechu wokół, sama zaczęłam się śmiać. Zayn jednak ciągle leżał na mnie, czułam jego tors przyciśnięty do moich pleców.
  - Złaź!
  - Dlaczego? Baaardzo wygodnie mi na Tobie, wiesz kotku? - otworzyłam szeroko oczy, słysząc jego słowa wypowiedziane do mojego ucha. Reszta raczej tego nie słyszała, może Niall siedzący obok nas.
  - Jesteś idiotą, Zayn. Zejdź ze mnie, nie jesteś taki lekki.
   Malik jednak nie przejmował się moimi słowami, doskonale się bawiąc. Moje rozdrażnienie sprawiało, że śmiał się wesoło. Niall popchnął go stopą, tak, że ten stoczył się w bok. Odetchnęłam głęboko, nie czując już ciężaru na moich barkach. Dosłownie.
  - Dzięki Niall. - posłałam w jego stronę uśmiech, podnosząc się z ziemi. Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. 23:14. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tyle czasu już minęło, tak dobrze się bawiłam w towarzystwie tych chłopaków.
  - Powinnam się już zbierać.
  - Na pewno? - Lou zrobił smutną minę, spoglądając na mnie.
  - Na pewno, Tommo.
  - To przynajmniej pozwól mi się odwieźć! - chłopak wstał z kanapy, pochodząc do mnie.
  - Pojadę metrem, naprawdę, nie musisz...
  - Sky, odwiozę Cię do domu - powiedział Tomlinson głosem nieznoszącym sprzeciwu.
   Pokiwałam głową, nie chcąc się z nim kłócić. Jakże bym mogła odmówić temu uroczemu chłopakowi? Pożegnałam się z wszystkimi i przed zamknięciem drzwi usłyszałam jeszcze jak Niall woła:
  - Zobaczymy się niedługo!

1 komentarz:

  1. Genialny rozdział ;) Weny życze i czekam na nn!

    warning-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń