Zamrugałam parę razy, kiedy się obudziłam. Czułam się otumaniona i nie byłam pewna, co się stało. Nie widziałam wcześniej pomieszczenia, w którym byłam i gdy moje oczy napotkały smutne spojrzenie mojej mamy, wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Och, skarbie, wreszcie się obudziłaś!
Podeszła bliżej mnie i pogłaskała mnie po policzku, wyglądając, jakby miała zaraz zacząć płakać.
- Zawołam lekarza.
I wtedy to do mnie dotarło. Ściany miały szarawy kolor i pokój był dość pusty, oprócz kilku foteli, stolika i wieszaka do kroplówki, którą miałam podłączoną do ręki, co dopiero zauważyłam. Byłam w szpitalu. Leżałam w łóżku szpitalnym.
Pamiętałam, jak przez mgłę kilka ostatnich sekund, zanim zemdlałam. Wszystko straciło ostrość i usłyszałam huk, a później kolejny. Maddie do mnie strzeliła. Przez cały ten czas, choć widziałam pistolet w jej ręce, głupio łudziłam się, że tego nie zrobi. Strzeliła w moją nogę, dlatego od razu upadłam na ziemię, nie będąc w stanie ustać. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu, jak w tamtym momencie. Miałam nadzieję, że Maddie nie ujdzie to na sucho.
Drzwi od pokoju otworzyły się i do środka weszła moja rodzina razem z lekarzem, który uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Wyglądał na przyjazną osobę, jego czarne włosy przeplatały siwe pasemka, a na nosie miał parę prostokątnych okularów.
- Dzień Dobry, jestem doktor Winters. - kiwnęłam lekko głową, żeby pokazać, że zrozumiałam. - Jak się czujesz, Sky?
Miałam wrażenie, że nic nie czuję. Chciałam znaleźć się, jak najdalej stąd, gdzie nie musiałabym odpowiadać na niczyje pytania. Nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam zostać sama, ale zdusiłam to wszystko w sobie i odpowiedziałam:
- Dziwnie.
- Dobrze dziwnie czy źle dziwnie? - spytał, marszcząc brwi.
- Czuję się otumaniona i... nic mnie nie boli.
Lekarz pokiwał głową, jakby z ulgą, że udzieliłam właśnie takiej odpowiedzi.
- Ok, to normalne, podaliśmy Ci dość silne środki przeciwbólowe.
Seth usiadł na fotelu obok mnie, unikając mojego spojrzenia, ale mogłam zobaczyć, że skóra wokół jego oczu była zaczerwieniona i spuchnięta, jakby płakał przez długi czas. Spojrzałam na mamę i tatę, którzy przyglądali mi się ze zmartwieniem.
- Co się stało? - spytałam. - Po tym jak do mnie strzeliła, upadłam na ziemię i zemdlałam...
- To prawdopodobnie dlatego, że byłaś w zbyt dużym bólu i stresie, Twój organizm nie mógł sobie z tym poradzić i zemdlałaś - podpowiedział mi doktor.
- Ile czasu byłam nieprzytomna? Gdzie jest Aiden?
Mama spojrzała szybko na tatę, jakby nie wiedziała, co zrobić.
- Byłaś nieprzytomna może przez godzinę, ale musieliśmy zabrać Cię na operację.
- Na operację? - spytałam, przełykając nerwowo ślinę.
Doktor Winters pokiwał głową, opierając się dłońmi o balustradę łóżka, na którym byłam.
- Twojego kolana.
Gdy tylko usłyszałam te słowa, wiedziałam już, że nie mogło to znaczyć nic dobrego. Spojrzałam w dół, ale nogi miałam zakryte prześcieradłem.
- Kula trafiła prosto w Twoje kolano i okazało się, że utkwiła dość głęboko. Musieliśmy zabrać Cię na operację - wyjaśnił mi.
- Więc... wszystko już jest w porządku?
Popatrzyłam z powrotem na niego, ale on spojrzał na moich rodziców, zanim mi odpowiedział.
- Postrzał uszkodził Twoją łąkotkę.
W tym momencie zaczął tłumaczyć mi, co to dokładnie jest, ale nie mogłam się na tym skupić. Zastanawiałam się jedynie, jaki to będzie miało wpływ na moje bieganie.
- Będę mogła dalej biegać? - przerwałam mu w połowie zdania.
W pokoju zaległa cisza i z mocno bijącym sercem czekałam na odpowiedź, która zdawała się nie nadchodzić. Bieganie było jedyną rzeczą, w której zawsze byłam dobra i bez tego nie wiedziałam, co mogłabym ze sobą zrobić. Nie mogłam sobie wyobrazić mojej przyszłości, w której nie jestem zawodową biegaczką.
- Nie jest to wykluczone - odpowiedział w końcu. - Przeprowadziliśmy operację, by naprawić szkody. Będziesz musiała nosić gips przez 3 lub 4 tygodnie. Później konieczna będzie rehabilitacja i po roku powinnaś odzyskać cześć sprawności.
- Po roku?! - krzyknęłam. - Część sprawności?!
Zasłoniłam oczy ramieniem, oddychając niespokojnie. Maddie zniszczyła mi życie. Dostała dokładnie to, czego chciała.
- Dałem już Twoim rodzicom namiary na naprawdę dobre ośrodki rehabilitacyjne, niektóre specjalizują się w pomocy sportowcom.
Pokiwałam głową, nie odzywając się. Teraz jeszcze bardziej chciałam zostać sama i pogrążyć się w mojej rozpaczy. Najpierw tylko musiałam zobaczyć się z Aidenem i Niallem.
- Gdzie Aiden? - spytałam po raz kolejny.
- Kochanie, zaraz porozmawiamy - powiedziała moja mama cicho.
Odsłoniłam oczy, patrząc na nią podejrzliwie. Dlaczego nie mogła mi po prostu powiedzieć, gdzie jest? Doktor podszedł bliżej mnie i powiedział, że chce obejrzeć moje szwy. Odsłonił prześcieradło i zobaczyłam opatrunek na moim kolanie. Odwróciłam głowę, nie chcąc patrzeć, jak źle wyglądało to pod spodem. Spojrzałam na Setha, a on szybko spuścił głowę w dół, jakby nie mógł spojrzeć mi w oczy.
- Wygląda dobrze - odezwał się doktor, kiwając głową. - Za kilka godzin założymy gips.
- Ok - odpowiedziałam głosem wyprutym z emocji.
W głowie wciąż powtarzałam sobie jego słowa: "...powinnaś odzyskać część sprawności". Moje życie właśnie straciło sens.
Lekarz w końcu wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z moją rodziną. Odetchnęłam głęboko, unosząc wzrok na moją mamę.
- To powiecie mi w końcu gdzie jest Aiden? Muszę z nim porozmawiać.
Seth wydał z siebie dziwny dźwięk i wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim wzrokiem ze zdziwieniem. Mama usiadła w fotelu, który on wcześniej zajmował i wzięła mnie za rękę. Przyjrzałam się lepiej jej twarzy i mogłam zobaczyć wypisany na niej smutek.
- Aiden... - zaczęła i zacięła się.
Spojrzałam w kierunku mojego taty, który wyglądał, jakby był bliski płaczu. Nie, to niemożliwe...
Miałam wrażenie, jakby obraz rozmazał mi się przed oczami i usłyszałam ogłuszający huk. A później drugi raz.
Maddie strzeliła dwa razy.
- Gdzie Aiden? - powtórzyłam, unosząc głos.
- Aiden nie żyje - powiedziała w końcu.
Czułam, jakbym nie mogła oddychać. To nie mogła być prawda. Aiden nie mógł umrzeć. To jakiś chory żart, a on zaraz wejdzie do pokoju, śmiejąc się, że w to uwierzyłam. Mój tato pokiwał do mnie głową, potwierdzając słowa mamy.
Aiden nie żyje. Zakryłam twarz dłońmi, gdy zaczęłam płakać. Nie obchodziło mnie już to, że moje głupie kolano było zepsute. Cholera, mogłabym stracić obie nogi, żeby tylko Aiden żył. To nie powinno się wydarzyć.
Z każdą chwilą płakałam coraz bardziej, nie mogąc przestać i coraz trudniej mi się oddychało. Dlaczego takie rzeczy muszą przytrafiać się tak wspaniałym osobom? Nikt nie zasłużył sobie na coś takiego. Aiden sobie na to nie zasłużył. Powinien mieć długie życie razem ze swoją rodziną. Przecież Ana była w ciąży. Na samą myśl o tym wydałam z siebie głośny jęk.
- Och Sky...
Mama objęła mnie mocno, przytulając do siebie, ale nic to nie zmieniało. Aiden nie żyje i żadna siła tego nie zmieni.
I to wszystko było moją winą, tylko i wyłącznie moją winą. Gdyby Aiden nie szukał mnie wtedy w klubie, nie wyszedłby na tę alejkę. I gdyby nie to, że Maddie mnie nienawidziła, nic złego by się nie stało. Spieprzyłam wszystko.
- Ja-jak w takim ra-razie się tu-tutaj dosta-ałam? - udało mi się wydusić pomiędzy moimi napadami płaczu.
Myślałam, że to Aiden nas tutaj przywiózł. Myślałam, że on się mną zajął, a tak naprawdę sam został postrzelony i gdy ja zemdlałam, on umierał.
- Ktoś usłyszał strzały i zadzwonił po pogotowie, skarbie.
Nie powiedziała nic o Maddie, więc przypuszczałam, że zdążyła uciec stamtąd, zanim ktokolwiek ją zobaczył. Nigdy nikogo nienawidziłam tak bardzo jak jej.
Słyszałam, jak moi rodzice płaczą, ale próbowali mnie pocieszyć. Nic nie mogło tego teraz zrobić. Nic nie mogło zmienić tego, jak się czułam. Nigdy już nie zobaczę Aidena, nigdy już z nim nie porozmawiam. A co najgorsze, jego nienarodzone dziecko nigdy nie będzie miało szansy, żeby to zrobić.
Po kilkunastu minutach trochę się uspokoiłam, dalej czułam się, jakbym żyła w koszmarze, ale przestałam już tak bardzo płakać. Nie miałam wystarczająco łez, żeby robić to dalej.
Drzwi od pokoju otworzyły się i doktor Winters zajrzał do środka ze zmartwioną miną.
- Policja chciałaby porozmawiać ze Sky.
Mama pokręciła przecząco głową, wciąż tuląc mnie do siebie.
- Nie teraz.
Lekarz obejrzał się za siebie i spojrzał z powrotem na nas, jakby był położony w bardzo kłopotliwej sytuacji.
- Zrobię to - powiedziałam.
Odsunęłam się od mamy i otarłam twarz dłońmi. Widziałam, że wszyscy przyglądają mi się uważnie, myśląc, że nie będę w stanie powiedzieć im teraz o wszystkim. Ale wiedziałam, że muszę to zrobić, nieważne, jak bardzo bolało mnie serce. Maddie musiała spotkać jakaś kara. Nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam to zrobić dla Aidena.
- Mogę z nią zostać? - spytała mama.
Pokręciłam szybko głową, nie chcąc, żeby tu wtedy była. Wiedziałam, że będę musiała powiedzieć mi później o wszystkim, co się stało.
- Nie, idźcie - odpowiedziałam cicho.
Musiałam zrobić to sama. I choć miałam ochotę rozpaczać dalej nad śmiercią mojego kuzyna, życie toczyło się dalej. Musiałam zebrać się w garść i opowiedzieć policji o wszystkim. Od początku do końca.
*
Po wyjściu policjantów, odetchnęłam głęboko, nie mogąc uwierzyć, że właśnie to zrobiłam. Cieszyłam się, że miałam to już za sobą.
Myślałam, że teraz wreszcie będę miała chwilę samotności. Potrzebowałam ułożyć sobie to wszystko w głowie. Nie mogłam przestać myśleć o Aidenie i wiedziałam, że prawdopodobnie niedługo znowu zacznę histerycznie płakać.
Jednak nie miałam co liczyć na brak towarzystwa, bo drzwi otworzyły się po raz kolejny. Widząc twarz Nialla, wiedziałam już, że byłam w błędzie. Wcale nie chciałam być sama, potrzebowałam mieć go przy sobie.
Wyciągnęłam do niego ręce, a on podbiegł do mojego łóżka i objął mnie mocno.
- Tak bardzo się o Ciebie bałem - powiedział cicho.
Kilka łez spłynęło po mojej twarzy. W jego ramionach wreszcie mogłam poczuć się bezpiecznie. Miałam wrażenie, że już od dawna się tak nie czułam.
Dopiero po chwili zauważyłam, że Niall nie przyszedł sam. Louis usiadł na materacu obok moich nóg, Harry i Zayn zajęli fotele po obu stronach, a Liam i Cass stali przy nogach łóżka. Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem, czego nie chciałam. Nie powinno im być mnie żal, powinni być na mnie źli.
Louis nachylił się w moją stronę i przytulił mnie, mimo rąk Nialla wokół mnie. To jakby otrzeźwiło resztę, bo nagle wszyscy zaczęli mnie przytulać.
- Uważajcie na kroplówkę - mruknęłam.
W końcu wrócili na swoje miejsca i tylko Niall ciągle mnie trzymał. Jakby bał się mnie puścić choć na chwilę.
- Co się stało, Sky? - spytał Louis, pocierając dłonią oczy. - Nikt nie chciał nam powiedzieć, co się stało.
Nie chciałam znowu o tym mówić, nie chciałam przeżywać tego kolejny raz. Może kiedyś będzie mi łatwiej o tym mówić, ale teraz ta rana była zbyt świeża. Niall przesunął palcami przez moje włosy uspokajającym gestem, zauważając, że jestem niespokojna.
Więc w końcu powiedziałam im o wszystkim, tak samo jak policji. Od samego początku do końca. Od pierwszego liściku, który Maddie do mnie napisała do momentu, gdy zemdlałam. Przy policjantach starałam się nie rozklejać, ale tym razem było to o wiele trudniejsze.
Po chwili Niall miał już wielką mokrą plamę na koszulce od moich łez, ale nie wyglądało na to, żeby mu to przeszkadzało. Cass płakała przez cały czas, gdy mówiłam i Liam objął ją mocno, i nie puszczał do końca. Zresztą sam też nie był w lepszym stanie i chyba potrzebował tego w takim samym stopniu jak ona. Gdy spojrzałam na Harry'ego, on też miał całą twarz mokrą od łez.
- Ciii - szepnął Niall przy moim uchu, gdy skończyłam mówić, a cała, aż trzęsłam się od płaczu.
- Nie mo-mogę uwierzyć, że o-on nie ży-żyje - jęknęłam, chowając jeszcze bardziej twarz w koszulce Nialla.
- To naprawdę straszne - powiedział w końcu Liam.
- To chujowe - poprawił go Louis.
- Przepraszam - powiedziałam cicho i nie byłam pewna, czy mnie usłyszeli.
- Za co, Sky? - spytał niepewnie Zayn.
Czy to nie było oczywiste? Za to, że przeze mnie zginął Aiden. Przecież musieli zdawać sobie sprawę z tego, że to wszystko stało się przeze mnie.
- Aiden nie żyje... przeze mnie.
- Sky! - zawołał Niall, ściskając mnie mocniej. - O czym Ty mówisz?
Odsunęłam się trochę od niego, tak bym mogła spojrzeć na wszystkich. Patrzyli na mnie w oczekiwaniu, aż coś powiem.
- To moja wina, to wszystko to moja wina. Aiden wyszedł tam, bo mnie szukał. A Maddie to moja była przyjaciółka. To moja wina.
Widziałam, jak Cass kręci gwałtownie głową, nie zgadzając się ze mną i każdy zaczął coś do mnie krzyczeć. Niall złapał mnie za podbródek, obracając moją głowę, tak bym spojrzała mu w oczy.
- Nigdy tak nie mów. To nie jest Twoja wina, Sky. Nawet nie waż się tak myśleć.
Pokiwałam niepewnie głową, a Niall pocałował mnie krótko w usta i wszyscy zamilkli.
- Możecie zostawić nas na chwilę? - spytał Niall, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Gdy popatrzyłam na nich, bez sprzeciwów ruszyli do drzwi i zostaliśmy sami w pokoju. Tylko ja i Niall. Pocałowałam go znowu, tym razem mocniej, a Niall odsunął się ode mnie, marszcząc brwi.
- Sky...
- Pocałuj mnie, Niall - poprosiłam, ciągnąc go znowu do siebie.
Niall westchnął cicho i pocałował mnie, na co od razu odpowiedziałam tym samym. Po chwili znowu odsunął się ode mnie, na co jęknęłam z niezadowoleniem.
- Nie chcesz się ze mną całować? - spytałam.
Wiedziałam, że nie powinnam się tak zachowywać, ale potrzebowałam skupić uwagę na czymś innym. Potrzebowałam, żeby Niall mnie czymś zajął, żebym mogła chociaż na kilka minut przestać myśleć o tym wszystkim.
- Sky, Ty płaczesz - powiedział w końcu i otarł rękami moją twarz.
- To ja powinnam zginąć, nie on.
Niall zbladł i położył obie dłonie na moich policzkach, zakrywając je całkowicie. Spojrzał mi prosto w oczy, przysuwając się do mnie jeszcze bliżej.
- Nie mów tak. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo bolą mnie te słowa. - Niall przymknął oczy i odetchnął głęboko. - Tak bardzo Cię kocham, Sky. Nie wiem, co bym zrobił... co bym zrobił, gdyby...
Zamrugał parę razy i kilka łez spłynęło po jego twarzy. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał, jakby naprawdę cierpiał. Tak samo jak jego bolał mój smutek, mnie bolał jego i chciałam zrobić wszystko, żeby się uśmiechnął.
- Przepraszam, Niall, po prostu Aiden...
- Wiem - szepnął. - To nie powinno się wydarzyć. Naprawdę chciałbym, żebyście oboje byli w porządku.
Tym razem to ja otarłam jego twarz dłońmi i Niall westchnął cicho, patrząc na moją twarz.
- Gdyby ten głupi wywiad się nie przeciągnął, może gdybyśmy byli wcześniej...
- Niall, proszę, nie... - powiedziałam, kręcąc głową.
Skoro mówił, że nie była to moja wina, to tym bardziej nie była to jego ani pozostałych. Nie mogłabym tak myśleć, nikt nie mógłby tak pomyśleć.
- Siedziałem w szpitalu przez ten cały czas - odezwał się. - Nie chcieli mnie do Ciebie wpuścić, Sky. Nie pozwolili mi Ciebie zobaczyć.
Kolejne łzy wypłynęły z jego oczu i przytuliłam go mocno. Po chwili oboje płakaliśmy cicho, trzymając się nawzajem.
- Tak bardzo się o Ciebie bałem. Czy to naprawdę złe z mojej strony, że mimo tego, że Aiden nie żyje, ja cieszę się, że z Tobą wszystko w porządku?
Zamknęłam oczy i nie odzywałam się przez parę następnych sekund, myśląc o moim kuzynie i o wszystkim, co było dopiero przed nim. Było mi tak cholernie przykro z powodu tego, co się stało. Wiedziałam, że moje życie już nie będzie takie samo. Nie bez niego.
Ale prawdopodobnie gdybym była na miejscu Nialla, czułabym podobnie.
- Nie, Niall - odpowiedziałam w końcu.
Niall odsunął się tak, by mógł popatrzeć na moją twarz i mogłam zobaczyć jednocześnie smutek i radość w jego spojrzeniu.
- Nie przeżyłbym bez Ciebie, Sky. Jesteś dla mnie wszystkim. Tak bardzo Cię kocham.
Zamiast odpowiedzieć, nachyliłam się i pocałowałam go, a jedyne co czułam to ten wszechogarniający mnie smutek. I nawet Niall nie mógł tego teraz zmienić. Nic nie mogło.
*
wow, smutno mi
Wszystko napisałam Ci na tt.
OdpowiedzUsuńTutaj dodam jeszcze tylko, że dziękuje Ci bardzo bardzo bardzo za to, że piszesz to opowiadanie i dodajesz tak czesto rozdziały <3
Jesteś naprawdę cudwoną autorką <3
A teraz ide sobie popłakać razem ze Sky.. AIDEN <3 ;(((((((((((
/@ILOVEMUSIC141
Smutny rozdzial szkoda Aidena :( mam nadzieje ze madie dorwa i spotka kara , a sky oby wyzdrowiala jak najszybciej ?... Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńTak czułam, że Aidene nie przeżyje... Smutny rozdziały... Wolę wesołe rozdziały...
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Płaczę, na prawdę cholernie ryczę, a nienawidzę tego. Bardzo trudno doprowadzić mnie do łez, możesz mi wierzyć, ale czytając ten rozdział nie dało się powstrzymać. Masakra.
OdpowiedzUsuńNie wiem co pisać, ale zrobiło mi się strasznie smutno. Trochę to głupie, bo to tylko opowiadanie, ale cóż.
Co do Maddy, nienawidzę cię suko! (XD)
Rozdział cudowny! Wzbudza tyle emocji, że hdhaksbhdhdwyghr
Świetny <3
OdpowiedzUsuńTeż wole wesołe zakończenia...
Czekam na następne.
Nie, nie, nieeee! Dlaczego Aiden nie żyje?!?!?! Ja go bardzo lubiłam... ta Maddie powinna dostać karę śmierci na krzesełku elektrycznym!
OdpowiedzUsuńomg cudowny
OdpowiedzUsuńO rany... Miałam łzy w oczach czytając ten rozdział. Tak strasznie mi żal Aidena. Można powiedzieć, że oddał swoje życie za Sky... :( Współczuję jej, teraz będzie się obwiniać za jego śmierć. Mam szczerą nadzieję, że Maddie szybko trafi do więzienia.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexxxt :*
Pozdrawiam i zapraszam też do mnie: onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com
Ale sie porobilo...
OdpowiedzUsuńJak mogłaś uśmiercić Aidena?!? Ryczę.... On był taki fajny :( I mam nadzieje,że Sky odzyska formę ;) To był na prawdę smutny rozdział.Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Clauduska Duśka xx.
Cały czas płaczę. Gdybyś napisała że Aiden jest w ciężkim stanie to Jeszcze by Żył. Dlaczego go usmierciłaś. To dzięki niemu Sky poznała Chłopaków. Myślałam że to Sky zginie ale że Aiden to mną bardzo wstrząsnęło. On będzie miał dziecko sorry on miałby dziecko. Madie musi Trafić do więzienia. A Sky musi wrócić do zdrowia.:'(
OdpowiedzUsuńPłacze. Krztuszę się łzami.
OdpowiedzUsuń,,- Co się stało, Sky? - spytał Louis, pocierając dłonią oczy. - Nikt nie chciał nam powiedzieć, co się stało.,,
OdpowiedzUsuń,, - Siedziałem w szpitalu przez ten cały czas - odezwał się. - Nie chcieli mnie do Ciebie wpuścić, Sky. Nie pozwolili mi Ciebie zobaczyć.,,
Mam nadzije , że to nie ostatni roździał. o bozee... nie ma słów by to opisać.. /Mii
Dodasz do zakładki ,,bohaterowie,, rodzice Skay i jej brata? Chciała bym zobaczyć jak dla Ciebie wyglądają. :)) A roździał jak to jedna czytelniczka napisała powyżej ,,nie ma słów by to opisać,, /Ana
OdpowiedzUsuń